Pomogą, zanim będzie za późno…

3494

Co dziesiąte dziecko w Polsce potrzebuje pilnej pomocy psychologicznej i psychiatrycznej. Dostępu do niej jednak brak i w europejskich statystykach nasz kraj przoduje pod względem liczby samobójstw młodych ludzi. – Musimy o krok wyprzedzać niebywałą wręcz wyobraźnię dziecka, a szpital psychiatryczny powinien być ostatecznością – mówi Mariola Kośmider, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży w Lubinie. Placówka już w październiku zamierza przyjąć pierwszych pacjentów w ramach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej.

Fot. Eric Ward/Unsplash

Najwyższa Izba Kontroli w swoim ostatnim raporcie nie zostawiła suchej nitki na państwowej polityce ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. Miał być sprawnie działający system, a jest w zasadzie jeden wielki deficyt. To prawda?

Niestety tak. W 2017 roku, kiedy ustanowiono obecnie funkcjonujący Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego (NPOZP – przyp. red) i podkreślam to słowo „narodowy”, powszechnie twierdzono, że poprzedni program okazał się wielką klapą. Ten nowy miał być wspaniały, bo na poprawę zdrowia psychicznego i dzieci, i dorosłych nie tylko miały być przeznaczone ogromne pieniądze, ale też wprowadzone odpowiednie mechanizmy systemowe. Pięknie rozdzielono funkcje, zadania i kompetencje i właściwie na tym się skończyło. Był hurraoptymizm i nadzieja, że coś się wreszcie zacznie dziać, a dziś jedynym zrealizowanym tematem jest rozpoczęcie pilotażu centrum zdrowia psychicznego dla dorosłych – powstało 30 takich ośrodków w Polsce, docelowo ma ich być około trzystu. Wciąż zatem mówimy bardziej o mapie niż konkretnych działaniach.

Kwestie dotyczące dzieci i młodzieży też zostały potraktowane po macoszemu. Właściwie cokolwiek drgnęło dopiero po dramatycznym zdarzeniu, które w zeszłym roku spotkało 15-letnią pacjentkę*. Raport, o którym pani mówi, dotyczy okresu do marca tego roku i po tej dacie pewne działania zostały podjęte, ale zaraz potem pojawiła się pandemia… W efekcie nadal nie mamy wielu rzeczy, które powinny być już zrealizowane.

Na początku 2018 r. przy Ministrze Zdrowia został powołany zespół ds. psychiatrii dzieci i młodzieży. Prace Zespołu zbiegły się z inicjatywą prezydenta Roberta Raczyńskiego, która dotyczyła utworzenia pierwszej w kraju placówki realizującej kompleksową opiekę nad dziećmi i młodzieżą. O takim modelu psychiatrii dzieci i młodzieży jest mowa zarówno w NPOZP, jak i we wszystkich istotnych dokumentach, które pojawiły się w kraju w ciągu ostatnich dwóch lat.

W raporcie czytam, że ten zespół stworzyło trzynaście osób, rok później doszło kolejnych jedenaście i do dzisiaj nie wydały one ani jednej rekomendacji, co dalej z tą dziecięcą psychiatrią. W pierwszym kwartale tego roku miały ruszyć konkursy Narodowego Funduszu Zdrowia na usługi w zakresie tego rodzaju opieki zdrowotnej. Same plany…

Jako podmiot leczniczy Dolnośląskie Centrum Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży jesteśmy do tego przygotowani merytorycznie, lokalowo i kadrowo. Jestem przekonana, że w najbliższych tygodniach Fundusz taki konkurs wreszcie ogłosi, będziemy mogli złożyć naszą ofertę – bardzo dobrą ofertę – i rozpocząć działalność w ramach kontraktu z NFZ.

Niezależnie od tego na przełomie października i listopada rozpoczniemy działania, o których braku w Polsce NIK też wspomina – mam na myśli profilaktykę prowadzoną w otoczeniu dziecka w rodzinie czy też w szkole. Kompleksowa opieka psychiatryczna powinna zaczynać się właśnie od wsparcia środowiskowego i następnie dobrej diagnozy psychologicznej a w razie potrzeby diagnozy lekarskiej – psychiatrycznej. Te działania powinny zostać uruchomione, zanim dziecko trafi w kryzysie do szpitala. Dzisiaj nie ma placówek, które taką kompleksową opiekę zapewniają, a profilaktyka w zasadzie nie istnieje.

W kwietniu uruchomiliśmy teleporady. Telefonów było tak dużo, że po miesiącu musieliśmy zatrudnić drugiego specjalistę w dziedzinie psychologii dziecięcej klinicznej. Codziennie dyżurująca przy telefonie przez cztery godziny osoba ma pełne ręce roboty.

