50 lat żeńskiego szczypiorniaka: Historia Juliana Krasińskiego cz.2

1131

Wracamy do wywiadu z Julianem Krasińskim. W drugiej, a tym samym ostatniej odsłonie rozmowy z trenerem, dowiemy się jak zakończył przygodę z klubem, a także jak wyglądało życie jednego z pierwszych szkoleniowców żeńskiego szczypiorniaka w Lubinie w latach dziewięćdziesiątych. W następnym wywiadzie poznamy historię Sylwii Pociechy. Zapraszamy do lektury.

 

Spotkania z zawodniczkami z NRD

Julian Krasiński: W NRD w 1972 roku to pierwszy nasz mecz międzynarodowy. Jechaliśmy na listę ogólna, bo wtedy nie można było dostać paszportu, więc tak to wyglądało. To wielkie przeżycie w NRD, ale boiska były takie same jak u nas, a więc ten asfalt. Wygraliśmy ten turniej. Ja byłem na takim jednym. Później jeździł pan Hawrysz. Niemki przyjeżdżały do nas. Przede wszystkim było ciekawe same spotkanie. Byliśmy na takiej dyskotece, osobno dla dziewcząt, a osobno dla sztabu szkoleniowego. Tamte pytają czy może papieroska, a może piwko, a my nie kategorycznie nie! Później oczywiście miałem takie rozmowy z moimi zawodniczkami typu: trenerze, jak to tam można? Jutro mecz, a zawodniczka, która tam będzie przecież grała pije piwko. Mówiłem, że pewnie miały zawodniczki z NRD taki zwyczaj, były przyzwyczajone. Nie miałem na to odpowiedzi.

Warunki meczowe w konfrontacji z Niemkami również były nietypowe. Niby jeden zespół, a każda działała indywidualnie.

Julian Krasiński: Myśmy ograli te rywalki sprytem. Mniej mieliśmy taktyki, a szliśmy bardziej w kierunku ogólnorozwojowej. Robiliśmy tak, jak warunki pozwalały. Chwyty, podania, a taktyki na dziewięciu metrach nie zrealizujemy jakiś założeń taktycznych. Dlatego zawodniczki z NRD były bardzo atletyczne i było to widać.

Chęć gry w piłkę ręczna i miłość do sportu przynosiła konkretne rezultaty.

Julian Krasiński: Pomimo tak trudnych warunków szkoleniowych mieliśmy spore sukcesy. Jako MKS Cuprum w roku 1972 do kadry Dolnego Śląska zakwalifikowała się Bożena Kazimierczak, Anna Langner, Jadwiga Gordziejewska czy  Helena Mordarska. One w 1973 roku w Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży zdobyły srebrny medal. Tam nie było tylko Joli Saracyn i Heleny Mordarskiej. Warto tu wspomnieć właśnie o Ani Langner, która była doskonałą zawodniczką. Nie wiem jak skończyła, ale wiem, że później miała problemy zdrowotne. Bożena Kazimierczak. Wspaniała dziewczyna, wyjechała do Szwecji. Walczyłem o nią. Weszła do kadry Polski juniorek, a później do kadry Polski B. Spotkałem się z nią jakieś piętnaście lat temu. Dziewczęta nie trzeba było odciągać od telewizora czy komputera, trenowały nawet w deszczu. W 1973/1974 w rozgrywkach uczestniczyły trzy zespoły. Seniorki zajęły drugie miejsce, młodziczki drugie miejsce i juniorki awansowały do mistrzostw Polski, gdzie zajęły siódme miejsce. Wtedy grało się dwa razy dwadzieścia minut. Chyba był to mecz z Lublinem. Pierwszą połowę wygrywamy 7:2, a skończyło się 8:11 dla naszych rywalek. Dziewczyny odczuwały dodatkową motywację po tym, jak je zganiłem. Tutaj byłem po pierwszej połowie bardzo spokojny i poszedłem na papierosa. W przerwie dziewczyny miały porozmawiać między sobą. To był mój błąd. Trzeba było z nimi porozmawiać. Przegraliśmy mecz.

Mecz i rewanż w jeden weekend.

Julian Krasiński: Sezon 1974/1975 to osiem zespołów seniorek w rozgrywkach. Nasza liga początkowo była bardzo uboga. Grały trzy zespoły juniorek, dwa zespoły młodziczek, a seniorki miały dwie drużyny, więc związek łączył to wszystko i graliśmy ze sobą, a kolejność na koniec ustalali według rocznika. To były takie rozgrywki po to, aby dłużej pograć. Później był system, że były mecz i rewanż. W sobotę mecz pierwszy, a w niedzielę rewanż. To późniejsze czasy, kiedy były wolne soboty. W tym roku, 1975 za zajęcie drugiego miejsca w lidze, Szkolny Związek Sportowy zafundował nam wyjazd na turniej do Lublina, gdzie wystąpiło jedenaście zespołów. Przegraliśmy na te wszystkie mecze tylko jeden mecz z Tęczą Kwaśnik i zajęliśmy drugie miejsce. Po tym turnieju powołano do kadry Dolnego Śląska Ewę Sosłę, Mariolę Siarkowską i Małgosia Hołowata.

