Lubinianie uczcili dziś pamięć Polaków wymordowanych na Kresach Wschodnich. – To jest historia. Trzeba o tym pamiętać, po to, żeby tego nigdy więcej nie powtórzyć – mówi Antonina Buchta, pochodząca z Wołynia, dodając, że to historia również jej rodziny. – Wołyń jest wśród nas – stwierdza.
Dziś w Polsce obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II Rzeczypospolitej Polskiej, poświęcony m.in. ofiarom rzezi wołyńskiej. Również lubinianie, jak co roku, upamiętnili tych, którzy zostali zamordowani przed 76 laty. Najpierw w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa odprawiona została msza, później pod Pomnikiem Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Kresach Wschodnich II Rzeczpospolitej złożono kwiaty i zapalono znicze.
– Ofiarom należy się prawdziwa opowieść o ich tragicznej historii oraz trwałe miejsce w naszej pamięci – mówili harcerze, którzy również wzięli udział w uroczystości.
Oprócz nich nie zabrakło też przedstawicieli samorządów, Sybiraków czy kombatantów.
– Oddajemy dzisiaj hołd obywatelom II Rzeczypospolitej, którzy w haniebny sposób zostali zamordowani przez ukraińskich nacjonalistów, zrzeszonych w tzw. ukraińskiej powstańczej armii pod wodzą Stefana Bandery i tych którzy towarzyszyli im w ramach hitlerowskiej nawały – zaczął Wilhelm Kasperski, szef Powiatowej Rady Kombatantów w Lubinie. – Szczytem ludobójstwa był dzień 11 lipca 1943 roku: krwawa niedziela. Wtedy to hordy rozjuszonych banderowców postanowiły uderzyć jednocześnie na wszystkie około sto polskich osiedli. Kiedy Polacy modlili się w kościołach, pierścieniem otaczali je bandyci i podpalali. W płomieniach ginęli: dzieci, niewiasty i mężczyźni w dojrzałym wieku oraz kapłani. Ludobójstwo do dzisiaj nie zostało ukarane, a to ośmiela i promieniuje. Ośmiela, bo po ulicach Lwowa kroczą nowi młodzi nacjonaliści, niosąc ze sobą grozę, śpiewając hymn banderowski i niosąc flagi banderowskie. Sądzę, że w Polsce nie powinno być takich sytuacji, a jednak się zdarzają, m.in. w Legnicy czy Michałowie na koncertach śpiewany jest hymn banderowski i powiewają flagi – mówi, nie szczędząc mocnych słów, kombatant.
Wszyscy, którzy pojawili się dziś pod pomnikiem, zgodnie podkreślali, że o tych wydarzeniach nie można zapomnieć, by nigdy się nie powtórzyły.
– Jestem Wołynianką – przyznaje Antonina Buchta, prezes Związku Sybiraków w Lubinie. – Moi rodzice mieszkali cztery kilometry od Włodzimierza Wołyńskiego. Mnie ta gehenna ominęła. Po latach moja mama powiedziała, że miałyśmy szczęście w nieszczęściu, bo wywieziono nas na Syberię i nie znaliśmy tego, co stało się na Wołyniu. Jak wróciliśmy do Polski, rodzina nam opowiadała, co się wydarzyło w 1943 roku. Naszej wsi już nie ma. Mieszkańcy którzy ocaleli, postawili krzyż, na którym napisali: „Tu była wieś Helenówka, która spłonęła w 1943 roku” – mówi pani Antonina, dodając, że o tamtych wydarzeniach opowiada wnukom i prawnukom, nie może o tym zapomnieć. – Dla mnie wybaczyć jest łatwiej niż zapomnieć. Wołyń jest wśród nas, pomimo że tego nie przeżyłam, wiem, co tam było. Trzeba o tym opowiadać, pamiętać, żeby to nigdy się nie powtórzyło – podkreśla.