Pechowy zakup w lubińskim markecie

817

Nasz Czytelnik zakupił w jednej z lubińskich Biedronek kurczaka na niedzielny obiad. Musiał jednak obejść się smakiem, bo po rozkrojeniu tuszki okazało się, że mięso nie wygląda, jak powinno.

kurczak-3

– Kupiłem w Biedronce całego, zapakowanego kurczaka. Wyglądał i pachniał normalnie, ale po rozkrojeniu okazało się, że mięso od wewnątrz, od strony kości wygląda jak ugotowane i ma podejrzaną konsystencję. Nigdy nie widziałem czegoś takiego – mówi pan Krzysztof. – Od razu zadzwoniłem do lubińskiego sanepidu, ale kazano mi się zwrócić w tej sprawie na piśmie.

Pan Krzysztof zrobił więc podejrzanemu mięsu zdjęcia i napisał w tej sprawie do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Lubinie, a ta wysłała do wyznaczonego sklepu swoich inspektorów. Do tego czasu jednak partii mięsa, z której pochodził felerny zakup, nie było już w sklepie.

– Chcieliśmy pobrać próbki, ale kiedy otrzymaliśmy od konsumenta informację, w sklepie nie było już tej partii mięsa. Niestety, procedury nie pozwalają nam zabierać próbek od konsumenta – mówi Janina Szelągowska, dyrektor PSSE w Lubinie.

Wyjaśnienie otrzymaliśmy od producenta drobiu, firmy PD „Drobex”.

– Wygląda na to, że konsument zakupił kurczaka, u którego wystąpiła wada, tzw. choroba zielonych mięśni. Defekt ten pojawia się u ras mięsnych, u których przyrost mięśni jest szybki, i nie ma związku z żywieniem lub z niewłaściwymi warunkami chowu kurcząt. Jest to wada genetyczna, która może się ujawnić u pojedynczych sztuk kurcząt w niesprzyjających warunkach pogodowych, zwłaszcza przy dużej wilgotności powietrza. Choroba ta nie jest zaraźliwa i zdarza się bardzo rzadko, właściwie tylko w sezonie jesiennym. Nie można tego rozpoznać z zewnątrz, dopiero po rozkrojeniu widać, że wewnętrzny mięsień, ten który zwyczajowo nazywamy polędwiczką, obumarł – informuje Paweł Dobrzykowski, dyrektor działu kontroli jakości i technologii w P.D. Drobex Sp. z o.o. – Takiego mięsa oczywiście nie należy jeść, należy zareklamować zakup – dodaje.

Konsumentów uspokaja prof. dr hab. Alina Wieliczko, kierownik Zakładu Chorób Ptaków Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu.

– Zdarza się nawet w najlepszych zakładach, że jeden na kilka tysięcy kurczaków nie rozwinie się prawidłowo i dochodzi do uszkodzenia mięśnia piersiowego. Najczęściej takie mięso nie trafia do konsumenta, bo wady widać przy uboju i rozbiorze – wyjaśnia prof. Alina Wieliczko.

Pan Krzysztof reklamacji nie złożył, a właściciel sieci Biedronka o sprawie dowiedział się od naszej redakcji.

„Po otrzymaniu sygnału z Państwa strony rozpoczęliśmy weryfikację tego przypadku, co obejmuje także kontakt z dostawcą. (…) Stanowczo zaprzeczamy, by do produkcji artykułów dostępnych w naszych sklepach stosowane były jakiekolwiek niedozwolone środki. Naszego klienta prosimy o kontakt z Biurem Obsługi Klienta (…). Dzięki temu uzyskamy dodatkowe informacje i/lub próbki produktu, które są niezbędne do kompleksowego zweryfikowania tego przypadku. (…) W przypadku reklamowania towaru niepełnowartościowego możliwe są m.in. naprawa, wymiana lub zwrot gotówki. Co naturalne, zależy to m.in. od oczekiwań klienta czy rodzaju zgłaszanej wady – brzmi komentarz Biura Prasowego Jeronimo Martins Polska S.A.

Nasz Czytelnik wciąż trzyma kurczaka w lodówce, a próbki oddał do przebadania prywatnej firmie. – Chciałbym wyjaśnić tę sprawę. Zależy mi na bezpieczeństwie, nie wiadomo, co było w tym mięsie. Ktoś powinien to wyjaśnić – mówi pan Krzysztof.


POWIĄZANE ARTYKUŁY