Historia mężczyzny, który dostał szansę na nowe życie

8150

Historia tego mężczyzny poruszyła wiele ludzkich serc. Kiedy temperatura w nocy spadała nawet do – 14 stopni, jego chroniła jedynie wiata przystankowa. Przyjmował od lubinian jedzenie, ciepłe słowa, ale nie chciał niczyjej litości. Aż w końcu odmienił się los pana Wiesława, który od dwóch tygodni koczował na przystanku przy ulicy Niepodległości.

 

– Sama nie wiem, jak mi się to udało. Może zdecydowało to, że potraktowałam go jak równego sobie: podeszłam, podałam rękę, uśmiechnęłam się – wspomina Sylwia Wołowska, wiceprezes Fundacji Sol, której udało się przekonać pana Wiesława, by porzucił bezdomność. Mężczyzna ma już za sobą pierwszą noc, którą spędził w ciepłym mieszkaniu. Nie wiadomo po jak długiej przerwie… Wiadomo jedynie, że wcześniej przez jakiś czas nocował na jednej z klatek schodowych, ale opuścił ją, kiedy zaczęło się tam robić zbyt tłoczno.

Lubinianie zaczęli się interesować losem pana Wiesława, gdy ten dwa tygodnie temu „zamieszkał” na przystanku przy ulicy Niepodległości.

– To piękne, że wiele osób do niego przychodziło, przynosili mu jedzenie, ciepły koc – opowiada Sylwia. – Ale on wciąż tam tkwił, w mrozie, na wietrze…. Ja też do niego jeździłam. Począwszy od Wigilii, codziennie po kilka razy dziennie. Nie chciałam go oceniać, nie wypytywałam. Zwyczajnie nie mogłam patrzeć, że człowiek nie ma swojego kąta, że marznie, więc mówię do niego: „Chodź Wiesiek, idziemy stąd. Możesz zamieszkać u mnie, możesz w moim garażu, który jest ogrzewany. Dam ci materac, żebyś nie marzł w tyłek, dam ci klucze. Na razie, aż coś sobie znajdziesz – opowiada kobieta.

Pan Wiesław przez ostatnie dwa tygodnie przebywał na przystanku przy ulicy Niepodległości, wcześniej jego domem była klatka schodowa. Nie wiadomo jak długo

Ale pan Wiesław nie chciał. Kolejny raz odmawiał pomocy. Nie chciał też pojechać do schroniska dla bezdomnych, co proponowała mu policja i MOPS.

– A ja tak do niego codziennie jeździłam. Stwierdziłam, że muszę w końcu do niego dotrzeć. Nie słuchałam tego co mówili ludzie, że przecież ma rodzinę, że wszyscy się od niego odwrócili, że pije. Zapytałam go o to picie, a on mówi: „Sylwia, każdy czasem pije. Ja też”. Tak samo potraktowałam jego wcześniejsze życie – każdy z nas popełnia jakieś błędy, nie wiem jakie on popełnił, ale każdy ma też prawo godnie żyć – podkreśla.

Ten upór w końcu przyniósł skutek – mężczyzna zgodził się opuścić przystanek. Jak później przyznał, tylko dlatego, że tym razem nie widział litości, użalania się nad bezdomnym, widział ludzi, którym naprawdę na nim zależy i chcą mu pomóc.

– W całą tę akcję zaangażowali się moi synowie, moje koleżanki. Jedna z nich założyła w internecie zrzutkę, by zebrać pieniądze na kaucję i pierwszy czynsz za mieszkanie, które znalazłyśmy dla niego. To kawalerka na osiedlu Polne, pan Wiesław spędził tam już pierwszą noc. Będzie miał środki, by je utrzymać. Ma 1200 zł emerytury, po opłaceniu rachunków zostanie mu około 400 zł. Prawdopodobnie mam już dla niego pracę w roli nocnego stróża za 1000 zł. Na początek wystarczy. Bardzo chce pracować i zmienić swoje życie, wierzę w to, że mu się uda – podkreśla kobieta.

Sylwia Wołkowska przypomina, że misją Fundacji Sol jest pomaganie innym ludziom. – Zależy nam, by lubinianie wiedzieli, że zawsze mogą się do nas zwrócić i że zawsze otrzymają u nas pomoc – zapewnia.

Opisujemy tę historię także na prośbę osób, które przychodziły do pana Wiesława, przynosiły mu jedzenie, przejmowały się jego losem. – Na przykład moja mama zanosiła mu jakąś ciepłą zupę, a teraz – kiedy zobaczyła, że już go tam nie ma, bała się najgorszego. Jak to dobrze, że przyjął pomoc, że dostał taką szansę. Oby jej nie zmarnował – podsumowuje jedna z naszych Czytelniczek.


POWIĄZANE ARTYKUŁY