Dziki kozłem ofiarnym

290

Co wspólnego ma afrykański pomór świń z naszymi polskimi dzikami? Zastanawiają się nad tym sami myśliwi, którzy przez Ministerstwo Środowiska namawiani są do polowań na te zwierzęta. WWF Polska mówi o zabiciu nawet 210 tysięcy osobników, co, zdaniem ekologów, oznacza, że w naszych lasach zostanie ich garstka. Rolnicy głośno domagają się rzezi dzików, tymczasem pojawiają się głosy, że największym zagrożeniem dla trzody chlewnej są… oni sami.

Fot. Pixabay

Masowe polowania na dziki mają ruszyć już w tę sobotę, 12 stycznia i potrwają przez kolejne trzy weekendy. Według szacunków WWF Polska ma zginąć prawie cała populacja, tj. ponad 210 tysięcy dzików. Plan nie oszczędzi nawet warchlaków, macior ani ciężarnych loch. Rozporządzenie ministra środowiska wskazuje, że ostateczna liczba dzików na 1 kilometr kwadratowy ma wynosić… 0,1 zwierzęcia. To oznacza jednego dzika na dziesięć kilometrów kw. Myśliwi są namawiani do wielkoobszarowych, zsynchronizowanych zbiorowych polowań na zwierzynę, a za upolowane trofeum są kuszeni pieniędzmi. Za jedną sztukę mogą zarobić nawet 650 zł.

Wszystkie koła łowieckie otrzymały informację o polowaniach, które mają się odbyć co weekend, w dniach 12-13, 19-20 oraz 26-27 stycznia. Jeśli będzie potrzeba, przedłuży się je do końca lutego.

Ekolodzy biją na alarm. Ich zdaniem masowe wybijanie dzików spowoduje nieodwracalne naruszenie ekosystemu, w dodatku jest okrutne i bezzasadne. 

Wszystkiemu winna choroba afrykańskiego pomoru świń (ASF), która kilka lat temu przywędrowała do nas z Białorusi. To groźna, zakaźna wirusowa choroba świń domowych, świniodzików oraz dzików. Nie jest niebezpieczna dla ludzi, ale prowadzi do ogromnych strat w hodowli trzody chlewnej. Wirusa mogą przenosić chore dziki, ale i kleszcze czy jak się dzieje równie często  ludzie. Kraj, w którym wystąpi ASF, narażony jest na bardzo duże straty finansowe w przemyśle mięsnym oraz hodowli.

Fot. Pixabay

W związku z występowaniem tej choroby w Polsce, głównie we wschodniej części kraju, co roku urządzano kontrolowany ubój dzików, ale nigdy na taką skalę. Jak tłumaczy jeden z myśliwych z okręgu legnickiego, który prosił o anonimowość  problem odstrzału dzików w Polsce rozpoczął się już dwa lata temu.

– W sezonie łowieckim 2017-2018 nadleśnictwa narzuciły kołom łowieckim zwiększony odstrzał tych zwierząt, nie notowany nigdy dotąd. Przykładowo w jednym sezonie strzelano średnio 200-250 sztuk, a teraz odstrzeliliśmy już około 500 sztuk. Potwierdzeniem tego mogą być dane z okręgu legnickiego (do którego należy również Lubin – przyp. red) gdzie w sumie odstrzelono już ponad 7600 dzików, co jest absolutnym rekordem – mówi nam myśliwy.

Myśliwi nie zgadzają się na  ministerialny plan. Są oburzeni, że nadleśnictwa narzuciły tak wysoki roczny plan łowiecki. – Teraz jesteśmy zmuszeni strzelać do wszystkich dzików przez cały rok, a przecież od zawsze byliśmy uczeni, że dziki mają okres ochronny na rozmnażanie się. Zresztą każda zwierzyna, nawet ta drapieżna, ma taki okres ochronny – tłumaczy myśliwy. Co nie tyczy się jednak dzików, na które sezon łowiecki trwa cały rok.

Nieuzasadniona obawa?

Nie ma dokładnych szacunków, ile dzisiaj liczy populacja dzików w Polsce. Zgodnie z planem w sezonie łowieckim 2018/2019 zakłada się odstrzał minimalnie 185 tysięcy dzików. Władze uspokajają, że nie oznacza to likwidacji całej populacji. Jak to się ma jednak do listu wiceminister środowiska, Małgorzaty Golińskiej, która pisze:

Proszę o dalsze intensywne prowadzenie odstrzału dzików w skali całego kraju, co przyczynić się ma do maksymalnego obniżenia liczebności populacji […] należy intensyfikować odstrzał tych zwierząt właśnie teraz z ukierunkowaniem odstrzału na lochy zanim przystąpią do rozrodu.

