Pieszo dookoła Polski (RELACJA)

37

Na piątą część naszego rajdu wyjechało z Lubina dwanaście osób – trzy kobiety i dziewięciu mężczyzn. Podczas wyprawy, po pięciu dniach,  z uczestnictwa zrezygnowała jedna osoba, natomiast na trzy dni przed zakończeniem – dołączyła  jedna uczestniczka.

Z Lubina do Lublina dojechaliśmy autobusami PKS, stamtąd – już wynajętym prywatnie busem – do Sławatycz, miejsca zakończenia poprzedniej części.

Rajd zaczęliśmy idąc najbliższą drogą w pobliżu granicy, z uwagi na zalany przez Bug cały teren. Słupki graniczne mieliśmy w odległości od 0-200 metrów, lecz były zawsze w zasięgu wzroku. Miłą niespodzianką i zaskoczeniem było zaproszenie nas przez komendanta placówki Straży Granicznej w Dołhobrodach ppłk SG Janusza Wólczyńskiego na przygotowany poczęstunek z kawą i herbatą.

W drugim dniu, czyli 7 kwietnia o godzinie 8:52 dotarliśmy do „trójstyku” granic Polski, Białorusi i Ukrainy żegnając tym samym granicę białoruską, po której przeszliśmy (z obejściami miejsc niedostępnych) 433,4 km. W drodze na nocleg jechaliśmy busem do byłego obozu koncentracyjnego w Sobiborze i zwiedzalismy miejsce kaźni z czasów II wojny światowej.

W czwartek, 8 kwietnia, na placówce SG w Zbereżu po raz drugi zostaliśmy zaproszeni na poczęstunek. Kpt. Artur Rapa okazał wielką życzliwość i zainteresowanie naszym rajdem. W miejscowości Uhrusk osiągnęliśmy 1.000 km. naszego marszu po granicy. Niedaleko, w Uhańce, zwiedziliśmy Kopiec Kościuszki – miejsce skąd Tadeusz Kościuszko dowodził bitwą pod Dubienką.

Tragiczna sobota – 10 kwietnia 2010 r. Będąc na przejściu granicznym w Zosinie (miejscu najdalej wysuniętym na wschód Polski) dowiedzieliśmy się o katastrofie rządowego samolotu. Przeżyliśmy to jak chyba wszyscy Polacy – to jest dramat nie do opisania i opowiedzenia. To był dla nas szok.

W niedzielę, 11 kwietnia – gdy byliśmy w Kryłowie – punktualnie o godz. 12.00 zawyły wszystkie syreny, a my uczciliśmy dwoma minutami ciszy pamięć ofiar samolotu. Nasz klubowy sztandar przybraliśmy kirem. W Gołębiu przy słupie granicznym nr 820 o godzinie 14:53 „pożegnaliśmy” Bug płynący z Ukrainy i odtąd szliśmy już granicą lądową zaczynającą się wzniesieniami.

 

We wtorek, 13 kwietnia, obchodząc przygraniczne olbrzymie bagna wpadliśmy w lesie w jeszcze gorsze. Brnąc po kostki w wodzie i w błocie doszliśmy jakoś do granicy, która prowadziła po wzgórzach i dolinach, przecinana wąwozami i jarami, rzekami i rozlewiskami.

M. inn. ze szczytu najwyższego wzniesienia, na granicy placówki Horyniec Zdrój (ok. 370 mnpm) widzieliśmy dalekie wzgórza Bieszczad. Po minięciu przejścia granicznego Hrebenne, wchodząc na teren PSG Horyniec Zdrój, „pożegnaliśmy” Nadbużański Okręg Straży Granicznej, a „przywitaliśmy” Bieszczadzki Okręg Straży Granicznej.

W środę, 14 kwietnia, przeżyliśmy małe przygody. Na pewnym odcinku granica była zarośnięta tak gęstymi krzakami, krzewami i drzewami, że dwoje uczestników rajdu zagubiło się w tym gąszczu i dopiero po długich poszukiwaniach udało się nam odnaleźć.

Trochę dalej na drodze stanęła szeroka rzeka. Idąc do najbliższego mostu jeden z kolegów chciał skrócić drogę przechodząc po grubym konarze. Drzewko załamało się, a kolega wpadł do wody aż do pasa. Chwilę później dowiedzieliśmy się, że na odcinku, który już przebyliśmy – straż graniczna zatrzymała Gruzina. My – obchodząc kolejne mokradła – weszliśmy na pole z czarną lepiącą się ziemią, która tak przyklejała się do butów, że długi odcinek szło się jak w ciężkich okowach.

 

Czwartek, 15 kwietnia, zapamiętamy szczególnie z uwagi na bardzo miłe przyjęcie i zainteresowanie naszym niezwykłym marszem przez komendanta placówki straży granicznej w Korczowej. Sympatyczny przedstawiciel SG, kpt. Grzegorz Karwowski oprowadził nas po całym terenie, pokazując pracę służb straży granicznej i celników. Zapoznał nas też z urządzeniami i techniką wykrywania przemytu lub prób nielegalnego przewozu towarów, widzieliśmy miejsce wykrywania ukrytych w TIR-ach ludzi. Są tam tak czułe czujniki, że w wygłuszonym pomieszczeniu potrafią wykryć bicie ludzkiego serca. Zobaczyliśmy rzeczy i usłyszeliśmy o faktach, o których przeciętny człowiek nie ma szansy zobaczyć ani się dowiedzieć.

