Lubinianin wygrał Nowe Horyzonty!

76

Coraz więcej słychać o lubinianinie Marcinie Lesiszu. Najpierw jego film „Goran the Camel Man” wygrał festiwal w Estonii, a ostatnio młody filmowiec został nagrodzony na 16. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym T-Mobile Nowe Horyzonty. – To wielki zaszczyt. To jeden z większych i bardziej prestiżowych festiwali – cieszy się Marcin, planując już kolejne projekty.

Fot. Marcin Lesisz/„Goran the Camel Man”
Fot. Marcin Lesisz/„Goran the Camel Man”

„Goran the Camel Man” został uznany za najlepszy film w kategorii Powiększenie wrocławskiego festiwalu, przeznaczonej dla filmowców i artystów wizualnych z Wrocławia i Dolnego Śląska.

– Pierwszy raz prezentowałem swój film podczas Nowych Horyzontów, a właściwie dwa, bo pokazana została też „Przystań” – mówi Marcin, dodając, że festiwal dostarczył mu niezapomnianych wrażeń i cieszy się, że może swoje dokumenty pokazać w regionie, z którego pochodzi. – „Goran” spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem, choć to film specyficzny i nie każdemu przypadnie do gustu – dodaje.

Bohater dokumentu, Goran to podróżnik, pochodzący ze Szwajcarii, który od 30 lat jeździ karawaną ze swoim wielbłądem, odtwarzając Jedwabny Szlak. Marcin – z zamiłowania podróżnik – poznał go w Turcji, gdy podróżował autostopem. Później, już z kamerą, przyjechał do Gorana, gdy ten przebywał w Gruzji.

– Spędziłem z nim około dwóch miesięcy. Film pokazuje fragment jego życia – dodaje lubinianin. – Kupiłem tanie bilety w obie strony, spałem pod namiotem, jadłem z Goranem na pół, kamerę miałem swoją. To były moje wakacje trzy lata temu – odpowiada Marcin zapytany o koszty produkcji dokumentu.

Fot. Marcin Lesisz
Fot. Marcin Lesisz/„Goran the Camel Man”

Postprodukcją kolorów zajął się sam, montaż zrobiła, również pochodząca z Lubina, Edyta Zajdlic, a dźwięk poprawiła Lucyna Wielopolska-Lorenz ze szkoły filmowej. Wszystko Marcin tworzył na własną rękę z pomocą przyjaznych ludzi.

– Opieką artystyczną film objął profesor Jacek Bławut, który pomógł stworzyć koncepcję i podpowiedział, żeby nie dodawać do produkcji narracji – mówi lubinianin.

I tak po ponad dwóch latach film był gotowy. Jednym z pierwszych miejsc, gdzie Marcin zaprezentował swój dokument był Lubin. W ubiegłym roku w Muzie można było zobaczyć zarówno „Goran the Camel Man”, jak i wcześniejszą produkcję „Przystań”. Później filmy powędrowały na różne festiwale.

„Goran” zanim wygrał Nowe Horyzonty zwyciężył też w Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych i Antropologicznych Pärnu w Estonii, który jest jedną z najstarszych tego typu imprez w krajach bałtyckich.

– Chociaż to festiwal niejako odbywający się na uboczu, złapałem tam dużo fantastycznych kontaktów. Wspominam go naprawdę dobrze – przyznaje.

Od niedawna Marcinem opiekuje się Krakowska Fundacja Filmowa, która zajmie się promocją jego dokumentów za granicą i wysyłaniem ich na festiwale. Wkrótce „Przystań” będzie miała premierę w Niemczech na imprezie dokumentART. „Goran” natomiast zaprezentowany zostanie na Szczecin European Film Festival.

Goran the Camel Man 4
Fot. Marcin Lesisz/„Goran the Camel Man”

Marcin zaś pracuje już nad kolejnym scenariuszem z… Goranem. Nakreśliło go życie.

– Wielbłądzica Gorana ma depresję, ponieważ nie ma towarzysza ani dzieci. Brakuje jej sił, by ciągnąć wóz. Goran szuka więc dla niej wielbłąda, ale w Gruzji te zwierzęta nie mieszkają. Do Turcji zaś nie może wjechać. Okazuje się, że żona prezydenta Azerbejdżanu ma samca wielbłąda. Pojawił się pomysł, żeby połączyć symbolicznie te dwa kraje, miłością. Nie udało się jednak, ponieważ Gruzja nie chciała tego finansować. Może uda się dzięki filmowi – opowiada Lesisz.

Młody artysta ma też pomysł na film o schizofreniczce z Legnickiego Pola, która stworzyła swój własny świat na kształt tolkienowskiego.

Marcin nie ukrywa, że tworzenie filmów dokumentalnych, to coś, co przypadło mu do gustu najbardziej. Obecnie studiuje na trzecim roku sztukę operatorską w szkole filmowej w Katowicach.

– Biorę udział w wielu projektach, robię zdjęcia do etiud, ale praca nad własnymi filmami daje więcej satysfakcji. Jako operator zajmuję się kreowaniem światła, krajobrazu, przy dokumentach dochodzi też czynnik ludzki – wyjaśnia.

Zapewne o Marcinie i jego twórczości usłyszymy jeszcze nieraz. Jak mówi, każde swoje dzieło chciałby też pokazać w rodzinnym Lubinie.

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY