Niby z gazowni, a wyłudzają pieniądze

39

Polują zwłaszcza na ludzi starszych. Bo bardziej łatwowierni, a czasem wręcz naiwni. I tak udało im się naciągnąć już co najmniej kilka osób, które zamiast darmowej usługi, muszą teraz płacić prawie 2 tys. zł. – Ostrzeżcie lubinian przed oszustami. Podają się za pracowników gazowni, a w rzeczywistości są z sycowskiej firmy, która naciąga starszych ludzi do wymiany junkersów – ostrzega jeden z naszych Czytelników.

Lubinianin, który powiadomił nas o naciągaczach z gazowni, zna tę sprawę bardzo dobrze. W ten sposób oszukano jego dziadka. – Wiadomo jak to starszy człowiek, jak ktoś puka do drzwi, to otworzy i wpuści do środka. I tak weszli państwo z walizką z naklejką „gaz” i przedstawili się jako pracownicy lubińskiej gazowni, którzy kontrolują junkersy – opowiada mężczyzna. – Ten dziadka, choć był niedawno wymieniany, podobno wymagał ponownej naprawy. I tak dziadka mamili, aż podpisał wszystkie dokumenty – dodaje.

I choć wymiana miała być darmowa, potem starszy pan doczytał, że zgodził się na wymianę za 1830 zł, w systemie ratalnym. – Poszliśmy do rzecznika praw konsumenta i udało nam się odkręcić tę umowę. Ale nie bez problemów, dzwonili i nękali seniora telefonami, grozili sądem i jak w końcu powiedzieli, że zdemontują ten nowy junkers, to zażądali 220 zł. I dziadek się zgodził, bo miał już tego dość – opowiada poirytowany lubinianin.

To jednak nie koniec tej historii. Jak mówi nasz Czytelnik, w ubiegły piątek natknął się na tych samych oszustów na ulicy Cedyńskiej. – Aż się zagotowałem jak ich zobaczyłem. Chciałem im nagadać, jak tak można starszych ludzi naciągać, ale zaraz podjechało auto z osiłkami w środku. Jak w jakiejś mafii. Naciągacze w garniturach, niby z gazowni, wręcz zmuszają do wymiany junkersa, zaraz za nimi przychodzi ekipa, która niemal na miejscu montuje nowy sprzęt, następni już szukają kolejnych ofiar, a obok ochrona w samochodzie – wylicza.

Mężczyzna ucieszył się, kiedy na miejscu zobaczył przechodzących policjantów. Powiadomił ich, że to naciągacze i poprosił o interwencję. – I co się dowiedziałem? Że podczas legitymowania przedstawili się jako pracownicy sycowskiego zakładu i grzecznie poinformowali, że tylko pytają, kto chciałby wymienić junkers. Że nikogo nie oszukują i nie zmuszają, więc policja nie widzi tu znamion przestępstwa – dodaje, choć jak mówi, sam nie może uwierzyć, że przyszło nam żyć w takim kraju.

Dlatego apeluje do lubinian, by przestrzegli szczególnie seniorów: swoich rodziców czy dziadków. – Bo to tacy łatwowierni ludzie, przez co bez problemu można ich oszukać – podsumowuje.
 


POWIĄZANE ARTYKUŁY