Norbert Wende, rzecznik Nadleśnictwa Lubin, tłumaczy również, że nie za każdego zastrzelonego dzika myśliwy dostanie pieniądze. – Płacone będzie za odstrzał sanitarny, który wydaje powiatowy lekarz weterynarii w oparciu o to, czy na danym terenie stwierdził on ASF – tłumaczy leśnik. 

Fot. Pixabay

W komunikacie z 4 stycznia Główny Inspektorat Sanitarny poinformował, że do 23 grudnia 2018 roku odnotowano 3317 zakażonych ASF osobników.

Główny Lekarz Weterynarii informuje o potwierdzeniu wystąpienia 3268-3317 przypadku afrykańskiego pomoru świń (ASF) u dzików na terytorium Polski […]

Ministerstwo rolnictwa już wcześniej podjęło kroki i wprowadzając Program bioasekuracji, z przestrzeganiem którego mieli problem… sami rolnicy. Program zakładał m.in. odpowiednie zabezpieczenie hodowli świń (szczelne zamykanie obór, budowę ogrodzenia wokół gospodarstwa, regularną dezynsekcję i najważniejsze – sumienne zmienianie odzieży roboczej).

Państwowy Instytut Weterynarii – Państwowy Instytut Badawczy stoi po stronie rolników, którzy utrzymują się z produkcji trzody chlewnej:

Instytut nie podziela dochodzących z mediów, przedstawianych w sposób dość drastyczny, opinii dotyczących „niechlubnego losu dzików”, czy nawet całkowitej destrukcji tego gatunku zwierząt w Polsce […]

Instytut twierdzi, że dzików jest za dużo, a osoby niezwiązane z rolnictwem czy hodowlą nie rozumieją rangi problemu:

[…] nie zdają sobie sprawy z powagi problemu, a przyrost populacji dzika przewyższający 200% w skali roku traktują jako pozytywną propagację wolno żyjącej fauny.

Wyrok na dziki zapadł 28 grudnia ubiegłego roku. Inicjatywa wyszła od Głównego Lekarza Weterynarii, przy aprobacie Zarządu Głównego Polskiego Związku Łowieckiego. Następnie pomysł zaaprobowało ministerstwo.

Chronić chlewnie, nie strzelać 

Jak mówią eksperci, od początku popełniany jest kardynalny błąd – próbuje się zwalczać wirusa ASF przez masowy odstrzał dzików, przy jednoczesnym zaniedbaniu programu bioasekuracji chlewni. Ta strategia przynosi odwrotny skutek od lat.

Opory przed zmasowanym polowaniem mają myśliwi – już samo strzelanie stwarza zagrożenie, rozprasza zwierzęta i powoduje mieszanie się populacji, a w niej osobników zdrowych z zarażonymi wirusem.

Dziki mają swoje miejsce w ekosystemie. Ryjąc w ściółce podnoszą jej bioróżnorodność, żywią się też szkodnikami drzew. Jako że są głównymi padlinożercami, po ich wybiciu pozostanie w środowisku więcej padliny lub jej amatorów – jenotów czy lisów. Dziki są także głównym pożywieniem dla wilków. Pojawiają się nawet głosy, że po odstrzale dzików wilki mogą częściej atakować zwierzęta gospodarskie.

Ekolodzy są zgodni, że to człowiek, a nie dziki, powoduje rozprzestrzenianie się tej śmiertelnej dla trzody chlewnej choroby. Głównie z powodu niezachowania zasad bioasekuracji. Dzik sam do chlewni nie wejdzie, a świnie nie wychodzą na spacery do lasu.

Chodzi m.in. o stosowanie określonych zachowań i środków higienicznych, jak na przykład odkażania rąk, obuwia, odzieży, narzędzi czy sprzętu stosowanego w gospodarstwach.

napisała Fundacja WWF Polska we wtorkowym komunikacie.

W Internecie krążą dwie petycje o powstrzymanie odstrzału dzików. Pierwsza jest dostępna na stronie internetowej Petycje Obywatelskie Avaaz. Jej adresatem jest minister środowiska Henryk Kowalczyk. Drugą, skierowaną do premiera Mateusza Morawieckiego można podpisać za pośrednictwem strony: petycja.pracownia.org.pl.

 

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY