Lubińskie dziki policzone

256

Ponad trzystu leśników, myśliwych, strażaków i osób prywatnych przeczesywało podlubińskie lasy w poszukiwaniu dzików. To część ogólnopolskiej akcji inwentaryzacyjnej zleconej przez Ministerstwo Środowiska, której celem jest określenie liczebności dzików oraz ich rozmieszczenia na terenie Polski.

img_5855-kopia

Ministerstwo nakazało policzyć dziki w całym kraju ze względu na ryzyko związane z rozprzestrzenianiem się wirusa afrykańskiego pomoru świń (ASF). Ta wirusowa choroba nie jest groźna dla ludzi, ale prowadzi do ogromnych strat w hodowli trzody chlewnej. Do pracy w całym kraju oddelegowano 35 tys. ludzi, a w koordynowanej przez leśników akcji wzięli udział myśliwi, strażacy, rolnicy, a nawet służby graniczne.

— 29 października liczymy dziki w naszym nadleśnictwie. Nadleśnictwo koordynuje tę akcję, do współpracy zobowiązani zostali też członkowie kół łowieckich. Pomagają nam strażacy oraz pracownicy firm na co dzień świadczący usługi nadleśnictwu. Podzieleni jesteśmy na 9 grup, każda liczy koło 30 osób. Inwentaryzacja obejmie losowo wybrane 10% powierzchni leśnej — wyjaśnia Norbert Wende, rzecznik lubińskiego nadleśnictwa. — To pierwsza akcja na tak dużą skalę, można wręcz rzec: historyczna — dodaje.

Inwentaryzacja prowadzona jest metodą pędzeń próbnych. Jej zasady nie różnią się wiele od tych obowiązujących na zbiorowych polowaniach, choć w tym przypadku cały proces odbywa się bezkrwawo. Na granicy około 100-hektarowego prostokątnego obszaru, zwanego miotem, uczestnicy ustawiają się w czterech grupach. Od jednego krótszego boku do drugiego idzie szereg naganiaczy, a na jego flankach i czele stoją obserwatorzy, których zadaniem jest policzyć te dziki, które spłoszone uciekają z przeganianego miotu lub do niego wchodzą. 

Ministerstwo liczy prawdopodobnie, że wyniki inwentaryzacji potwierdzą tezę o nadmiernym zagęszczeniu tego gatunku i uzasadnią wydanie decyzji o odstrzale sanitarnym kolejnych tysięcy osobników. Okazuje się jednak, że przy tym terminie i sposobie przeprowadzenia akcji, uzyskane liczby mogą być mało wiarygodne, a dodatkowo mogą ucierpieć właściciele nieskoszonej jeszcze kukurydzy, w której dziki zaczną szukać schronienia. Może dojść także do wypadków samochodowych z udziałem płoszonej zwierzyny. Sami uczestnicy nie komentują decyzji ministerstwa.

— Termin akcji jest rzeczywiście trochę niefortunny. Dziki zostały już przepłoszone przez grzybiarzy i teraz kryją się w mało dostępnych miejscach. Poza tym zaczyna się okres huczki, podczas której dziki gromadzą się w duże watahy w celu kopulacji. Dlatego w jednym miocie możemy nie znaleźć żadnego dzika, a w innym nawet i dwadzieścia. Ale przegonimy dziś ponad 2 tys. hektarów i wg. statystyki powinniśmy dostać prawdziwe wyniki — mówi Norbert Wende. 

W Kole Łowieckim Knieja Lubin inwentaryzacja trzech miotów przebiegła sprawnie, chociaż udało się dostrzec i policzyć zaledwie… 1 dzika. Nieoficjalnie wiemy, że podobnie było w kilku innych grupach na terenie naszego nadleśnictwa. 

Z drugiej strony jednak, inwentaryzacja dzików to szlachetny pretekst do spędzenia dnia na łonie natury. Może zwierząt nie było za wiele, ale w przerwach udało się nazbierać całkiem sporo grzybów. Po akcji wszystkich jej uczestników zaproszono na ciepły gulasz i przekazano podziękowania za zaangażowanie i udzieloną pomoc. Wyniki liczenia dzików poznamy na początku listopada.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY