Bunt nastolatka – to trzeba, a nawet warto przeżyć

1233

– To niemal jak ponowne narodziny: człowiek już umie chodzić, czytać, pisać, ale od nowa buduje swoją tożsamość – tak o buncie nastolatka mówi Małgorzata Niklasińska z Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Lubinie. Psychologowie są zgodni, że zamiast słowa „bunt” właściwiej jest mówić „autonomia”. Tak czy inaczej, okres dorastania to niełatwy czas – i dla nastolatków, i dla ich rodziców.

Fot. gpointstudio/Freepik

Pierwsze symptomy w postaci negowania rodzicielskich opinii i decyzji pojawiają się już w wieku 11 – 12 lat. Opór stopniowo narasta, by osiągnąć kulminację, gdy dziecko ma 15 – 16 lat. Wtedy konflikty są najostrzejsze i najgłośniej trzaskają drzwi od nastolatkowego pokoju. Zdarza się, że padają przykre słowa lub panuje długa cisza. Potem napięcie zaczyna stopniowo maleć, w miarę jak latorośl wypracowuje swoją nową pozycję w rodzinie. Przez te lata rodzicielska cierpliwość wystawiana jest wiele razy na ciężką próbę. Trzeba pamiętać, że to naturalna kolej rzeczy.

– Tarcia z rodzicami są rozwojowe dla całej rodziny – podkreśla Małgorzata Niklasińska, psycholog z DCZPDM w Lubinie. – Dziecko samo już szuka swojej drogi i domaga się prawa do niej. Jest innym człowiekiem, który w dodatku dorasta w innej rzeczywistości niż rodzice. Ja sama jestem z pokolenia, które się wychowywało bez komórki i komputera, a widzę, jak oni obcują ze sztuczną inteligencją, która w ich życiu będzie normą. Rodzice nie się w stanie ich do tego przygotować i często nie są w stanie zrozumieć świata swoich dzieci.

Najogólniej ujmując, bunt nastolatka to jego sprzeciw wobec zasad ustalanych przez dorosłych i całe społeczeństwo. Dorosłych postrzega jako nadmiernie ingerujących, kontrolujących, narzucających swoje zdanie. Społeczeństwo z kolei chce często niemal rewolucyjnie zmieniać. Nastolatek bez pardonu wytyka rodzicom wiele rzeczy – czasami słusznie, czasami nie. Jednocześnie cechuje go nasilony egocentryzm, przez co trudno mu uwzględniać perspektywę innych, szczególnie dorosłych.

– Od nowa buduje swoją tożsamość, co już samo w sobie jest poważnym, głębokim procesem. Do tego dochodzą zmiany biologiczne w mózgu, zmiany hormonalne, budząca się seksualność, rozwijająca się zdolność myślenia abstrakcyjnego. Oni nagle znajdują się w zupełnie nowej rzeczywistości. W dodatku zdają sobie sprawę, że dorośli nie zawsze wiedzą, co należy w danej sytuacji robić, nie mają odpowiedzi na wszystkie pytania, że są sytuacje, które mamę i tatę mogą przerosnąć – wyjaśnia Małgorzata Niklasińska.

Nie zawsze bunt nastolatka manifestuje się jego niegrzecznością, kłótliwością czy wręcz awanturowaniem się. Takie zachowania przejawia mniej więcej połowa młodych ludzi. U innych może pojawić się fałszywa dorosłość – dziecko będzie próbowało radzić sobie ze swoimi trudnymi sprawami unikając nowych rzeczy i potencjalnych konfliktów. W oczach dorosłych wypadnie jako dojrzałe i ułożone, ale cena za to może być wysoka.

– Ryzyko jest takie, że ten pozornie dojrzały nastolatek przeżyje kolejne dwadzieścia, trzydzieści lat nie wiedząc, kim naprawdę jest, nie czując siebie i nie umiejąc znaleźć swoich celów. I wtedy pojawi się tak zwany kryzys wieku średniego, nierzadko też depresja, zaburzenia lękowe i wiele innych problemów – sygnalizuje psycholog.

Trzeba też pamiętać, że cechujące nastoletnie dzieci częste i radykalne zmiany nastrojów w dużej mierze wynikają z przemian fizjologicznych. Zmienia się biochemia organizmu, inaczej zaczyna funkcjonować ciało migdałowate i kora przedczołowa. Jeśli jednak proces dorastania przebiegnie prawidłowo, za parę lat impulsywność i nadmierną emocjonalność zastąpi rzeczowa analiza i umiejętność spokojnego podejmowania decyzji.

Ważnym tematem jest to, co dzieje się z nastoletnimi ciałami, gdy do głosu dochodzą hormony, bo dzieci ten proces bardzo destabilizuje psychicznie. Posiadają wiedzę, którą czerpią głównie z internetu, ale także książek, szkoły czy od rówieśników, ale bardzo trudno im zaakceptować swoje nowe ciało. Dobrze, by rodzice z wyczuciem włączyli się w ten proces. Pomagali go zrozumieć, wystrzegali się komentarzy na temat ciała dziecka. Dla wielu dorosłych wydaje się niewinne powiedzenie „Jak ty wyrosłaś! Jesteś większa od mamy!”, „Co ty na siebie włożyłeś, wyglądasz jak lump!” czy „Nabrałaś ciałka, pewnie chłopcy się za tobą oglądają…” – u nastolatków te komentarze mogą wywoływać ogromne poczucie napięcia i niepokoju.

Obu stronom nie jest zatem łatwo. Okres dorastania dziecka to dla rodzica czas podwyższonej czujności, bo mogą zdarzyć się znacznie gorsze scenariusze niż trzaskanie drzwiami i krzyk „nienawidzę cię!”. Pół biedy, gdy przejawem buntu będą incydentalne wagary, gorzej gdy dziecko przestanie chodzić do szkoły, zacznie eksperymentować z używkami lub dopuszczać się przemocy.

W tym wszystkim dorośli nie powinni patrzeć na swoje „zbuntowane” dziecko jako sprawiające przede wszystkim kłopoty czy jeszcze gorzej – przynoszące wstyd. I chociaż ich pociecha zacznie nagle podważać wszelkie autorytety, nie mogą dążyć do tłumienia buntu siłą, by zachować swoją dotychczasową rodzicielską władzę. Potrzebne są zmiany: z jednej strony dorośli powinni być strażnikami zasad i granic, z drugiej uwzględniać poszerzającą się autonomię dziecka, pozwalać mu na sprawdzanie swoich możliwości, wybaczać i nie wypominać potknięć.

– Trzeba z dziećmi dużo rozmawiać. Pytać o rzeczy, które są dla nich ważne, okazywać chęć poznania ich świata. W ten sposób zachowamy ich zaufanie. Czasem warto się przyznać, że nie rozumiemy ich zainteresowań, sposobu myślenia – to otwiera na dialog – radzi Małgorzata Niklasińska. – I należy zaakceptować fakt, że nasze dziecko staje się autonomiczną jednostką, która będzie podejmować własne decyzje i pójdzie własną drogą. Zadaniem rodzica jest dziecku w tym towarzyszyć.



POWIĄZANE ARTYKUŁY