Ostatni przypadek zagryzienia psa przez drugie zwierzę wywołał ogromne wzburzenie naszych Czytelników. Otrzymaliśmy mnóstwo wiadomości i telefonów, w których lubinianie oferowali pomoc w rozpoznaniu właściciela amstaffa. Były też zgłoszenia innych incydentów z udziałem agresywnych psów. Do jednego z nich doszło niedawno w okolicach ul. Żurawiej.
Starsza lubinianka, której 16-letni czworonożny towarzysz został rozszarpany przez amstaffa, otrzymała za naszym pośrednictwem dużo wyrazów współczucia i sygnałów, które może pomogą ustalić, kim jest właściciel agresywnego psa. Przypomnijmy, do tego wypadku doszło w ostatnią niedzielę.
Okazało się, że kilka dni wcześniej podobne zdarzenie miało miejsce na placu między ul. Żurawią i Sportową. Poinformował nas o tym Piotr, którego pies też został zaatakowany przez większe zwierzę.
– To było 13 grudnia, około godziny 20. Wyprowadzaliśmy z żoną psa. Maberic jest mały, więc puściliśmy go bez smyczy – opowiada lubinianin. – W pewnej chwili podbiegł do niego bulterier, znacznie większy i bez kagańca. Wyrwał się właścicielce, wyśliznął się z obroży i zaatakował naszego psa, gryząc go przez szelki. Przez około dziesięć minut wszyscy troje próbowaliśmy odciągnąć tego bulteriera. On w ogóle nie reagował, nie pomagało bicie go pięściami, kopanie, krzyki. W pobliżu byli też inni ludzie, ale bali się podejść – dodaje.
W końcu właścicielom Maberica udało się oswobodzić pupila. Pies został mocno pogryziony, ale przeżył. Bulterier przewrócił jednak na ziemię jego właściciela, który doznał urazu barku – po ponad tygodniu od zajścia wciąż nie jest w stanie ruszać ramieniem.
– Postanowiliśmy nie kierować sprawy do sądu, bo właścicielka psa zareagowała właściwie, nie uciekła – dodaje Piotr. – Nie rozumiem jednak, dlaczego właściciele tak groźnych psów nie zakładają im kagańców na wypadek wyrwania się ze smyczy lub obroży albo nie zakładają im szelek, z których znacznie trudniej jest się psu wyrwać.
Nasz Czytelnik jest zdania, że policja powinna uważniej przyglądać się właścicielom dużych psów. Mężczyzna zgłosił zajście na policji, ale tam dowiedział się, że przepisy nie nakładają obowiązku zakładania kagańca psom, nawet należącym do ras agresywnych. Za dobór środków ostrożności odpowiada właściciel – jeśli straci kontrolę nad zwierzęciem, grozi mu kara ograniczenia wolności, nagana lub grzywny. Mówi o tym art. 77 Kodeksu wykroczeń.
– Może w takim razie Urząd Miejski powinien przeprowadzić jakąś akcję edukacyjną, żeby zwrócić uwagę na ten problem. Przecież może dojść do prawdziwej tragedii! Nawet jak jeden na dziesięciu właścicieli psów zastanowi się nad tym i będzie ostrożniejszy, to już będzie coś – proponuje Piotr.
O wcześniejszych przypadkach ataków agresywnych zwierząt pisaliśmy tutaj:
- Amstaff dotkliwie pogryzł lubiniankę
- Puszczone bez smyczy mogą być niebezpieczne
- Mastif tybetański pogryzł lubiniankę
- Nawet kundel jest ogromnym zagrożeniem
- Rozszarpał jej przyjaciela w dzień urodzin
- Policja szuka właścicielki psa, który pogryzł 78-latkę