Takich zakładów już nie ma

221

Lutnicy oraz byli pracownicy Dolnośląskiej Fabryki Instrumentów Lutniczych bawili się na Wzgórzu Zamkowym. Jak za dawnych, wspominanych z sentymentem lat, nie zabrakło rozmów w gronie dobrych znajomych, żywej muzyki i głośnych śpiewów.

img_6936

– Kiedy trzy lata temu organizowaliśmy wystawę na temat Dolnośląskiej Fabryki Instrumentów Lutniczej, ogłosiliśmy, że zbieramy pamiątki na temat fabryki. Dowiedzieliśmy się wtedy, że wcześniej przez wiele lat spotkania byłych pracowników DEFILu odbywały się corocznie w okolicach dnia św. Cecylii, patronki lutników. Przerwano tę tradycję, ponieważ w ich gronie zaczęło brakować osób, które mogłyby organizować takie wydarzenia. Podjęliśmy więc tę tradycję i trzeci raz z rzędu Wzgórze Zamkowe organizuje to spotkanie – mówi Agata Bończak z Ośrodka Kultury Wzgórze Zamkowe.

Tak jak w ubiegłych latach, frekwencja była bardzo duża. Wszyscy przyszli wspominać dawne czasu i tak jak wtedy dobrze bawić się przy muzyce. Spotkanie rozpoczęli mszą świętą, a następnie przenieśli się do Galerii Zamkowej, gdzie dla zebranych gości koncert dali Janusz Nykiel i Łukasz Perek. Potem zagrali lutnicy z dawnej kapeli zakładowej, nie zabrakło zatem utworów góralskich.

– W latach 50. fabryka była jedynym zakładem produkcyjnym w regionie i zatrudniała w większości lokalnych mieszkańców. Ale tutaj, w jedynej fabryce instrumentów lutniczych brakowało lutników, a z kolei szkolnictwo lutnicze było tylko na Podhalu. Dlatego przyjeżdżaliśmy do Lubina z gór: z Zakopanego, z Łącka, z Gubałówki; najpierw na praktyki, potem zaproponowano nam tu pracę – mówi Krzysztof Węgrzyn, muzyk i lutnik, były pracownik DEFILu.

DEFIL to nie tylko zakład produkcyjny, ale też instrumenty, na których pierwsze kroki stawiało wielu muzyków.

– Wnuczka miała pięć lat, kiedy przywiozłam jej pierwsze, maleńkie skrzypce właśnie z DEFILu. Od tamtej pory gra, skończyła już szkołę muzyczną. Także wnuk gra na gitarze – mówi pani Elżbieta, która do końca istnienia zakładu pracowała na produkcji. – Praca była ciężka, najgorzej wspominam szlifowanie gitar. Ale przynajmniej miałyśmy zatrudnienie. Teraz w Lubinie nie ma wiele pracy dla kobiet.

Fabryka rzeczywiście zatrudniała wiele pań, niektóre związały z nią całe zawodowe życie. Dziś wspominają te czasy z sentymentem. – Mam bardzo wiele miłych wspomnień, w końcu przepracowałam w DEFILu 35 lat. Ale się wtedy wybawiliśmy! Nasi koledzy lutnicy grali nam zawsze tak jak dziś – mówi pani Teresa.

Wszyscy zgodnie przyznają, że atmosfera pracy w fabryce była wyjątkowa: – Jeździliśmy na wycieczki, do Rzeczki, na pieczonego barana… – wymienia pani Alicja. – Praca była trudna, mozolna i wymagająca dużego wysiłku, ale atmosfera była zawsze bardzo rodzinna. Hucznie świętowaliśmy Dzień Kobiet i organizowaliśmy bardzo wiele imprez małych, imieninowych – dodaje Krzysztof Węgrzyn, a pani Teresa wspomina: – Szanowaliśmy się wszyscy, nie było między pracownikami kłótni, zwad. Niestety, takich zakładów już nie ma.


POWIĄZANE ARTYKUŁY