Smutek maskowany uśmiechem – znak naszych czasów

1527

Często, zanim trafią do psychologa, mają za sobą długą drogę od gabinetu do gabinetu innych specjalistów. Szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego od miesięcy boli ich głowa, mają problemy z oddychaniem, męczy ich kaszel lub bezsenność. Diagnoza bywa dla nich dużym zaskoczeniem. Inni doskonale zdają sobie sprawę, co im dolega, ale z różnych powodów nie chcą tego pokazać nawet najbliższym. Zakładają uśmiechniętą maskę i brną przez codzienne obowiązki. Nie wszyscy dają sobie z tym radę…

Fot. Pixabay

23 lutego to Światowy Dzień Walki z Depresją. – Trzeba to powiedzieć wprost: depresja jest chorobą śmiertelną – podkreśla Angelika Wojtaś z Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Lubinie.

Maskowana, wysoko funkcjonująca, uśmiechnięta – w taki sposób określana jest ta postać depresji, z której rozpoznaniem mają trudności nawet lekarze z wieloletnim doświadczeniem. Nie ma ona jednak odrębnego kodu w międzynarodowej klasyfikacji chorób.

To potoczne określenie, które ułatwia rozumienie tego, co się dzieje z pacjentem – mówi Angelika Wojtaś. – Z tak zwaną depresją maskowaną mamy do czynienia, gdy charakterystyczne objawy depresji – obniżony nastrój, zmniejszona energia, trudność lub wręcz niemożność cieszenia się tym, co dotychczas sprawiało nam radość – nie są nasilone lub wręcz nie występują wcale. A na pierwszy plan wysuwają się kłopoty ze snem, epizodyczne stany lękowe lub dolegliwości somatyczne. W związku z tym na początku wiele osób zgłasza się do lekarzy innych specjalności niż psychiatra. Bo na przykład boli je głowa czy brzuch i w ogóle nie wiążą tych objawów z problemami natury psychicznej – wyjaśnia psycholog.

Gdy oznaką depresji są dolegliwości ze strony ciała, jest szansa, że szukający medycznej pomocy chory w porę trafi do właściwego specjalisty. Gorzej, gdy pacjent nosi maskę, która jest jego sposobem na radzenie sobie z trudną sytuacją. To scenariusz, w którym z pozoru szczęśliwy człowiek, dobrze radzący sobie w szkole lub pracy, lubiany, uśmiechnięty i życzliwy, nagle popełnia samobójstwo. Pozostawia po sobie pogrążoną w rozpaczy rodzinę i zszokowanych znajomych.

Źródło: Demagog.org.pl na podstawie danych Komendy Głównej Policji

Psychologowie są zgodni, że w Polsce depresja jest najczęstszą przyczyną samobójstw. Dlatego określają ją jako chorobę śmiertelną. W raporcie Stowarzyszenia Demagog, opartym o dane Komendy Głównej Policji, czytamy, że w 2022 roku odnotowano łącznie 14 520 prób samobójczych. Jedna trzecia z nich – dokładnie 5 108 – zakończyła się śmiercią.

Dramatycznie wzrosła liczba zamachów samobójczych wśród dzieci i młodzieży. Niezmiennie jednak najczęściej na ten krok decydują się mężczyźni – w 2022 r. życie odebrało sobie 4 261 przedstawicieli „silnej” płci. Jednym z powodów tego są wciąż towarzyszące depresji stereotypy.

 

Nie ma powodu do wstydu. To choroba jak każda inna, dlatego podstawą jest konsultacja z lekarzem psychiatrą, psychoterapia, w razie potrzeby włączenie leków. Przecież gdy mamy zapalenie oskrzeli, to idziemy do lekarza i stosujemy się do jego zaleceń. Tak samo jest w przypadku depresji. Można wrócić do pełnego zdrowia, ale trzeba podjąć leczenie – mówi Angelika Wojtaś. – Nie należy bać się rozmowy o tym, co czujemy, czego doświadczamy, czego się boimy, z czym sobie nie radzimy – to pierwszy i chyba najważniejszy krok w walce o zdrowie. Ta walka dla niektórych może być jednak bardzo krępująca, szczególnie dla mężczyzn, którzy są poddani presji stereotypu silnego człowieka, radzącego sobie ze wszystkimi przeciwnościami i oczywiście nigdy nie płaczącego – potwierdza ekspertka z DCZPDM w Lubinie.

Na depresję może zachorować każdy. U jej podłoża leżą nie tylko traumatyczne doświadczenia czy przewlekły stres. Sprzyjają jej też niektóre rodzaje osobowości czy struktura temperamentu, wyuczone, indywidualne strategie reagowania na to, co nas spotyka w życiu, a także czynniki genetyczne. Przyczyn może być wiele, ale pewne jest jedno: depresja jest częsta, ale nie można się nią zarazić. – Tak, to też jeden z mitów, z którymi się spotykamy – przyznaje Angelika Wojtaś.

Narodowy Fundusz Zdrowia podaje, że w 2019 r. receptę na leki przeciwdepresyjne zrealizowało 3,8 mln pacjentów, z czego 102 tys. miało mniej niż 18 lat. Leki częściej wykupowały kobiety, a największą grupę pacjentek stanowiły osoby w wieku 55–74 lata. Rzeczywista liczba chorych może być jednak większa, biorąc pod uwagę wolno rosnącą świadomość problemu zaburzeń psychicznych, skalę stygmatyzacji chorych i ograniczony dostęp do opieki psychiatrycznej.

To podstępna choroba, która wraca. Nawet jeśli u danej osoby minie bez podjęcia leczenia farmakologicznego czy pomocy psychologicznej, to ma niestety tendencję do nawracania. Prawdopodobnie około 2030 roku będzie to najczęściej występująca choroba na kuli ziemskiej – mówi dr Magdalena Nowicka, psycholog z Uniwersytetu SWPS.



POWIĄZANE ARTYKUŁY