Ta historia śmiało mogłaby posłużyć jako scenariusz filmowy. 31-letnia nauczycielka języka angielskiego ze szkoły podstawowej w Łucku wraz z mamą i 8-letnim synem uciekła do Polski przed wojną. W jednej z lubińskich podstawówek znalazła pracę jako asystent małych uchodźców. Gdy odwiedzała dzieci, którym miała pomóc, w klasie piątej spotkała… swoją uczennicę. – Przeuroczą dziewczynkę, której jestem wychowawczynią – mówi wzruszona Stanisława Koval.
Stanisława przyjechała do Lubina 25 lutego. Kiedy na Ukrainie wybuchła wojna, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy dla siebie, mamy i syna i razem uciekli do Polski. Przyjechali z Łucka w Ukrainie. Tutaj, w Lubinie, mają dalszą rodzinę i zdecydowali się skorzystać z ich gościnności.
Kobieta od razu podjęła pracę. – Przez pierwsze dwa tygodnie – zaraz po przyjeździe do Polski – pracowałam z policją jako tłumacz języka ukraińskiego. Chodziliśmy po ośrodkach, do których trafili uchodźcy, policja pytała kobiety, co widziały na Ukrainie: jaki rodzaj zniszczeń, czy zbrojne działania rosyjskie dotyczyły cywili itp. – opowiada 31-latka.
Kilka dni temu Ukrainka rozpoczęła pracę w Szkole Podstawowej nr 1 z oddziałami integracyjnymi. Została asystentem małych uchodźców, osobą, która – znając zarówno język polski, jak i ukraiński – pomoże im zaaklimatyzować się w nowym miejscu. Jej pomoc jest szczególnie ważna podczas lekcji języka polskiego, dlatego kobieta stara się być obecna na każdej z nich. Jakież było jej zdziwienie, gdy podczas pierwszego spotkania z uczniami klasy piątej spotkała tam swoją uczennicę. W szkole w Łucku Stanisława była jej wychowawczynią.
– Ta dziewczynka uciekła razem z mamą do Polski, nie wiedziały dokąd mają jechać, bo nie mają w tutaj nikogo bliskiego. Jej mama dowiedziała się, że w Lubinie są takie ośrodki dla uchodźców, że warunki są naprawdę dobre i zdecydowały się na przyjazd. W ośrodku dostały swój pokój, dziewczynka poszła tutaj do szkoły. Jest przeszczęśliwa, że ma tutaj swoją nauczycielkę, ja cieszę się równie mocno, że spotkałam tutaj swoją uczennicę. Innych swoich uczniów widzę tylko on-line przez kamerkę, a ją mogę uściskać. To przemiła dziewczynka – opowiada nauczycielka.’
Po południu, kiedy Stanisława Koval kończy bowiem pracę w SP 1, zaczyna zdalne lekcje ze swoimi uczniami z Ukrainy.
– Część dzieci została na Ukrainie, niektórzy nawet w Łucku, niektórzy wyjechali do dziadków w bezpieczniejsze rejony naszego kraju, spora część jest też w Polsce. Dwie moje uczennice znalazły schronienie w Hiszpanii. Dzięki zajęciom on-line cały czas mamy kontakt, ale co ważne – razem się też wspieramy – podkreśla 31-latka.
Jak wyglądają zajęcia on-line dla dzieci z Ukrainy? Na pewno nauczyciele starają się zrealizować obowiązkowy materiał, ale nie tylko. – Dzieci opowiadają gdzie mieszkają, jakie mają warunki, cały czas liczymy, że wkrótce znów na żywo spotkamy się w naszej szkole w Ukrainie. Takie wsparcie emocjonalne jest bardzo ważne, bo wojna to równie duża trauma dla dzieci. Takie spotkania, nawet on-line, są dla nich bardzo ważne, bo mogą choć na moment zapomnieć o wojnie. Ja już teraz widzę, jakie zmiany w nich zaszły: nawet te mniej grzeczne dzieci, dziś są grzeczne, dojrzalsze, widzą i rozumieją dużo więcej – podsumowuje Ukrainka.