50 lat żeńskiego szczypiorniaka: Historia Elżbiety Szczepaniak

1786

Dziś, w ramach historycznego cyklu związanego z jubileuszem żeńskiej sekcji piłki ręcznej, przedstawiamy rozmowę z Elżbietą Szczepaniak z domu Krzyżanowską. W klubie grała na środku rozegrania. Jednym z ważniejszych wspomnień było zdobycie awansu do I ligi kobiet, które na zawsze zapadło jej w pamięci. Obecnie szkoli kolejne pokolenia szczypiornistek.

Elżbieta Szczepaniak, druga od lewej

Pani trener na starcie pytanie, od którego zawsze zaczynam rozmowy z byłymi sportowcami, a więc skąd zamiłowanie do sportu i kiedy zaczęła się historia z piłka ręczną?

Elżbieta Szczepaniak: Od najmłodszych lat byłam dzieckiem bardzo ruchliwym. Rodzice wspominali, że ja nie chodziłam tylko biegałam, skakałam, wszędzie mnie było pełno (wtedy nie stwierdzano ADHD, śmiech).   Dostałam się do klasy sportowej w Szkole Podstawowej nr 9. Tam, spotkałam super nauczycieli panią Ewę Prus i Zdzisławę Popiel – zawodniczkę piłki ręcznej. One  wzmocniły moją miłość do sportu, a w szczególności do piłki ręcznej. Z wielkim sentymentem wracam do tamtych lat miałam super  klasę, do której chodzili  bardzo ambitni i zdolni młodzi  ludzie. W klasie 7 i 8 wygrywaliśmy zawody sportowe w różnych dyscyplinach na terenie starego województwa (legnickie) i nie tylko. Był taki moment ,że reprezentowałam dwie dyscypliny piłkę ręczną i lekkoatletykę , ale miłość do piłki wygrała.

Sezon 1984/1985 dla „Miedziowego” klubu to awans do II ligi, a wcześniej zdobycie I miejsca w lidze okręgowej. Jak pani wspomina atmosferę w zespole w tym czasie?

Elżbieta Szczepaniak: Wraz z Gabrysią Moroch teraz Rogalska, byłyśmy najmłodszymi zawodniczkami. Chodziłyśmy do szkoły, a pozostałe dziewczyny już pracowały głównie jako pielęgniarki i miały pozakładane rodziny. W szatni przed treningiem poruszane były tematy o pracy  lub o dzieciach dla mnie gówniary to nic interesującego, ale już na hali żyłyśmy tylko treningiem  lub meczem. Starsze koleżanki na boisku nigdy nie dały odczuć, że jesteś małolatą wręcz przeciwnie czułaś się potrzebna, ale swoje miejsce trzeba było znać. Pamiętam jak się obruszałam tym, że muszę sprzątać piłki po treningu nie mogłam zrozumieć, że to rola najmłodszej. Nawet próbowałam z tym walczyć, bo długo byłam najmłodsza i miałam dość, ale na nic się to zdało. Mogłam grać 60 minut, ale piłki trzeba było zebrać. Tworzyłyśmy fajny zespół, który potrafił poza boiskiem wspólnie spędzać czas, niejednokrotnie uczestniczyłyśmy w rodzinnych uroczystościach. 

Sukces związany z awansem to zasługa doświadczonego zespołu i sztabu szkoleniowego, a w nim Julian Krasiński i Wiesław Jurecki. Jak układała się współpraca ze sztabem szkoleniowym?

Elżbieta Szczepaniak: Trenera Juliana znałam z grup młodzieżowych, był moim klubowym trenerem w młodziczkach i juniorkach młodszych.  Poznałam go na tyle, że przychodząc na trening nie podejmowałam dyskusji tylko trenowałam. Starsze koleżanki miały więcej śmiałości i podejmowały różne rozmowy. Miałam zaufanie do trenera i wykonywałam jego polecenia nie analizując co dobre, a co złe. Trenera Wiesia Jureckiego to chyba traktowałam tak z boku, bo autorytetem był trener Krasiński. Później jako trenerka miałam przyjemność pracować z dwoma panami trener Krasiński został dla mnie dalej trenerem pomimo, że kazał mówić sobie po imieniu, a trener Jurecki był już Wiesiem.

Marzena Pałka, Violeta Racińska czy Jolanta Saracyn i Renata Żukiel. Jak wspomina pani koleżanki z parkietu i czy macie ze sobą kontakt po dziś dzień?

