Na co komu przyjaciele?

986

„Tato, a Marcin powiedział…” – ten tytuł telewizyjnego serialu doskonale oddaje problem, z którym stykają się wszyscy rodzice. Moment, gdy zdanie rówieśników zaczyna przeważać nad opinią mamy lub taty, dla dorosłych bywa trudny, a niekiedy wręcz nieznośny. Dlaczego tak się dzieje i jak pomóc dziecku zbudować dobrą paczkę przyjaciół i znajomych – o tym rozmawiamy z Anną Pawłowską, psychologiem z Dolnośląskiego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Lubinie.

Czym jest grupa rówieśnicza?

To grono osób, które znajdują się w otoczeniu naszego dziecka i stają się dla niego istotnym punktem odniesienia. Opinia tej grupy staje się dla nastolatka ważniejsza niż zdanie rodziców. Wcześniej to oni byli tą grupą odniesienia, ale nadchodzi moment, gdy dziecko trochę odsuwa się od rodziny i zbliża się do rówieśników. Ten proces umożliwia dziecku sprawdzanie, jak jego umiejętności i zasoby wyniesione z domu pozwalają mu funkcjonować w świecie. Nastolatek zaczyna zwracać wtedy uwagę na to, jak żyją inni ludzie, co robią, czego nie robią, czy jest akceptowany. Ten moment może być trudny, ale jest bardzo potrzebny.

Posiadanie takiej grupy jest chyba naturalne bez względu na wiek. My, dorośli, też jej potrzebujemy.

Tak, dlatego ona jest tak ważna w okresie dojrzewania. Gdy już jesteśmy dorośli, mamy takie grupy wyniesione ze szkoły, studiów, pracy i w budowaniu naszego grona znajomych, które często zostaje z nami na długie lata, bardzo pomocne są doświadczenia z okresu nastoletniego. Wtedy bowiem uczymy się, jak sobie radzić z nawiązywaniem nowych znajomości i ich utrzymywaniem. Wiek nastoletni to trening przed dorosłością.

Dochodzimy tu do jednej z fundamentalnych dla nas rzeczy, jaką jest potrzeba przynależności. Jaką rolę odgrywa ona w naszym życiu i w jakim stopniu zaspokajają ją rówieśnicy?

No tak, już nie „mamo, tato”, bo rodzice są od zawsze, kochają nas, jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Z obcymi ludźmi jest zupełnie inaczej. Widzimy, że jest ktoś, kto wcześniej nas nie znał, a nagle uznaje nas za ciekawych, wartościowych, chce z nami przebywać. W tym właśnie realizuje się potrzeba przynależności: w byciu akceptowanym, lubianym i w budowaniu przez to poczucia własnej wartości. Oczywiście nie chodzi o to, by opierać tą samoocenę wyłącznie o to, co myślą o nas inni, ale to jest ważne. To jest normalna potrzeba człowieka.

Tak samo jest z porównaniami – grupa pozwala na to, by porównywać się z innymi. Z reguły postrzegamy je jako coś negatywnego, ale porównania społeczne potrafią być bardzo pomocne, bo pomagają też zobaczyć swoje mocne strony.

Czyli grupa rówieśnicza może być inspirująca?

Tak, można się w niej wielu rzeczy uczyć. Dzięki niej, a właściwie ludziom w niej spotykanym, możemy odkryć nowe zainteresowania, pasje. Można poznawać świat, podpatrywać, jak żyją inni ludzie, a w efekcie rozwijać też inne umiejętności, na przykład sposobów rozwiązywania problemów, konfliktów, nawiązywania relacji.

Brak takiej grupy będzie zatem bardzo odczuwalny. Nieśmiałe lub introwertyczne dziecko – a także i dorosły – może nie umieć znaleźć swojej paczki. Jak mu w tym pomóc?

Od samego początku należy budować w dziecku jego poczucie własnej wartości. Dużo z nim rozmawiać o jego doświadczeniach i emocjach. Niekoniecznie przestanie być nieśmiałe, bo cechy osobowości są czymś trwałym i nie zmienimy ich, ale może pomóc dziecku lepiej zrozumieć siebie i widzieć, że można go lubić takim, jakie jest, bo jego obawy lub uczucie wstydu nie obniżają jego wartości jako człowieka.

Warto być uważnym na emocje i uczucia naszego dziecka, nie unieważniać ich. Zamiast mówić „daj spokój, nie ma się czego obawiać, przesadzasz, nie będzie źle”, lepiej przyznać, że my jako dorośli też się czasem czegoś obawiamy, wstydzimy – bo tak przecież jest – i że to jest normalne.

