Mieszkańcy mają dość: Nie jesteśmy trzecim światem

8216

Krany są notorycznie suche, a gdy już się w nich pojawi woda, to zwykle jest skażona. Żeby się wykąpać, zrobić pranie czy wykonać inne podstawowe czynności dnia codziennego muszą jechać po wodę do oddalonych o kilka kilometrów sklepów. Tak od kilku lat wygląda życie mieszkańców Redlic koło Ścinawy. Twierdzą, że z problemem pozostali sami, bo ani władze gminy, ani Zakład Gospodarki Komunalnej w Ścinawie nie podejmują żadnych konkretnych działań, by poprawić tę sytuację. – Już od dłuższego czasu pierwsze co robię po wyjściu z pracy, to dzwonię do żony z pytaniem, czy jest woda. To nie jest normalne – przyznaje jeden z mieszkańców.

Mieszkańcy Redlic mają już dosyć. Choć podobny problem dotyka też dziewięciu pobliskich wsi to jednak uważają, że to oni są w najtrudniejszym położeniu. Dosłownie i w przenośni.

– Praktycznie co miesiąc jest jakaś awaria, wody brakuje po kilka lub kilkanaście godzin. Nawet jeśli jest komunikat o przerwach w dostawie, to nie jesteśmy informowani, kiedy ta woda wróci. Około 5 lat temu zostało wyłączone ujęcie wody w Wielowsi oddalone o 3 km od Redlic i od tamtej pory pojawił się problem. Włączono tylko zasilanie z Krzyżowej oddalone o 12 km i położone 20 metrów niżej od naszej wsi, która znajduje się najwyżej w gminie Ścinawa. Zanim ciśnienie w sieci się wyrówna, a po drodze jest jeszcze 9 miejscowości, to mija kilkanaście godzin – mówi Marcin Myśków, sołtys Redlic.

Marcin Myśków, sołtys Redlic

– Kilka lat temu był pożar domu. Przyjechała straż, ale nie miała, jak gasić, bo nie było wody, mimo że kilka metrów obok stał hydrant. Strażacy musieli jeździć po tę wodę do Miłosnej. Niestety budynek spłonął całkowicie – przypominają mieszkańcy. 

O poprawę sytuacji mieszkańcy starają się walczyć na rożne sposoby. Dzwonią, piszą i osobiście odwiedzają ścinawski ratusz. Póki co jednak bez większych sukcesów. Kilka dni temu na spotkanie ws. wody zaprosili do wiejskiej świetlicy burmistrza Krystiana Kosztyłę oraz przedstawicieli ZGK w Ścinawie. Nikt się nie pojawił.

– Nikt też nawet nas o tym nie powiadomił, oprócz kierownika operacyjnego, który wysłał wiadomość, że nie przyjedzie, bo ma pilną wizytę z pieskiem na zastrzyk. Niestety, pies jest ważniejszy od mieszkańców naszej wsi. A ludzi było dużo, bo ponad 50 osób. To jedna czwarta mieszkańców wsi – mówi Mirosław Galant, mieszkaniec Redlic.

Mirosław Galant, mieszkaniec Redlic

– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że władze nas nie słuchają. Jeżeli jest brak wody, to musimy automatycznie pędzić do okolicznych sklepów i o tę wodę walczyć. A przecież nie każdy posiada auto, żeby dojechać, dlatego jesteśmy zmuszeni sobie nawzajem wszyscy pomagać. Mamy XXI wiek, a tutaj nic nie działa – dodaje.

Zapewnienie podstawowej higieny czy gotowanie dla redliczan nierzadko stanowią nie lada wyzwanie. Nie wspominając już o pracach w polu. Odkręcając kurek, nigdy nie mają pewności, że poleci z kranu poleci woda. Mówią, że czasem czują się jak na loterii.

– Małe dzieci trzeba jakoś wykąpać. W naszym przypadku jest pięcioro dzieci plus mąż, który pracuje. Jak zrobić kąpiel przy braku wody? Jak umyć naczynia przy tylu osobach? Jak zrobić coś koło domu, gdzie są jeszcze zwierzęta? Oni w ogóle nie rozumieją naszych potrzeb jako ludzi. Dla nich jesteśmy tylko liczbami na kartkach. Absolutnie nie mamy wsparcia ani od gminy, ani od rady, ani od zarządu ZGK. Zostawili nas – podkreśla z oburzeniem Katarzyna Galant.

Katarzyna Galant, mieszkanka Redlic

Komentarz w sprawie chcieliśmy w pierwszej kolejności uzyskać od burmistrza Ścinawy. Jednak zostaliśmy odesłani do prezesa zarządu ZGK Rafała Kaczmarzyka, który przyznał, że w ostatnim czasie faktycznie dochodziło do kilku poważnych awarii sieci tranzytu wody czy lokalnych punktów przyłączeniowych. Jak twierdzi, są one „wynikiem działania firmy zewnętrznej w ramach prowadzonej dużej inwestycji polegającej na budowie sieci kanalizacyjnej”.