Elżbieta Szczepaniak: Dzięki portalom społecznościowym „obserwujemy” siebie, ale osobiście nie utrzymujemy bliższych kontaktów. Na spotkaniu z okazji 50-lecia klubu spotkałam się z nimi i wizualnie trochę się zmieniły, ale w środku  są takimi samymi wariatkami jak były. Z Renatą Żukiel pracujemy w jednym klubie. Nasze spotkania są czysto zawodowe. Bliżej jestem z  innymi zawodniczkami tak jak Wioleta Lewicz, Elżbieta Pawlak, Gabrysia Rogalską, Renatą Suszek, a z  innymi jak jest możliwość spotkanie przy okazji meczu , turnieju  to czynimy.

Miała pani okazję grać z zawodniczkami, które współtworzyły jako pierwsze żeńską sekcję piłki ręcznej w Lubinie jak Ewa Kołodziej czy Helena Mordarska. Czy dało się wynieść lekcję szczypiorniaka od starszych koleżanek?

Elżbieta Szczepaniak: Przychodząc na trening, który zawsze był dla mnie świętością „brałam” z niego wszystko co  najlepsze. A młoda zawodniczka  mimowolnie  naśladuje starsze koleżanki nie tylko na boisku, ale również w szatni. One są w jakim stopniu wzorcami. Ewa i Helenka jak najbardziej uczyły, poprawiały błędy wspierały dobrym słowem. Ewa zawsze panowała nad różnymi sytuacjami dobrymi i złymi.

Jak „smakował” awans do I ligi piłki ręcznej kobiet?

Elżbieta Szczepaniak: Radość była duża. Na ten awans pracowałyśmy bardzo długo i ciężko. Od sezonu 1987/1988 nasza drużyna z roku na rok wspinała się po szczebelkach do wyższych  rozgrywek ligowych aż w końcu osiągnęła wymarzony CEL (podkreśla mocno Elżbieta Szczepaniak).  Duży wpływ na to miał trener Roman Jezierski, który  spowodował,  że zaszły  zmiany w mentalności zawodniczek, działaczy oraz organizacji pracy. Spełniły się marzenia każdej zawodniczki – możliwość gry na najwyższej lidze,  a w późniejszym czasie walka o medale .

Pamiątkowe zegarki i listy gratulacyjne Okręgowego Związku Piłki Ręcznej w Legnicy. Tak podziękowano wam za zdobycie brązowego medalu mistrzostw Polski w sezonie 1995/1996. Wcześniej zdobyłyście wicemistrzostwo kraju. Czy jako drużyna czułyście, że wysiłek jest doceniany i dostrzegany?

Elżbieta Szczepaniak: Dzięki zdobytym medalom uratowałyśmy sekcję kobiecą od likwidacji, bo pojawiły się problemy finansowe klubu  i padł pomysł my albo chłopcy. Oczywiście myślałyśmy o większym docenieniu, o gratyfikacjach finansowych, ale nie miałyśmy na to większego wpływu. W klubie było różnie były sezony bez problemów finansowych, były miesiące bez wypłat, ale jakoś się kręciło.  Same medale to był prezent dla nas za determinację, za prace, a przede wszystkim były prezentem dla wiernych kibiców.  Byłyśmy rozpoznawalne (co nie jest trudne w tak wielki mieście).Wyjście na mecz piłki ręcznej czy też nożnej to było wydarzeniem w którym brali udział całe rodziny. Były sytuacje gdzie zapraszali nas na prywatne posesje organizując grille, aby  świętować wspólnie sukces, do tej pory wspominamy te chwile.

Oczywiście muszę zapytać o europejskie puchary. To przygoda życia, jak podkreślało mi wiele zawodniczek. Jak pani podchodziła to takiej rywalizacji?

Elżbieta Szczepaniak: Każda konfrontacja z zespołami z zagranicy to nowe doświadczenie. Mentalność ludzi, styl gry drużyn, indywidualne umiejętności przeciwniczek to była nauka, która procentowała w naszym życiu sportowym i również prywatnym. Dzięki piłce ręcznej zwiedziłam  wiele miast, państw,  do których nigdy był nie pojechała, bo nie byłoby mnie po prostu stać. A sportowo czułyśmy się silniejsze , lepsze.

Kiedy przyszedł czas na zawieszenie butów na kołku?

Elżbieta Szczepaniak: Trochę inaczej wyobrażałam sobie zakończenie kariery, ale życie pisze scenariusze. Uległam kontuzji kolana, zabieg rekonstrukcji więzadeł i koniec. Patrząc jak teraz po zabiegu rehabilitują się dziewczyny to trochę zazdroszczę: tych metod i  wiedzy fizjoterapeutów. Po rozmowie z trenerem Jezierskim, długo nie mogłam pogodzić się, że to już i w taki sposób. Przecież całe moje życie kręciło się wokół piłki ręcznej. Oczywiście byłam w takim wieku, że powinnam brać pod uwagę, że to niedługo nastąpi, ale jakoś nie umiałam się z tym pogodzić. Grupa chłopaków rocznika 82, którą dostałam pod opiekę  pozwoliła mi spokojnie oswoić się inną funkcją.

