Gdyby nie pracujący na dyżurce policjant, ta historia mogłaby się skończyć tragicznie. Starszy sierżant Mariusz Majdański poinstruował zdenerwowaną i zapłakaną matkę nieprzytomnego dwulatka, jak ma mu pomóc. Wezwał też pogotowie.
Kobieta zadzwoniła na policję w nocy z soboty na niedzielę, trzydzieści minut po północy. Płakała i krzyczała. Jej synek stracił przytomność, ona nie wiedziała co robić.
– Policjant pełniący obowiązki zastępcy dyżurnego natychmiast rozpoczął instruowanie kobiety, w jaki sposób ma przeprowadzić resuscytację – mówi młodszy aspirant Karolina Hawrylciów z lubińskiej policji. – W tym czasie ustalił, iż dwuletni chłopczyk w stanie wysokiej gorączki przestał oddychać i był już cały siny. Matka przed dodzwonieniem się na policję włożyła dziecko do wanny z zimną wodą, aby w ten sposób obniżyć temperaturę, jednak to nie poskutkowało. Funkcjonariusz, który prowadził z kobietą rozmowę, w spokojny i opanowany sposób, po kolei przekazywał jakie czynności matka powinna wykonać, aby dziecko odzyskało przytomność.
Po paru minutach resuscytacji, dziecko zaczęło oddychać. Przyjechało pogotowie i lekarz zajął się chłopcem. Dwulatek z drgawkami gorączkowymi trafił do szpitala.
Starszy sierżant Mariusz Majdański ma 31 lat i siedmioletni staż w policji.