Komedia romantyczna w Kulturze Dostępnej

74

Komedię romantyczną „Planeta singli” będzie można obejrzeć już w czwartek, 29 grudnia, w Kulturze Dostępnej w lubińskim Heliosie. A 5 stycznia ruszy kolejna, szósta edycja tego cyklu.

Planeta singli

Seans rozpocznie się o godzinie 18, a bilety na niego kosztują tylko 10 zł. Kultura Dostępna, w ramach której pokazana zostanie produkcja „Planeta singli”, to akcja ułatwiająca Polakom dostęp do rodzimej sztuki filmowej. Zniwelowana zostaje jedna z głównych barier dostępu do kina, jaką jest wysoka cena biletów.

Pokazy filmowe w ramach Kultury Dostępnej odbywają się w każdy czwartek, zawsze o godzinie 18. W styczniu rozpocznie się kolejna edycja cyklu. W pierwszym miesiącu nowego roku będzie można obejrzeć: „Sługi Boże” (reż. Mariusz Gawryś), „Zjednoczone Stany Miłości” (reż. Tomasz Wasilewski), „Czerwonego Kapitana” (reż. Michal Kollar) oraz „Excentryków czyli po słonecznej stronie ulicy” (reż. Janusz Majewski).

Poniżej recenzja „Planety singli” Łukasza Maciejewskiego.

Przyznaję się bez bicia, „Planeta singli” to nie jest moje kino. Doceniam jednak film jako produkt niezłej klasy. A na mizernym, pod względem jakościowym, rynku polskiej komedii romantycznej „Planeta singli” to prawie jak Mount Everest w stosunku do Gubałówki. No, może trochę się zagalopowałem. Póki co mówimy jeszcze o Kasprowym Wierchu…

O „Planecie singli” można napisać z czystym sercem wiele pozytywnego, ale na pewno nie to, że film jest oryginalny. Przeciwnie, dosyć nawet cynicznie żeruje na sprawdzonych to tu, to tam konceptach scenariuszowych. Coś z „Notting Hill”, coś z „Masz wiadomość”, całkiem sporo z show Kuby Wojewódzkiego.

Nie ma powodów do świętego oburzenia, tak na całym świecie działa kino producenckie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie myśli zresztą o „Planecie singli” inaczej niż w kategoriach zręcznego produktu. Do Cannes film się nie nadaje, do Gdyni chyba też nie. Ale właśnie jako produkt sprawdza się doskonale.

„Planeta singli” trafiła premierowo do kin w idealnym momencie – na walentynki. Frekwencja była bardzo wysoka, a widownia wychodząca z kin wydawała się całkiem zadowolona. Nikt nie czuł się tym razem nabity w butelkę, chociaż historia jest prościutka i dosyć naiwna (rozważna i romantyczna spotyka wielkiego cynika, któremu kradnie serce), a reżyseria – powiedzmy sobie szczerze – umowna, ale za to w głównych rolach oglądamy dyżurnego Maćka Stuhra, mniej znaną, zupełnie niezłą Agnieszką Więdłochę, Tomasza Karolaka czy cudownego Piotra Głowackiego w roli gejowskiego przyjaciela głównego bohatera.

Film jest może trochę zbyt długi, ale ogląda się go z uśmiechem, i mimo wszystko z pewnym rozbawieniem. W sam raz na wakacyjną randkę w kinie.

Łukasz Maciejewski


POWIĄZANE ARTYKUŁY