Mieszkańcy gminy chcą do miejskich przedszkoli

65

Lubinianie będą musieli jeszcze trochę poczekać na informację, czy ich dziecko dostało się do przedszkola. Urząd musiał bowiem wydłużyć termin weryfikacji wniosków, ponieważ wpłynęło ich bardzo dużo, a sporą część złożyli mieszkańcy gminy Lubin. – Sytuacja jest jaskrawym przykładem dolegliwego dla mieszkańców wsi podziału na gminę miejską i wiejską Lubin – komentuje Jacek Mamiński, rzecznik prezydenta Lubina.

Fot. Pixabay

W Lubinie jest co roku około 2,3 tys. przedszkolaków, z czego 500-550 przyjmowanych jest po raz pierwszy. I tyle jest miejsc w miejskich placówkach. – W tym roku zgłoszeń rozpoczynających jest jednak niemal 800, co zmusza nas do szczegółowej weryfikacji – tłumaczy Jacek Mamiński.

Do lubińskich przedszkoli złożono około 260 wniosków, które dotyczą dzieci spoza Lubina. Jak informuje rzecznik prezydenta, w większości są to mieszkańcy gminy wiejskiej Lubin. – W kilku wnioskach wręcz wpisano jako miasto Lubin, a jako ulicę Szklary Górne, Miroszowice czy Oborę – doprecyzowuje Jacek Mamiński.

Teraz miasto będzie szczegółowo analizować wnioski, by w pierwszej kolejności zapewnić miejsca dzieciom z Lubina. Jeśli zostaną wolne miejsca, to wtedy przyjmowane będą też maluchy spoza miasta. 16 maja ma zostać ogłoszona lista dzieci przyjętych do miejskich przedszkoli.

Co z dziećmi, dla których zabraknie miejsca? Rzecznik gminy Maja Grohman przyznaje, że gmina dotąd nie miała problemu z miejscami w przedszkolach dla swoich dzieci. – W ubiegłym roku przyjęliśmy około 120 dzieci, w tym roku mieliśmy kilkanaście podań więcej i dla wszystkich znalazły się miejsca – informuje Maja Grohman. – Jeśli faktycznie aż 260 dzieci z terenu gminy wiejskiej chce rozpocząć edukację przedszkolną w miejskich placówkach, to w porównaniu ze 140 dziećmi z czerech roczników chodzących do nich obecnie, mówić musimy o gigantycznym wyżu demograficznym, który nas oczywiście ogromnie cieszy – dodaje.

Jednocześnie Maja Grohman zapewnia, że jeśli w mieście zabraknie miejsc dla dzieci z gminy, to ta będzie szukać innych rozwiązań. – Ale może poczekajmy na wynik rekrutacji, dziś oficjalnie nikt nas nie informował, że jest jakiś problem – dodaje.

Zamieszanie z przedszkolami to kolejny przykład sztucznego podziału na gminę i miasto. Mieszkańcy okolicznych wsi pracują w mieście i dla wielu wygodnym rozwiązaniem jest zapisanie dziecka do tutejszych placówek. – Naszym zdaniem sytuacja jest jaskrawym przykładem dolegliwego dla mieszkańców wsi podziału na gminę miejską i wiejską Lubin – uważa Jacek Mamiński.

Ale Maja Grohman się z tym zarzutem nie zgadza. – Czyli jeśli samorządy by się połączyły – to miejsca znalazłyby się wówczas dla wszystkich dzieci? To w końcu te miejsca są czy ich nie ma? – pyta rzecznik wójta Tadeusza Kielana. – Z tego co wiemy reforma oświaty spowodowała, że prezydent Lubina dysponuje kilkoma obiektami po szkołach, które ulegną reorganizacji – więc podnoszony problem wydaje się być sztucznie kreowany – uważa.

Miasto przypomina, że temat połączenia gmin zaczął się właśnie od edukacji. Kilka lat temu do prezydenta Lubina zgłosili się mieszkańcy, którzy denerwowali się, że nie mogą posłać swoich dzieci do szkoły w mieście. – Widać, że ten temat wciąż powoduje tarcia. Połączenie gmin pozwoliłoby stworzyć jeden wspólny system edukacji i nie trzeba byłoby się wówczas zastanawiać kto gdzie mieszka i gdzie płyną dotacje na edukację. A dziś sytuacja wygląda tak, ze rodzice, chcąc zapewnić dziecku najlepsze przedszkole czy szkołę, muszą tworzyć w dokumentach fikcję – kończy Jacek Mamiński.


POWIĄZANE ARTYKUŁY