Z niepokojem patrzą w stronę swojego domu, nie wiedzą bowiem, czy będą mogli do niego wrócić. Mieszkańcy budynku wielorodzinnego w Niemstowie, gdzie dziś w nocy wybuchł pożar, oczekują na decyzję biegłych z zakresu pożarnictwa. – Mieszkaliśmy na parterze, więc nasze mieszkanie nie ucierpiało, ale spalił się dach i piętro, więc nie wiemy czy będziemy mieli się gdzie podziać – martwi się Czesław Miluk.
Lokatorzy spalonego domu wiedzą, w którym mieszkaniu pojawił się ogień. To było w jednym z dwóch lokali na piętrze budynku.
– Mieszkająca tam para żyła w konkubinacie. Lubili imprezę urządzić i do kieliszka zajrzeć, a i łatwopalnych śmieci tam nie brakowało – przyznaje Barbara Miluk, żona pana Czesława. – Od dawna przeczuwaliśmy, że mogą być z nimi problemy. Szukaliśmy pomocy, ale nikt nie reagował. Aż stała się taka tragedia – ze łzami w oczach dodaje kobieta.
Lokatorzy niechętnie wspominają minioną noc. Zdradzają jedynie, że usłyszeli przeraźliwe krzyki, potem poczuli dym. Jako pierwszy zareagował pan Czesław. Wybiegł na podwórko i zobaczył na dachu płomienie. Polecił żonie, aby wezwała straż pożarną.
– Potem to było jak w fiime. Uciekaliśmy tak, jak kto był ubrany. W samej piżamie i kapciach. Najbardziej bałam się o dzieci, ale na szczęście nikt z nas nie ucierpiał – dodaje Barbara Miluk.
O szczęściu mogą mówić jedynie mieszkańcy parteru. Mieszkają tam cztery rodziny. Nikt z nich nie odniósł żadnych obrażeń. Ucierpiała za to kobieta z góry, w mieszkaniu której wybuchł pożar oraz jej sąsiad. Mężczyzna od rozwodu mieszkał sam.
Pozostali lokatorzy z niepokojem czekają czy będą mogli wrócić do swoich mieszkań. Decyzję wydadzą biegły z zakresu pożarnictwa i nadzór budowlany. Nie wiadomo bowiem czy nie została naruszona konstrukcja dachu i czy wobec tego strop nie grozi zawaleniem.
– Na same święta nas tak urządzili. Gdzie my się teraz podziejemy. Oby tylko gmina pomogła – martwi się Marta Lipińska, która wraz z partnerem, małym synkiem Kacprem i dziadkami, mieszka w nadpalonym domu.