Te rozstanie z parkietem nie odbyło się tak do końca, bo w dalszym ciągu wykonuje pani ukochany zawód. Tym razem, jako trener grup młodzieżowych, piłkarek grających w II lidze. Pani projektem jest Akademia Krecika, podopieczne trenerki zasilają pierwszy zespół Zagłębia. To na pewno wielka radość i duma dla byłej zawodniczki, która spędziła w tym klubie tyle lat?

Elżbieta Szczepaniak: Mam to szczęście, że robię to co kocham. Pracując na co dzień z dziećmi i młodzieżą. Zdajemy sobie wspólnie z trenerami sprawę  jakie należy podjąć kroki, aby szkolenie miało ciągłość. Bardzo ważnym momentem  jest pierwszy etap – zaszczepienie miłości do sportu, do piłki ręcznej, a później tylko pielęgnować w szerokim tego słowa znaczeniu. Projekt Akademia Krecika wypalił i funkcjonuje już 12 lat, ale mam już pomysł jak ulepszyć jego funkcjonowanie. Nasze absolwentki goszczą na parkietach Superligi, I ligi, grają za granicą i taka sytuacja  utwierdza nas w przekonaniu, że realizujemy główny cel szkolenia. Najbardziej cieszy fakt, że nasze wychowanki zostają w naszym klubie przy pierwszym zespole nie ukrywam ,kiedy wychodzą na parkiet to mam wielkiego rogala na twarzy i niejednokrotnie łezkę w oku – bo to nasze dzieci. Życzę sobie i im długiego  pobytu na parkiecie . 

Szkoła Mistrzostwa Sportowego to projekt, który bez byłych zawodniczek i zawodników, a także trenerów Zagłębia Lubin nie funkcjonowałby tak dobrze. Wkładacie w rozwój przyszłych mistrzów bardzo dużo serca.

Elżbieta Szczepaniak: Droga do utworzenia SMS-u była długa, ale udało się. Cieszy fakt, że tej młodzieży jest coraz więcej dla nas to sygnał, że nam ufają. Trenerzy , którzy jeszcze  niedawno grali w piłkę to dobry wzorzec a dodatkowo wiemy co tam w głowach siedzi  i możemy im szybciej pomóc. Koniec kolejnego roku nauki, następni absolwenci  i nasuwają się kolejne wnioski do dalszej pracy, także cały czas na wysokich obrotach.  Wkładamy dużo serca i pracy, aby stworzyć młodzieży warunki do sportu, ale również pilnujemy nauki. Od tego mamy super ekipę nauczycieli z którymi jesteś w ciągłym kontakcie. Następnym sportowym celem to zdobycie medalu Mistrzostw Polski.

Była pani zawodniczką MKS Zagłębia Lubin, wywalczyła pani awans z tym zespołem do II ligi, a następnie do I, na szyję zakładała pani medale mistrzostw kraju, a obecnie trenuje pani młodzież. Czy następnym marzeniem może być miejsce w sztabie pierwszego zespołu „Miedziowych”, a może i kadry narodowej?

Elżbieta Szczepaniak: Każdy trener chyba o tym marzy, żeby poprowadzić pierwszy zespół ja oczywiście też. Moje marzenia co do sportu i prywatnie spełniają się, kto wie? Miałam przyjemność pracować z kadrą Polski w grupach młodzieżowych rocznik 88 i 92 to był czas, który wzbogacił moją wiedzę o handballu. A tak naprawdę praca z młodzieżą daje bardzo dużo satysfakcji. Obserwując nasze absolwentki na parkietach piłki ręcznej dostaję skrzydeł do dalszej pracy i wiem ,że pracę którą włożyłyśmy nie poszła na marne.

Mam jeszcze pytanie odnośnie wyjątkowego spotkania z okazji pięćdziesięciolecia istnienia żeńskiej sekcji piłki ręcznej w Lubinie. Były rozmowy, pokazywanie zdjęć i sporo wzruszeń. Cofnęła się pani, choć na chwilę w czasie do lat, kiedy była zawodniczką?

Ewa Jędraś i Elżbieta Szczepaniak

Elżbieta Szczepaniak: Oczywiście, że tak. Przypominałyśmy sobie chwile, które z czasem uleciały. Ale również poznałam jedne z pierwszych zawodniczek sekcji i ich historie. Zdałam sobie sprawę, że  dzięki nim jesteśmy my. Oczywiście bardzo bym chciała  wrócić do tamtych lat i to  na  bardzo dłuższą chwilę.

Z Elżbietą Szczepaniak rozmawiał Mariusz Babicz.

Fot. Archiwum Elżbiety Szczepaniak

 

 

 

 

 

 

 


POWIĄZANE ARTYKUŁY