Morowi lutnicy z Lubina

1660

Od czasu, gdy drzwi fabryki zamknęły się za nimi po raz ostatni, minęło już prawie dwadzieścia lat. Mimo to wciąż się spotykają, wspominają dawne dni i dobrze razem bawią. Dzień Świętej Cecylii, patronki muzyków i lutników, znów dał im do tego okazję. Mowa oczywiście o pracownikach Defilu.

„Gdy się zabawimy i poweselimy,
wtedy do pracy chętniej przystąpimy.
Bo my z Lubina morowi lutnicy,
nie ma lepszych od nas w całej okolicy”

– rokrocznie organizowane w okolicach 22 listopada spotkania są dla załogi Dolnośląskiej Fabryki Instrumentów Lutniczych okazją do odśpiewania ich hymnu. Akompaniuje im wtedy zespół – złożony oczywiście z lutników, którzy razem grają już od niemal 50 lat. Towarzyszą im też instrumenty, które niegdyś budowali. Tak było i tym razem – w minioną środę wszyscy spotkali się w Centrum Kultury Muza.

Lutnicy z Defilu wciąż grają razem. Od lewej: Tadeusz Jasiurkowski, Jerzy Piórko, Krzysztof Węgrzyn i Jan Paluch.

O pielęgnowanie pamięci o Defilu dba niemałe grono pracowników fabryki. Wśród nich jest Krzysztof Węgrzyn, lutnik do dziś pracujący w tym fachu: – W ubiegłym roku bardzo się obawiałem, czy po dwuletniej przerwie z powodu pandemii ktoś jeszcze przyjdzie. Było około pięćdziesięciu osób. A dziś jest znacznie więcej. Jestem bardzo szczęśliwy, bo przecież to nasze grono z biegiem czasu będzie się wykruszać – mówi współorganizator spotkania.

Defilowską kuźnią kadr było Technikum Budowy Instrumentów Lutniczych w Nowym Targu – jedyna taka szkoła w Polsce. To stamtąd młodzi lutnicy przyjeżdżali do Lubina. Wśród nich był Krzysztof Węgrzyn i jego koledzy z zespołu. A także Halina Tokarczyk, której wyznaczono tu miejsce zawodowej praktyki.

– Przyjechałam zaraz po szkole i już zostałam – wspomina. – Trzydzieści lat w jednym zakładzie pracy. W Defilu panowała wręcz rodzinna atmosfera. Ludzie byli bardzo uprzejmi, kulturalni. To był piękny czas. Dziś nie ma już ani szkoły, ani zakładu…

O szczególnym duchu Defilu mówią wszyscy, którzy zagrzali w nim miejsce, nawet na krótko. Większość załogi stanowiły kobiety, mimo że praca przy budowie instrumentów nie była łatwa – wymagała między innymi dużych zdolności manualnych i częstokroć zostawiała po sobie ślad w postaci wykrzywionych reumatyzmem palców. Fabryka tworzyła jednak przeciwwagę dla zmaskulinizowanego przemysłu miedziowego.

Maria Zawadzka przepracowała w Defilu prawie 20 lat. Do Lubina przyjechała z Poznania. – Przyszłam do fabryki w 1974 roku, tuż po studiach na chemicznej technologii drewna. Zaczynałam w laboratorium i między innymi pomagałam lutnikom dobierać lakiery. Stopniowo przechodziłam przez inne stanowiska, do kierownika kontroli jakości – opowiada. – Z chłopakami, którzy grają w naszym zespole, zaczęliśmy pracę w jednym roku. I jest tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstawali – uśmiecha się.

Maria Zawadzka

Koncert w wykonaniu zespołu z Defilu to obowiązkowy punkt programu spotkań. Lutnicy grywają razem także podczas bardziej kameralnych spotkań w swoim gronie. Ich umiejętności sprawiły, że od dyrektor Muzy otrzymali zaproszenie do Muzycznej Altany Muzy, w ramach przyszłorocznego cyklu plenerowych koncertów.

– Ja nie miałam okazji grać na żadnym instrumencie Defilu. Od pół roku uczę się grać na pianinie – po raz pierwszy w życiu. Ale w szkole podstawowej miałam przyjaciółkę, której rodzice oboje pracowali w Defilu i u nich w domu bardzo często się na te tematy rozmawiało. Bardzo się cieszę, że dziś mogę tym państwu umilić ten czas. Nie spodziewaliśmy się aż takiej frekwencji – przyznaje Małgorzata Życzkowska-Czesak.

Chociaż sam Defil z wolna coraz bardziej odchodzi do historii, to zostawia ślad także w pokoleniu młodych lubinian. Krzysztof Węgrzyn nie tylko bowiem wciąż tworzy instrumenty, ale też szkoli adeptów sztuki lutniczej. Teraz przygotowuje do egzaminów na studia Adriannę Wilk, która postanowiła grę na skrzypcach zamienić na ich budowę.

Adrianna Wilk

– Rodzice podsunęli mi taki pomysł. Pomyślałam, że skoro mam bardzo dobry słuch, manualnie też jestem dobra, to praca z drewnem może być czymś dla mnie. Skrzypce w przyszłości na pewno ze mną zostaną, ale już bardziej jako pasja. Lutników jest coraz mniej, więc wydaje mi się, że młodzi ludzie powinni wchodzić w takie starsze zawody – mówi młoda artystka. Jej koncert, chociaż nie na skrzypcach z Defilu, też przypomniał pracownikom fabryki stare, dobre czasy.

Fot. Joanna Dziubek


POWIĄZANE ARTYKUŁY