Biegające dinozaury tym razem dla Szymka

1419

Była ogromna radość, ale czasem też i łzy – jak co roku, tak i dziś Biegowi Dinusia towarzyszyły wielkie emocje. Mali sportowcy biegali w niezwykłej scenerii, bo wśród figur dinozaurów w lubińskim zoo, przy okazji pomagając czteroletniemu Szymonowi z Lubina, chorującemu na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Wielu z nich z… dinogonami.

Dla czteroletniego Wojtka Maćkowiaka był to już drugi Bieg Dinusia i, jak zapewnia jego mama, zapewne nie ostatni. Żeby wziąć udział w wydarzeniu, przyjechali aż z Pudliszek.

– Biegł już w zeszłym roku. Bardzo mu się spodobało, bo kocha dinozaury. W przyszłym roku znowu biegniemy, obowiązkowo – uśmiecha się Małgosia Maćkowiak, mama Wojtka.

Poprzednio Wojtek biegł po prostu dla frajdy. Tym razem udało mu się zająć drugie miejsce i awansować do finału.

Wojtek i jego mama Małgosia Maćkowiak

Natomiast Franciszek Latawic, który 30 września skończy 3 latka, w tym roku debiutował w Biegu Dinusia. Jak mówi jego mama Andżelika Latawiec, chłopiec całą trasę przebiegł sam, jego tata biegł równolegle z nim, ale za barierkami. Mimo że Frankowi nie udało się awansować dalej, to i tak bardzo mu się podobało.

– Fajna impreza. Dodatkowo w ładnej scenerii w parku wśród dinozaurów. Warto było przyjechać – mówi pani Andżelika, dodając, że są z powiatu legnickiego i do pokonania nie mieli długiej drogi, bo 15 km.

– Myślę, że w przyszłym roku znowu spróbujemy. Misia jeszcze nie będzie mogła, bo zaraz kończy roczek i w przyszłym roku będzie miała dwa latka, więc będzie za mała – mówi, wskazując na swoją małą córeczkę.

Franciszek, jego mama Andżelika Latawiec i roczna siostra

Tym razem do Biegu Dinusia zgłoszono w sumie ponad 300 małych biegaczy w wieku do 9 lat. Dziś odbyły się biegi eliminacyjne i półfinałowe, a na niedzielę zaplanowano finał. Kibicować małym biegaczom jutro będzie można od godz. 14 do 15.30, kiedy to odbędzie się dekoracja zwycięzców.

– W tym roku pogoda jest świetna, nie ma deszczu, tak jak się zdarzało w ubiegłych latach. Zabawa cały czas trwa. Oprócz biegu jest też stanowisko malowania buziek i loteria. Można kupić ciasto. Te wszystkie atrakcje są po to, żeby zebrać jak najwięcej środków na leczenie małego Szymka. Bieg Dinusia ma bowiem charakter charytatywny – przypomina Agata Bończak, dyrektor lubińskiego Ogrodu Zoologicznego.

Jak co roku, wszystkie pieniądze z wpisowego na bieg zostaną przekazane na cel charytatywny. Tym razem wesprą rehabilitację czteroletniego Szymka Migdy z Lubina, chorującego na dystrofię mięśniową Duchenne’a. Warto wspomnieć, że za każdy Bieg Dinusia przeznaczony jest dla innego dziecka w potrzebie.

Mama Szymka, Anna Woźna-Migda

Mama Szymka, Anna Woźna-Migda przyznaje, że taka pomoc bardzo się przyda. Chłopiec potrzebuje nie tylko rehabilitacji, ale i m.in. dodatkowych zajęć neurologopedycznych.

– Synek ma cztery lata i nie mówi. Potrzebuje terapii słuchu, wzroku. Niedługo potrzebne też będzie leczenie kariologiczne. Potrzebuje ortezy na stopy. Jednak przede wszystkim potrzebuje rehabilitacji i suplementów diety, które mogą wspomóc jego organizm, bo nie ma leku na tę chorobę… – mówi łamiącym się głosem pani Anna.

Choroba, na którą cierpi Szymon, jest chorobą genetyczną. Jak tłumaczy nam jego mama, to postępujący zanik mięśni, który niektórzy kojarzą z SMA.

– Ale to jest zupełnie inna choroba – wyjaśnia pani Anna. – Dziecko, chłopiec, bo to najczęściej dotyczy chłopców, w wieku około 9-11 lat siada na wózek inwalidzki. Mięśnie nóg ulegają osłabieniu i potem z czasem osłabieniu ulegają również wszystkie pozostałe mięśnie. Dochodzą do tego choroby serca, bo serce też jest przecież mięśniem. Takie osoby dożywają około 28-30 lat. Wiem jednak z fundacji, w której jesteśmy, a której założycielką jest mama mężczyzny chorego na DMD, że ma on już 30 lat, jeździ na wózku, ale bardzo dobrze się trzyma – dodaje już raźniej.

Dinogony bardzo spodobały się dzieciom

Pani Anna nie siedzi z założonymi rękami i dla uczestników biegu postanowiła przygotować niespodziankę. Wraz z siostrą uszyła kolorowe dinogony.

– Tak je nazwałam, chociaż są to po prostu ogony – uśmiecha się. – Zaprojektowałyśmy je i uszyłyśmy. W sumie 70 sztuk w dwóch wielkościach. Już prawie się wyprzedały, nie myślałam, że tak się spodobają i że tak szybko zejdą – mówi mama Szymka.

Rzeczywiście ogony stały się przebojem. Wśród publiczności można było dostrzec sporo dzieci z przyprawionymi kolorowymi dinogonami, choć trafiali się i dorośli.

Więcej informacji o Szymonie i jego walce z chorobą można znaleźć na Facebooku TUTAJ. Jeśli ktoś chciałby pomóc czterolatkowi z Lubina, może to zrobić poprzez Fundację Potrafię Pomóc lub przekazując 1,5 procent podatku.


POWIĄZANE ARTYKUŁY