Praca na rzecz piłki ręcznej w województwie.

Julian Krasiński: W 1976 roku seniorki zajęły pierwsze miejsce w lidze międzywojewódzkiej. Juniorki zajęły czwarte miejsce, a młodziczki także czwarte. W tamtym czasie większą uwagę zwróciłem na seniorki, bo zdobyliśmy pierwsze miejsce. Nic to nam jednak nie dało, bo to kolejnego etapu już się nie zakwalifikowaliśmy. W latach 1972/1976 należałem do sztabu kadry Dolnego Śląska i podczas Czwartej Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży w Białymstoku z Jurkiem Dyrkaczem i Sznajderem prowadziliśmy reprezentację Dolnego Śląska i zdobyliśmy tam brąz. We wrześniu 1976 roku powstała Wojewódzka Federacja Sportu w Legnicy. Prezesem społecznym był Mirosław Śliwiński, a ja byłem tam pierwszym urzędującym wiceprezesem przez pięć lat do 1981 roku. Absolutnie to moje urzędowanie nie przeszkadzało mi w prowadzeniu zespołu, bo ustawiałem sobie zajęcia tak, aby nie kolidowała mi w prowadzeniu drużyny.

Mocna kadra lat siedemdziesiątych.

Julian Krasiński: Trzon zespołu w latach 1970 do 1979 stanowiły u mnie Jadwiga Gordziejewska, Kazimierczak, Stasia Żywicka, Ewa Soswa, Anna Langner, Joasia Zielińska, Hołowata Małgosia,  Janka Kulesza, Ewa Siarkowska, Helena Mordarska, Gabriela Zinkowiec, Krystyna Augustyn, Grażyna Marekwia, Ela Janaszek, Mirosława Kaczanowska, Basia Wójcik.

Jak poznał pan Romana Jezierskiego?

Julian Krasiński: Prowadziłem grupę juniorek młodszych w latach 1983 i później. Należały do zespołu Ela Kruk, Ela Krzyżanowska, Justyna Gul, Anna Gęgało, Elżbieta Pelc, Barbara Stanisławczyk, Beata Nawrocik. Uczestniczyliśmy w jedenastych Ogólnopolskich Igrzyskach Młodzieży w Poznaniu. To był tok 1984. Ela Kruk podczas tego turnieju zdobyła tytuł króla strzelców i na tych mistrzostwach poznałem Romana Jezierskiego, który wtedy prowadził Gdańsk. Wspaniały człowiek. Usłyszałem od niego takie powiedzenie, które skierował do bramkarki: Słuchaj, zaczniesz bronić czy nie, bo powieszę tam ręcznik i będzie tak samo bronił lub jeszcze gorzej, powieszę trampki. Dziewczyna weszła na parkiet z głową spuszczoną. Wygrał wtedy turniej. W tych latach dwukrotnie zastąpiłem trenera Jezierskiego na przygotowaniach w górach. Przyjechali po mnie. Ja, bardzo lubiłem góry. Kiedy sam trenowałem dziewczyny to biegałem razem z nimi. Za Romana już wytyczałem kierunek zawodniczkom i z pieczątką miały wrócić do mnie.  

Pożegnanie z drużyną.

Julian Krasiński: Wchodzimy do drugiej ligi w 1985 roku. Dwa zwycięstwa na początku nad Kielcami 21:19 i porażka z Konstalem Chorzów 22:28 i zwycięstwo nad Resovią 22:20. Z Konstalem mieliśmy trzeci mecz i wiedzieliśmy, że wygrał z Kielcami i nic nam nie grozi. Mieliśmy w tym okresie spore przygotowanie. Obóz sportowy w Raciborzu czy Obornikach Śląskich. Zagraliśmy wtedy trzy spotkania i później spotkaliśmy się ChKS Łodzią. Przegraliśmy 18:20, a następnie wygraliśmy 20:18. Prowadziliśmy zespół z Wieśkiem Jureckim on prowadził chłopców, ale później już zespół dziewczyn. Pod drugim meczu z Łodzią zostałem zdymisjonowany. Po mnie poprowadził zespół właśnie już tylko on, ale nie długo, bo zaraz po nim Manikowski Sławomir i Sokołowski Stanisław. Szkoda, że nie zostawili mnie o miesiąc dłużej. Znałem ten zespół i prawdopodobnie inaczej bym to wszystko ustawił. Taktycznie byliśmy nie dograni. Od tego momentu nie interesowałem się dalej tak mocno szkoleniem zawodniczek.

Powrót do treningów w szkole.

Julian Krasiński: W 1981 roku wróciłem do szkolnictwa. Miałem wrócić do Liceum Ekonomicznego, bo stamtąd mnie oddelegowano, ale ostatecznie wróciłem do szkoły podstawowej. Zaproponowano mi lepsze warunki. Dyrektorem była wtedy pani Sikorska. Tam powstawała hala sportowa, a ja jedną dodatkowo zrobiłem z łącznika. Poszedłem tam do pracy i zaczęło się szkolenie młodzieży. Przy ulicy Szpakowej utworzyłem boisko do piłki ręcznej, teraz jest tam parking. Wszystko robiliśmy sami. Zajęcia zaczynaliśmy już na boisku. Mieliśmy nawet SKS i kibiców z okien. Po dwóch latach oddano nam boisko asfaltowe do piłki ręcznej. Obok była piłka nożna. Pan Wacław Sroka był trenerem Zagłębia młodzików, również Zygmunt Woźniczka przyszedł do nas. Przysporzył nam dużo chwały, bo na jedenastce zdobywali co roku medal na igrzyskach młodzieży. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte zaczęły powstawać klasy sportowe. Ze mną współpracowała pani Zosia Janusz, Barbara Kazimierczak, pan Sroka jest oddelegowany do chłopców i Andrzej Firt, który wtedy był zainteresowany siatkówką, lecz pan Woźniczka przekonał go w kierunku piłki ręcznej. Czyli cała szkoła podstawowa numer jedenaście chłonęła całościowo piłkę ręczną. Były tez sukcesy. W 1989 roku zdobywamy brązowy medal na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w Płocku. Zremisowaliśmy z Kętrzynem 19:19, ale to nam wystarczyło do medalu. Niesamowita była walka.

MKS Parasol.

Julian Krasiński: W 1983 roku w Cuprum zostało wcielone do Zagłębia. W maju 1991 powołujemy klub MKS Parasol, a Krzysiek Szczepaniak powołuje MKS Bax. Współpracowaliśmy ze sobą. W Parasolu, oprócz pani Zosi Janusz, Basi Kazimierczak i mnie, przyłączył się do nas Witek Nieradko. Warto podkreślić, że w latach od 1990 do 2000 roku, jak grzyby po deszczu powstają Uczniowskie Kluby Sportowe. Wtedy nastąpiła reorganizacja. Powstał też właśnie nasz MKS Parasol, którego prezesem została pani Maria Krasińska. Były trudne czasy. Ludzie bali się brać za jakieś tam sprawy społeczne. Efektem naszego szkolenia było powołanie do kadry Polski Joanny Wiśniewskiej, Ali Grygorowicz do kadry Polski juniorek i Pauliny Szczygieł (prywatnie żona Grzegorza Gowina, przyp. red.) do kadry Polski. Żal mi jednego rocznika, mianowicie 1974, które zdobyły brązowy medal na igrzyskach młodzieży. Żadna z nich nie trafiła do Zagłębia Lubin.

W 2000 roku zdobyłem mistrzostwo Dolnego Śląska. Po reorganizacji szkół i powstały gimnazja. Tytuł zdobyliśmy w Obornikach Śląskich w klasach szóstych dziewcząt. Otrzymałem nagrodę od ministra. Prowadziłem dalej klasę sportową, będąc dyrektorem szkoły. Wtedy nie pracowałem w Parasolu, bo tam tylko do 1992 roku. Brak środków spowodował, że zwolniono wszystkich prócz Witolda Nieradki, ale on został. Pracowałem również w Zagłębiu od 1999 roku do 2002 roku. Prowadziłem jedną klasę sportową. Wtedy, dyrektor Jurek Szafraniec zafundował mi wyjazd do Kępna na piękny ogólnopolski turniej. Zajęliśmy ósme miejsce na dwadzieścia cztery zespoły, ale nie to było istotne. Jeśli chodzi o turnieje to objechałem całą Polskę. Szczecin czterokrotnie, sześciokrotnie Elbląg, a w Lublinie raz. Lubińskich i wojewódzkich było bardzo dużo. Byliśmy w Opolu, tak naprawdę chyba wszędzie. Pamiętam Tychy.  Jechaliśmy tam na turniej międzywojewódzki taką stonką, autobusem Starem przykrytym blachą. On nam się rozleciał po drodze. Dojechaliśmy autostopem. Rozegraliśmy mecz, nawet wygraliśmy. Pamiętam też, jechaliśmy do Elbląga, a okazało się na miejscu, że odezwały się u zawodniczek kobiece sprawy. Pobiegłem więc do apteki i poprosiłem o co trzeba to prawie cały worek dostałem tych rzeczy, a wtedy łatwo o to nie było. Takie były nasze podróże i przygody. W 2005 roku poszedłem na emeryturę. Z bólem serca, ale muszę powiedzieć, że mogłem pójść już wcześniej i wtedy, gdyby ktoś mnie potrzebował to pomocy w jakimś klubie to skorzystałbym z tego.

Z trenerem Julianem Krasińskim rozmawiał Mariusz Babicz.


POWIĄZANE ARTYKUŁY