Jeśli widzimy, że nasze dziecko czymś się interesuje, to jako rodzice wspierajmy je w rozwinięciu tych zainteresowań. I tu dobrym pomysłem jest znalezienie zajęć grupowych związanych z daną dziedziną. Przecież zawsze łatwiej jest nawiązać kontakt z obcymi osobami, jeśli mamy jakiś wspólny temat. To ułatwi przełamanie lęku przed odrzuceniem nawet bardziej nieśmiałym osobom i pomoże wejść w interakcje, które z czasem mogą przekształcić się w trwalsze relacje. Mogą to być zajęcia sportowe, plastyczne, muzyczne – wybór dzisiaj jest naprawdę duży i z pewnością da się znaleźć coś, w czym dziecko będzie się czuło dobrze.

Grupa rówieśnicza ma dwie strony medalu – z jednej strony oferuje akceptację, z drugiej stwarza ryzyko odrzucenia. A to bardzo boli, niezależnie od wieku. Jak przygotować dziecko do tego, że może się z tym odrzuceniem spotkać – ze strony jednej osoby, a czasem i całej grupy?

Nie ma na to jednej recepty. Znów wrócę do procesu budowania w dziecku poczucia własnej wartości, bo z niego będzie wynikał jego szacunek do samego siebie i przestrzeganie, żeby nikt nie naruszał jego osobistych granic. Z drugiej strony ważne jest też, by uczyć nasze dziecko radzenia sobie z porażkami – także tymi w relacjach międzyludzkich – i z tym, że nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli. Odrzucenie faktycznie jest czymś normalnym i może być bolesne, ale nie determinuje naszej wartości. Przecież my też nie wszystkich lubimy i akceptujemy.

Jeśli od początku wychowujemy dziecko w taki sposób, że ono wie, że może do nas przyjść i porozmawiać o swoich trudnościach bez ryzyka, że to skrytykujemy lub umniejszymy wagę problemu, wtedy zwiększamy szansę na to, że podzieli się z nami także takim doświadczeniem.

Trzeba pamiętać też, że dzieci nas cały czas obserwują i one doskonale widzą, jak my reagujemy na przykład na to, że ktoś się nie chciał z nami spotkać. Dla nich będzie to wskazówka – dobra albo zła.

A jak reagować, gdy to grupa zaczyna wywierać na dziecko niekorzystny wpływ?

Jednym z etapów dorastania jest chęć przypodobania się rówieśnikom, nawet kosztem niezadowolenia rodziców. Dziecko uczy się w ten sposób podejmowania decyzji i ponoszenia ich konsekwencji. Do pewnego stopnia jest to normalne i zdrowe. Gorzej, gdy dziecko zaczyna działać w sposób dla niego niebezpieczny lub wręcz autodestrukcyjny, gdy robi rzeczy, których samo z siebie by nie zrobiło. Od pilnowania tych granic jesteśmy my, rodzice. Nie możemy pozwalać na wszystko, bo nastolatek to jeszcze nie dorosły. Naszą powinnością jest reagowanie i dbanie o bezpieczeństwo dziecka, nawet gdy spotyka się to z jego niezrozumieniem czy złością.

Spotkałam się kiedyś ze sformułowaniem „jesteś wart tyle, ile masz kontaktów”. Jakie znaczenie ma wielkość tej grupy, do której przynależymy?

Dla nastolatków może to być wyznacznikiem popularności, do której przywiązują dużą wagę. Przykładem tego jest liczba osób obserwujących ich profile społecznościowe – często chcą, żeby była jak największa. Faktycznie staje się to jakąś wartością.

Z drugiej jednak strony trudno nawiązywać i utrzymywać wartościowe relacje z tak dużą liczbą osób. Według mnie ważniejsze jest odróżnianie, kto naprawdę jest moim przyjacielem, kto kolegą lub koleżanką, a kto tylko profilem na Instagramie. I ważne jest też zadanie sobie pytania, komu i ile czasu chcę poświęcać, kto jest dla mnie naprawdę ważny, czyja opinia ma dla mnie prawdziwe znaczenie. To ma znacznie większy sens niż gromadzenie liczby wirtualnych znajomych, często na pokaz przed innymi.

Czy to mogłoby coś ułatwić w tym dorosłym życiu? Pewnie tak, ale zastanawianie się, na ile te znajomości mogą się kiedyś do czegoś przydać, zostawiłabym już na przyszłość dorosłego. Nastolatkom dałabym czas na taki sposób budowania relacji, w którym będzie dominować jakość a nie ilość.

Rozmawiała: Joanna Dziubek



POWIĄZANE ARTYKUŁY