Firmy upadają przez opcje. Nie grozi to KGHM. Umiejętnie stosowane opcje uratowały budżet.
Wypracowane w 2008 roku 2,9 mld zł zysku akcjonariusze KGHM zawdzięczają w dużym stopniu rozsądnie prowadzonym transakcjom zabezpieczającym, m.in. opcjom walutowym. Tym samym, przez które wiele polskich spółek, wpadło ostatnio w finansowe tarapaty.
Kiedy handluje się miedzią, opcje są koniecznością, bo pozwalają zminimalizować ryzyko związane z nieustannie zmieniającymi się notowaniami metali na giełdach, jak i wahaniami kursu dolara.
KGHM sprzedaje miedź w kontraktach długoterminowych. Umowy na całoroczne dostawy zawiera na ogół w listopadzie. Problem polega na tym, że firma nie wie dokładnie, ile weźmie za swój towar. Zapis w kontrakcie mówi, że odbiorca zapłaci za miedź zgodnie z notowaniami na Londyńskiej Giełdzie Metali w określonym terminie.
KGHM nie zna też przyszłego kursu złotówki wobec dolara. To bardzo ważne, bo otrzyma zapłatę w dolarach, ale płace, rachunki, podatki musi zapłacić przecież złotówkami.
Mechanizm jest taki, że w momencie podpisywania kontraktu, Polska Miedź potrafi jedynie w miarę dokładnie oszacować swoje koszty produkcji. Co będzie, kiedy w połowie roku okaże się, że sprzedaje miedź po cenie niższej niż wkład w jej wyprodukowanie? To byłoby prawdziwe nieszczęście. Przed takimi sytuacjami KGHM ratuje się, zawierając różnego rodzaju transakcje zabezpieczające.
Na przykład umawia się, że bank wymieni mu dolary po 2,40 zł, nawet jeśli kurs USD/PLN będzie niższy niż 2,40. Jaką korzyść ma bank? Zabierze sobie nadwyżkę, jeśli kurs wzrośnie powyżej określonego w umowie pułapu.
Umiejętne stosowanie takich narzędzi pozwala spółce realizować założenia budżetu. Jarosław Romanowski, dyrektor ds. handlu i zabezpieczeń w Biurze Zarządu KGHM, podkreśla, że lubińska spółka nie wykorzystuje opcji do spekulacyjnych gier, ale wyłącznie do zminimalizowania ryzyka na rynku. Wszystkie decyzje o zabezpieczeniach podejmuje zarząd.
Więcej w dzisiejszym wydaniu „Polski Gazety Wrocławskiej”
red