Gotowi na ratowanie życia

982

– Nie jesteśmy w stanie uratować całego świata, ale uratowanie świata jednej osoby jest bezcenne – mówi Anna Rachwalska, która kilka lat temu oddała szpik, co ocaliło życie innego człowieka. Szanse na znalezienie bliźniaka genetycznego są niewielkie, dlatego ważne, by je zwiększać poprzez rejestrację w bazie potencjalnych dawców. Już od ośmiu lat zajmują się tym wolontariusze z Zespołu Szkół nr 1 w Lubinie. Dziś po raz pierwszy ze swoją szczytną inicjatywą pojawili się w galerii Cuprum Arena.

Już po raz ósmy wolontariusze z „Ceglanki” organizują akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Za swoje działania kilkukrotnie byli wyróżniani przez województwo dolnośląskie. Chętnych do pomagania nie brakuje.

Uczeń ZS nr 1 Jan Bussa trzeci rok z rzędu zdecydował się pomagać.

– Pierwszy raz wyszło trochę z przypadku, bo zachęciła mnie do tego moja wychowawczyni. Okazało się, że sprawia mi to dużą przyjemność. Po prostu lubię to robić, lubię pomagać – przyznaje wolontariusz.

Jan Bussa

Jak twierdzi, procedura rejestracji jest bardzo prosta.

– Wyciągamy pakiet trzech patyczków i koperty. Pierwszy patyczek przez minutę pocieramy od wewnętrznej strony policzka, wyjmujemy go, bierzemy drugi patyczek i robimy to samo z drugiej strony. Trzecim patyczkiem dokonujemy wymazu z całej jamy ustnej. Potem czekamy dwie minuty, żeby to przeschło. Umieszczamy w kopercie, zaklejamy i wysyłamy do Fundacji. Trzeba też wypełnić stosowny formularz – wyjaśnia.

Zwykle rejestracja dawców szpiku odbywała się na szkolnym korytarzu. Czasem organizatorzy odwiedzali w tym celu też inne szkoły w mieście. Tym razem chcieli pozyskać do bazy osoby nieco starsze. Stąd też wybór nowego miejsca.

– Podjęliśmy współpracę z galerią Cuprum Arena. Byli bardzo chętni. Myślę więc, że nie będzie to akcja jednorazowa, tylko będziemy ją robić cyklicznie. – mówi Agnieszka Bober, nauczycielka wychowania fizycznego w Zespole Szkół nr 1 w Lubinie, jedna z pomysłodawczyń akcji.

Agnieszka Bober

– Zbieramy młodzież i pokazujemy im całą ideę DKMS-u, próbujemy rozwiać ich wszystkie wątpliwości, wskazujemy za i przeciw, zachęcamy do zainteresowania się tą tematyką. Młodzież dużo dopytuje. Jeśli są jakieś pytania, na które my nie znamy odpowiedzi to dzwonimy do DKMS-u na telefon alarmowy – dodaje.

Wczoraj w „Ceglance”, prócz rejestracji dawców, odbyły się też prelekcje na temat oddawania szpiku i Fundacji DKMS. Jednym z zaproszonych gości była Anna Rachwalska z Polkowic, która sama oddał część siebie, ratując życie innej osoby.

– W 2010 r. moja znajoma zachorowała na białaczkę. Potrzebowaliśmy znaleźć dla niej dawcę szpiku i oczywiście rzeczą naturalną było, że zaczęłam rejestrację od siebie. Zorganizowaliśmy w Polkowicach pierwszą w regionie akcję rejestracji potencjalnych dawców. Tak to się zaczęło – wspomina pani Anna.

– Tuż po powrocie z wakacji w 2019 r. otrzymałam telefon od Fundacji DKMS z informacją, że jest osoba chora, która potrzebuje mojej pomocy. Rozpoczęła się cała procedura. Najpierw udałam się do ośrodka zdrowia, by potwierdzić zgodność moich komórek. Następnie była wizyta w klinice transplantologii, gdzie została kompleksowo przebadana celem potwierdzenia mojego stanu zdrowia przed donacją szpiku. Finalnie został wskazany dzień, przed którym przyjmowałam preparat namnażający wytwarzanie komórek macierzystych w moim organizmie i już pozostał sam dzień donacji. Zabieg trwał kilka godzin. Po tym mogłam się już udać do domu i oczekiwać na te dobre informacje – kontynuuje.

Anna Rachwalska

Czy jest się czego obawiać? – Zawsze się czego boimy, czego nie znamy. Taka jest natura ludzka. Czy bolało? To subiektywne odczucie. U mnie donacja odbyła się z krwi obwodowej, czyli podłączono mnie do odpowiedniej aparatury. Nie jest to uczucie komfortowe, ale też nie jest bolesne. W klinice byliśmy otoczeni opieką specjalistów, był przygotowany wygodny fotel z odpowiednią poduszką. Można było się zrelaksować i ten czas upływa bardzo szybko – opowiada dawczyni.

Ostatecznie udało się uratować czyjeś życie. Osoba ta wróciła do pełni zdrowia i do normalnego życia, a pani Anna jest w trakcie wymieniania z nią kontaktu. Wie, że to mężczyzna z Polski w średnim wieku.

– Ta satysfakcja, że uratowało się komuś życie, zostaje z nami na zawsze. Myślę, że nie jesteśmy w stanie uratować całego świata, to uratowanie świata jednej osoby jest bezcenne. Są też korzyści materialne. Szereg przywilejów jak np. korzystanie ze służby zdrowia bez kolejek czy zniżki w komunikacji miejskiej. Oprócz tego przez najbliższe 10 lat Fundacja DKMS monitoruje mój stan zdrowia – zauważa Anna Rachwalska.

Fot. BM/SzK


POWIĄZANE ARTYKUŁY