– My oczywiście nie odcinamy się od tych niefortunnych zdarzeń, interweniujemy u wykonawców w zakresie prowadzonych inwestycji, oni z kolei tłumaczą się tym, że rzeczywisty przebieg sieci nie zawsze jest zgodny z projektem, a niektóre odcinki czy punkty przyłączeniowe nie są w ogóle naniesione na mapach – tłumaczy prezes.

– Chciałbym podkreślić, że zdaję sobie sprawę z faktu, że jesteśmy w trudnym momencie realizacji dużych projektów na rzecz mieszkańców, które wprowadzają sporo zamieszania i duży dyskomfort. Proszę jednak pamiętać, że te inwestycje służą temu, by w efekcie tych zmian na końcu podnieść standard funkcjonowania naszych klientów, by żyło im się lepiej i godniej. Ten trudny czas musi jednak przeminąć, a my będziemy się starać, by te uciążliwości w miarę możliwości ograniczać – zaznacza.

Prezes zaprzeczył też jakoby pracownicy ZGK unikali kontaktu z mieszkańcami. – Proszę zauważyć, doszło do uszkodzenia naszej sieci przez firmę zewnętrzną, ale my nie szukaliśmy winnych, lecz zajęliśmy się przywróceniem dostaw wody w trybie pilnym. Ponadto kierownik ds. operacyjnych był w stałym kontakcie z mieszkańcami poprzez nasz portal na Facebooku, telefonicznie oraz poprzez kontakt z sołtysami – zapewnia Kaczmarzyk.

W odpowiedzi mailowej szef gminnej spółki nie odniósł się natomiast do jakości dostarczanej wody. Ta, zdaniem mieszkańców, bardzo często nie nadaje się do spożycia z powodu skażenia bakteriami E.coli, o czym mają być informowani dopiero kilka dni po fakcie.

Pomysłów na choćby niewielką poprawę tej trudnej sytuacji jest sporo. Jednym z nich jest uruchomienie zasypanej popegeerowskiej studni znajdującej się na terenie wsi. – Jeśli gmina by się tym zainteresowała i jakoś ją odbudowała i sprawdziła, czy tam jest woda zdatna do użycia, to w razie awarii moglibyśmy sobie tam chodzić. Nie musielibyśmy wtedy jeździć 12 czy 15 km po wodę do sklepu. To już byłby jakiś ratunek – proponuje Anna Zoryło z Redlic.

Zdesperowani mieszkańcy oczekują od samorządu konkretnych działań. – Naprawy, wymiany albo modernizacji, tak, żeby ludzie mieli tę wodę na co dzień. Nie jesteśmy krajem trzeciego świata albą jakąś Czeczenią, żeby nam wody brakowało – mówią.

Anna Zoryło, mieszkanka Redlic

– Naprawdę mamy tego dosyć. Muszą być podjęte konkretne działania, przynajmniej ze strony gminy. Choćby beczkowóz wysyłać na bieżąco, kiedy są te naprawy – dodają.

Mieszkańcy mają żal, że o ich wsi władze przypominają sobie tylko przed wyborami. – Burmistrz pewnie nawet nie wie, gdzie leżą Redlice. Chyba nigdy tutaj nie był – uważają niektórzy.

Warto przy tej okazji przypomnieć gorącą dyskusję, jaka dwa lata temu odbyła się w ścinawskim ratuszu. Efekty tych rozmów były zadowalające, ale krótkotrwałe. Z bieżącej wody w kranach mieszkańcy Redlic mogli swobodnie korzystać przez następne dwa miesiące.

– Były też konkretne plany modernizacji sieci. Za Wielowsią miała być przepompownia wzmacniająca ciśnienie wody. Skończyło się jednak na planach. Później wrócił temat uruchomienia ujęcia wody w Wielowsi. Z tego, co wiem to wymieniono tam pompy, ale póki nie będzie tam działać stacja uzdatniania wody to niestety to ujęcie nie ruszy z miejsca. Bo wcześniejsze analizy wykazywały, że woda jest skażona azotanami – informuje sołtys Marcin Myśków.

Prezes ZGK Rafał Kaczmarzyk zapewnia, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Na potwierdzenie swoich słów przesłał nam dwie prezentacje. Jedna dotyczy planu rozwoju spółki ZGK, gdzie „znajdują się precyzyjne informacje o inwestycjach w najbliższym czasie”. Druga to prezentacja z kampanii pomiarowej w zakresie modelu hydraulicznego.

– Działamy i jestem dobrej myśli, że te inwestycje, które realizujemy i planujemy zrealizować, doprowadzą do pozytywnego finału w zakresie jakości i dyspozycyjności dostawy wody – dodaje szef ZGK.


POWIĄZANE ARTYKUŁY