Częściej dzwonią dzieci czy rodzice?

Rodzice. Na wakacjach częściej odzywała się młodzież. Teraz, po rozpoczęciu roku szkolnego, znowu więcej jest interwencji dorosłych, którzy szukają pomocy dla swoich dzieci.

Co im doskwiera najbardziej?

Nasi psycholodzy twierdzą, że najczęściej są to nerwice lękowe i niestety depresja. W wakacje szczególnie dokucza im samotność, z kolei po powrocie do szkoły młodzi ludzie częściej doświadczają różnego rodzaju społecznych wykluczeń. Gdy pojawiają się problemy w relacji z rówieśnikami czy w nauce, pojawia się lęk i niepokój. W czasie pandemii dodatkowo dzieci i młodzież borykali się ze skutkami izolacji i zamknięcia, często na małej powierzchni. Wtedy uwypuklały się wszystkie problemy rodzinne.

Trzeba było znosić własną rodzinę?

Czasem tak. Gdy do tego dochodziły jeszcze alkohol, przemoc, psycholodzy mieli do czynienia z sytuacjami, które zwyczajnie dzieci przytłaczały.

Szkoły w miarę swoich możliwości starają się zapewniać uczniom pomoc, a dziecko, które wychodzi z domu obciążonego problemami, mogło otrzymać tam pewne wsparcie. Pandemia tę pomoc ograniczyła. Trzeba przy okazji powiedzieć, że z powodu obecnych przepisów generalnie szkoły mają często związane ręce. Poza własnymi obserwacjami nie mają dostępu do większości informacji o dziecku. Jeżeli mama, tata, dziecko nic nie powie, to nauczyciel i pedagog o niczym się nie dowie. Nawet gdy uczeń w kryzysie trafia do szpitala psychiatrycznego, to po powrocie rodzice nie mają obowiązku zgłaszania tego w szkole, więc nadal szkoła nie ma tej ważnej dla wsparcia dziecka informacji. Szkoła może dziś jedynie prosić rodziców o współpracę. Nowy system też ma to zmienić, dlatego czekamy właśnie na konkurs NFZ, który pozwoli nam ruszyć z centrum środowiskowej opieki psychologicznej i psychoterapeutycznej dla dzieci i młodzieży. Chcemy móc reagować, zanim będzie potrzebna interwencja psychiatryczna w oddziale szpitalnym.

Widzimy też konieczność zapewnienia dzieciom opuszczającym szpital rehabilitacji psychologicznej, żeby mogło się przygotować do powrotu do swojej codzienności w szkole i domu.

Do takiej działalności, z dziennym oddziałem włącznie, będziemy gotowi do końca tego roku. Obecnie mamy już przygotowane gabinety lekarskie i psychologiczne, sale terapeutyczne, w tym gabinet terapii sensorycznej, sale do terapii indywidualnej i wspaniałą salę do terapii rodzinnej, z lustrem weneckim. Mamy też już świetną kadrę – psychologów, psychoterapeutów – i zanim NFZ ruszy ze swoim konkursem, my ze środków samorządowych będziemy mogli w październiku ruszyć z naszym programem profilaktycznym i zdrowotnym.

Czyli na dziś polegacie wyłącznie na pieniądzach z miasta?

Tak. Rada Miejska jednogłośnie przyjęła program promocji zdrowia psychicznego dla Lubina i w ślad za tym zarezerwowane zostały środki w budżecie miasta.

Do tej pory na adaptację obiektu przy ul. Konopnickiej, gdzie znajduje się nasza przychodnia, wraz z jego wyposażeniem i sprzętem do diagnostyki, wydaliśmy 1,5 mln zł. Oprócz tego samorząd przekazał nam gotową koncepcję Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży oraz działkę pod budowę szpitala przy ul. 1 Maja.

Duża część raportu NIK mówi o braku specjalistów: terapeutów, lekarzy, pielęgniarek psychiatrycznych. Lubin nie ma z tym problemu?

Przyznam, że na etapie przygotowywania koncepcji Centrum bardzo się tego obawiałam. Okazało się jednak, że receptą na sukces jest stworzenie takiego miejsca, w którym specjaliści otrzymają możliwość pełnego wykorzystania swojego potencjału – wiedzy i doświadczenia, będą mogli skorzystać w terapii z nowoczesnych narzędzi diagnostycznych, sprzętu medycznego i przez to zapewnić bardzo dobre, przyjazne warunki do pomagania swoim pacjentom.

