Auto uwięzione na przejeździe kolejowym

9566

– Jak widać ten przejazd dalej jest niebezpieczny – przestrzega jeden z naszych Czytelników, wskazując na przejazd kolejowy przy ulicy M. Skłodowskiej-Curie w Lubinie. Jak opowiada, niedawno rogatki zamknęły się tam bez wcześniejszego ostrzeżenia, przez co pan Jacek wraz z pasażerami został uwięziony na torach.

Sytuację zarejestrowała kamerka w aucie pana Jacka

Sytuacja miała miejsce kilka dni temu. Pan Jacek jechał wzdłuż ulicy M. Skłodowskiej-Curie w kierunku KGHM.

– Prędkość z jaką się poruszaliśmy wynosiła około 40 km/h, bo to teren zabudowany. W odległości około 15 metrów od przejazdu zapaliły się lampy ostrzegawcze i w tym samym momencie zaczęły zamykać się rogatki. Nie było szans na wyhamowanie bez wjechania na przejazd. Zostaliśmy uwięzieni między rogatkami – tak mężczyzna opisuje całe zdarzenie. – Po chwili rogatki zostały podniesione i i mogliśmy się wycofać. Uważam, że winna zaistniałej sytuacji była Pani obsługująca przejazd. Przy próbie zwrócenia jej uwagi stwierdziła, że jak dostaje sygnał, że jedzie pociąg, to ma zamknąć rogatkę i koniec – opowiada.

Zdaniem Czytelnika światła ostrzegawcze powinny się zapalać co najmniej kilka sekund przed rozpoczęciem opuszczania się rogatek. Wtedy kierowcy mają szansę w porę zareagować i wyhamować. – Sprawę zgłosiłem do Urzędu Transportu Kolejowego. Sytuację opisuje ku przestrodze. Jak widać pomimo różnych incydentów ten przejazd jest dalej niebezpieczny – uważa lubinianin.

Incydent, do którego nawiązuje mężczyzna, także dotyczy dróżniczki i tego samego przejazdu kolejowego. Do zdarzenia doszło w styczniu ubiegłego roku. Wtedy z kolei dróżniczka nie opuściła szlabanu, bo zaspała. Na tory wjechał autobus komunikacji miejskiej, niewiele brakowało, by doszło do tragedii. Pisaliśmy o tym TUTAJ.

Ostatnie zdarzenie, o którym wspomina pan Jacek, zarejestrowała kamerka samochodowa, znajdująca się w aucie mężczyzny. Dzięki temu mogły ją szczegółowo przeanalizować PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Rzecznik prasowy PLK, Mirosław Siemieniec zapewnia, że nie było tutaj żadnego zagrożenia, jeśli chodzi o bezpieczeństwo osób podróżujących autem.

– Przejazd jest cały czas monitorowany przez dróżnika. Jeśli dróżnik nie jest pewien, że przejazd jest pusty, nie daje zgody na wyjazd pociągu – zapewnia Mirosław Siemieniec wskazując, że pojazd, który zostałby miedzy rogatkami będzie miał umożliwiony wyjazd, dróżnik sprawdzi bezpieczeństwo na skrzyżowaniu i dopiero później może podać zgodę na wyjazd pociągu.

Dlaczego w ogóle doszło do takiej sytuacji? Rzecznik tłumaczy, że na przejazdach funkcjonują dwa rodzaje urządzeń: nowsze, gdzie najpierw zapalają się pulsujące światła – ostrzegające kierowców o nadjeżdżającym pociągu – a dopiero później zamykają się rogatki, a także starsze modele, tak jak na przejeździe M. Skłodowskiej-Curie w Lubinie. – Na przejazdach strzeżonych przez dróżnika, pracownik ma obowiązek obserwować sytuacje na przejedzie. Jeśli zdarzy się, że kierowca, ze względu na prędkość nie będzie mógł się zatrzymać i wjedzie na tory, dróżnik zapewni podniesienie rogatek i bezpieczny zjazd– tłumaczy Mirosław Siemieniec.

Rzecznik zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię – przejazd to skrzyżowanie toru (drogi głównej) z drogą podporządkowaną.. Dojeżdżając do niego, zawsze powinniśmy zachować ostrożność, zwolnić, rozejrzeć się. Może się zdarzyć usterka, zły stan zdrowia pracownika.

– Nawet prędkość 40 km/h może się tu okazać zbyt duża – zauważa. – Przypominam też o żółtych naklejkach na każdym przejeździe – jeśli jest niebezpieczeństwo można to zgłaszać na nr 112 lub jeśli są sprawy techniczne, nie związane z zagrożeniem życia, podane są numery do służb technicznych. Zachęcam do lektury na www.bezpieczny-przejazd.pl – podsumowuje.


POWIĄZANE ARTYKUŁY