70 lat – Wszystko zaczęło się w Hażlach  

285

Do naszego miasta przyjechał, kiedy miejscowy klub dopiero rozwijał skrzydła. – Do Lubina zjeżdżali działacze i zawodnicy z klubów, w których sport miał już wysoki poziom – wspomina Franciszek Machej, który trafił do Lubina w latach 60-tych. – Futbol i boks, to były z początku priorytety. Taki był tutaj sportowy start, niewspółmierny jednak do bazy, bo tej, niestety nie mieliśmy – dodaje bramkarz. Przedstawiamy państwu kolejny odcinek z kart historii miedziowego klubu. Tym razem wywiad z bramkarzem, który zatrzymał Andrzeja Szarmacha.

49445bbb54bbfa409561b9566aba3822

Piłkarsko pierwsze kroki stawiał w rodzinnym Hażlach w powiecie cieszyńskim. – Zacząłem tam grać w latach pięćdziesiątych. W tamtych czasach było tak, że chodziło się do szkoły i do pracy na roli. Niekiedy udało się pójść na mecz w niedzielę, ale był to problem, bo pasłem krowy. Płakałem, bo chciałem zobaczyć starszych kolegów w akcji na boisku. Początkowo grałem jednak w hokeja, a w piłkę nożną, to w zależności czy byłem na bramce potrzebny – wspomina były golkiper Zagłębia.

1974.11.01 Zagłębie Lubin - Ruch Chorzow 1/16 P.P.
1974 Zagłębie Lubin – Ruch Chorzów 1/16 Pucharu Polski

Sportową przygodę Franciszek Machej kontynuował w wojsku. – Punkt zwrotny w mej karierze był w jednostce. Odbywały się rozgrywki kompanijne i szef zapytał, kto stanie między słupkami. Zgłosiłem się oczywiście. Wygraliśmy mecz i później znalazłem się w cywilno-wojskowym Piaście Sulechów. Od tej pory zaczęła się piłkarska zabawa. Trener Emil Czyżewski z Sulechowa, dał mi propozycję gry w Lechii Zielona Góra. Ten start był wyjątkowy, na wysokim poziomie. Później duży skok do Warty Poznań, a do Lubina trafiłem również dzięki szkoleniowcowi Czyżewskiemu, który budował ten klub – komentuje oldboy. 

Dla rozrastającego się Lubina, sport był bardzo ważnym punktem życia społecznego. Piłka nożna stawała się coraz bardziej popularna, a mecze oglądała licznie zebrana na trybunach publiczność. – Podczas spotkań miasto było wyludnione. Na mecze przyjeżdżali nawet rodzice z dziećmi w wózeczkach. Miasto małe, ale entuzjazm ogromny. Kiedy przyjechałem do Lubina, było społeczności dwadzieścia pięć tysięcy, a do pięciu tysięcy na stadionie. Do tej pory mamy największą średnią w lidze – wspomina Franciszek Machej. 

Wracając myślami do lat gry w Zagłębiu, były bramkarz wspomina wyjątkową atmosferę, którą zapewnili zespołowi trenerzy i sami zawodnicy. – Nie miałem jednego przyjaciela. Zespół tworzył monolit. Nie ma najlepszego, a także najgorszego. Dla nas wszystkich wielkim przyjacielem był świętej pamięci trener Sitko, a także Henryk Markowski. To byli przyjaciele, którzy zbudowali tutaj praktycznie wszystko, kiedy byliśmy zwykłymi kopaczami. Oni nam wpoili piłkę i zrobiliśmy razem słynny awans do drugiej ligi. To najwięksi ojcowie, dosłownie na boisku, poza nim i na obozach. Byliśmy bardzo zżyci ze sobą – komentuje Franciszek Machej, były golkiper Zagłębia Lubin.

Dalsza część wywiadu z Franciszkiem Machejem już niebawem.


POWIĄZANE ARTYKUŁY