Wiadomość o tym, że w Lubinie ma powstać placówka kompleksowo zajmująca się dziećmi i młodzieżą, szybko rozeszła się po kraju. Rozdzwoniły się telefony i zaczęły do nas spływać podania o pracę. Okazało się, że jest tak wielu fantastycznych psychologów, lekarzy i pielęgniarek psychiatrycznych, którzy marzą o pracy w nowoczesnej placówce, kompleksowo pomagającej dzieciom, w dodatku z perspektywą pracy naukowo-badawczej. Koordynację budowy naszego zespołu przyjęła dr n. med. psychiatra dziecięca Sylwia Adamowska.

O tym, jak potrzebny jest taki ośrodek, świadczy też uzyskana, ustawowo wymagana, opinia Wojewody Dolnośląskiego, który pozytywnie ocenił celowość całej inwestycji. Dokument ten potwierdza, że Centrum, które tworzymy, jest bardzo potrzebne, ma sens, że robimy to dobrze i że coś, co jest „dolnośląskie”, niekoniecznie musi od razu znajdować się we Wrocławiu. Po drodze nasza koncepcja była weryfikowana także przez Narodowy Fundusz Zdrowia i inne instytucje – one również oceniły ją pozytywnie. Można powiedzieć, że dostaliśmy świadectwo z czerwonym paskiem.

Skoro już o potrzebach mówimy – raport mówi o 630 tysiącach dzieci i młodzieży w Polsce, które wymagają opieki psychologa lub psychiatry. To liczba alarmująca, bo oznacza, że prawie co dziesiąty młody Polak znajduje się w psychologicznym kryzysie. Statystycznie w trzydziestoosobowej klasie troje uczniów boryka się z poważnymi problemami.

Problem jest ogromny, dlatego trzeba jak najszybciej rozpocząć kompleksowe działania. W naszej przychodni przy ul. Konopnickiej część działań, z terapią sensoryczną i zajęciową włącznie, adresujemy też do najmłodszych dzieci, bo coraz częściej już maluchy mają problem z prawidłowym rozpoznaniem bodźców płynących z otoczenia.

Mariola Kośmider

Bardzo złym trendem statystycznym jest też ogromna liczba prób samobójczych. W Europie niestety przodujemy pod względem skutecznych prób samobójczych. Proszę sobie wyobrazić, w jak wielkim kryzysie musi być dziecko, które decyduje się na taki krok!

Oprócz zamachów na swoje życie występuje też problem samookaleczeń, którymi coraz częściej swoje emocje manifestują nastolatki.

Co się dzieje w polskich domach, że dzieci w taki sposób wołają o pomoc?

Jak twierdzą psycholodzy, tu się kłania brak profilaktyki i właściwej edukacji. Jednocześnie gdy dochodzi do tego brak czasu rodziców, czasami brak świadomości, często ubóstwo, niewydolność społeczna, wstyd, wtedy mamy pięć podstawowych barier w dotarciu do dziecka i rozpoznaniu, jakiej pomocy potrzebuje. Ponieważ naszą rolą jest pomoc dziecku, w pełni deklarujemy pomoc całej rodzinie i otoczeniu dziecka.

A dziecko w tym wszystkim nie tylko samo cierpi, ale też w swoim mniemaniu nie chce zawieść rodziców, przysporzyć im kłopotów i bierze na swoje barki decyzje, które powinni podejmować dorośli. To obciążenie problemami dorosłych jest dziś bardzo częste. Dziecko potrzebuje silnego oparcia w rodzinie, a niestety często to ono rodzinie pomaga.

Trzeba też pamiętać o Internecie i jego niebezpieczeństwach – film „Sala samobójców” powinien obejrzeć każdy rodzic.

Czyli w waszej działalności powinna być jeszcze sekcja dla rodziców…

I o tym pomyśleliśmy. Nie tylko mamy salę terapii rodzinnej, ale też będziemy dążyć do zawierania z rodzinami swoistych kontraktów, by pomagać dziecku w jego całym środowisku, zaczynając od tego najważniejszego – domu. Rodzinę trzeba oczywiście chronić, ale rodzina – poza swoimi prawami – ma też obowiązki. Wierzę, że jeśli rodzice kochają swoje dziecko i chcą dla niego dobrze, to posłuchają mądrego, doświadczonego psychologa. Do tego potrzebne są jednak mechanizmy, dzięki którym na pierwszą pomoc dla dziecka nie trzeba będzie czekać nawet cztery miesiące, żeby można było o krok wyprzedzać niebywałą wręcz wyobraźnię dziecka i żeby szpital psychiatryczny był ostatecznością.

Rozmawiała: Joanna Dziubek

* Z powodu braku miejsc na dziecięcym oddziale psychiatrycznym w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Gdańsku 15-latka została umieszczona na oddziale dla dorosłych, gdzie zgwałcił ją jeden z pacjentów (przyp. red.)


POWIĄZANE ARTYKUŁY