W piątek, 16 kwietnia, osiągamy Przejście Graniczne w Medyce, gdzie po raz kolejny jesteśmy przyjęci przez kierownictwo SG. Za Medyką zwiedzamy stare forty austriackie oraz przechodzimy przez miejsce kolejnej nitki gazociągu z Ukrainy.

Sobota, 17 kwietnia. Zaczyna się odcinek granicy o najbardziej stromych wzniesieniach. Gór jest bardzo dużo, a granicę przecina szeroka rzeka Wyrwa wpadająca do Morza Czarnego. Pokonujemy ją na różne sposoby, m.in. czołgając się na brzuchu po przerzuconym w poprzek dużym pniu drzewa.

Przed przejściem granicznym w Krościenku spotkaliśmy się z ukraińskim patrolem granicznym, który wziął nas za przemytników towarów. Towarzyszący nam funkcjonariusz SG wszystko wyjaśnił, a Ukraińcy byli bardzo zaskoczeni naszym marszem dookoła Polski. Po prostu nie mogli wyjść z podziwu.

Ostatni dzień – niedziela 18 kwietnia. Mijamy przejście graniczne w Krościenku i idziemy cały czas granicą podobną do wczorajszej. Po zejściu z bardzo stromej góry, zwanej przez miejscowych „GOLGOTĄ”, o godzinie 9:55 kończymy nasz 13-dniowy rajd przy słupku granicznym nr 390 , przechodząc łącznie w piątym wyjeździe 448,7 km. w czasie 116 godz. 22 min. ze średnia prędkością (liczoną z postojami na posiłek i odpoczynek) 3,85 km/godz., pokonując średnio dziennie 34,5 km, z czego najdłuższy etap wyniósł 42,2 km. Średnia wieku uczestników 55,7 lat. Od Helu – miejsca rozpoczęcia rajdu Dookoła Polski – po 42 dniach marszu przeszliśmy 1.380,1 km.

Plan marszu wykonaliśmy w zakresie „minimum”, ponieważ jesteśmy w Bieszczadach w okolicy Ustrzyk Dolnych czyli tak, jak zakładaliśmy. Więcej w tym czasie nie dałoby się przejść. Przeszkodą były bardzo częste, a niekiedy dalekie obejścia bagien lub szukanie mostów na rzekach. Praktycznie nawet w terenach górzystych (w miejscu styku dwóch gór) występowały jary, bagna i rozlewiska wymagające obejścia. Powodowało to, że długość granicy ubywała nam w mniejszym stopniu a przybywało kilometrów w nogach.

Pogoda była dla nas bardzo łaskawa – przez 13 dni padał deszcz tylko w jeden dzień po południu przez około pięć godzin. Pozostałe dni były pochmurne, bez deszczu lub nawet bardzo ciepłe i słoneczne.

Końcowy, niedzielny etap skróciliśmy do minimum (trwał 3 godz.18 min) z uwagi na nasz powrót przez Kraków, w którym trwały ostatnie przygotowania do uroczystości pogrzebowych prezydenta Kaczyńskiego z małżonką. Musieliśmy przejechać go przed zakończeniem ceremonii, by uniknąć korków ulicznych i zatorów.

Pewnym przyrodniczym minusem były bardzo natrętne małe muszki, które przez cały czas marszu usiłowały wpadać nam w oczy, uszy i do nosa. Trudy bardzo długiej wędrówki nie wszyscy wytrzymali w jednakowym stopniu. Kilku uczestników nie miało w ogóle pęcherzy ani odparzeń, ale u paru osób wystąpiły silne starcia skóry, rany, pęcherze i opuchnięcia nóg. Na ostatni końcowy etap nie wyszły trzy osoby, dlatego przy słupku granicznym nr 390 robiliśmy pamiątkową fotografię w liczbie dziewięciu wędrowców, dwóch funkcjonariuszy straży granicznej i ich psa Amoka.

Droga powrotna do Lubina zajęła nam około 8 godz. i późnym wieczorem dotarliśmy szczęśliwie do naszego miasta i naszych domów.

Kolejną część wyprawy planujemy na 26 czerwca-4 lipca tego roku, mając nadzieję przejść całe Bieszczady i część Pienin. Podczas piątej części rajdu towarzyszyło nam 48 funkcjonariuszy straży granicznej z szesnastu placówek oraz spotkaliśmy trzynaście patroli (23 osoby). Razem 71 funkcjonariuszy straży granicznej.

Ponadto trzy osoby z Wędrowca przekroczyły granicę 6 tysięcy  kilometrów: Jan Dolezinski, Jagoda Wawrzyniak i Piotr Socha, a jedna osiągnęła 3 tysiące – Krystyna Bratek.

Miejscowa ludność była bardzo serdeczna i miła, pozdrawialiśmy się nawzajem, a bardzo często – czego u nas się nie spotyka – dzieci i młodzież ze wsi, przez które przechodziliśmy, pierwsi nas pozdrawiali i od nich najpierw słyszeliśmy „dzień dobry” i życzenia miłej wędrówki.

Już teraz z niecierpliwością oczekujemy na termin następnego wyjazdu, ale do tego czasu harmonogram innych rajdów w naszym stowarzyszeniu jest tak bogaty, że nudzić się nie będziemy, a nogi na pewno nie wyjdą z wprawy w chodzeniu, ponieważ praktycznie wyjeżdżamy w każdą niedzielę, a niekiedy również na wyjazdy trzydniowe.

Czytaj również: www.lubin.pl/aktualnosci,9518,wyprawa_dookola_polski_czesc_piata.html


POWIĄZANE ARTYKUŁY