Obudził się sparaliżowany

349

Pewnej czerwcowej nocy po prostu obudził się sparaliżowany. Ma 34 lata, dwójkę małych dzieci i całe życie przed sobą. Brzmi jak horror, ale ta historia zdarzyła się w naszym mieście i dotyczy lubinianina – Damiana Żygadło. Rodzina i przyjaciele walczą o jego powrót do sprawności, prosząc wszystkich ludzi o dobrym sercu o wsparcie finansowe.

– Brat zawsze był pogodny i towarzyski, a to spadło na nas jak grom z jasnego nieba – mówi Anna Dudek, siostra Damiana Żygadło. – Dotychczas prowadził normalne życie. Praca, rodzina, znajomi – dodaje cicho.

W nocy z 11 na 12 czerwca mężczyznę obudziło coś niepokojącego. Cała prawa strona ciała została sparaliżowana, a on nie mógł wydobyć z siebie głosu, poza niezrozumiałym bełkotem. Był jedynie w stanie doczołgać się do drzwi, gdzie spała partnerka z dziećmi i zwrócić się do nich o pomoc.

Lubinianin trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy na SOR i tam stracił przytomność. Diagnoza: udar krwotoczny z wylewem krwi do lewej komory mózgu oraz krwiak wielkości kurzego jaja.

Przez miesiąc leżał w śpiączce, a lekarze kazali rodzinie przygotować się na najgorsze. – Nikt nas nie czarował, że Damian jutro wstanie i będzie jak dawniej. Lekarze kazali nam podać numery telefonów i oczekiwać na wieści, w każdej chwili mogło się coś stać – opowiada siostra.

Pani Anna jako najgorsze wspomina odbieranie telefonów z nieznanych jej numerów. – Odebranie takiego telefonu to paraliżujący strach. Modlisz się i płaczesz, żeby nie był ze szpitala – mówi łamiącym się głosem.

A telefonów było wtedy mnóstwo – najczęściej dzwonili rodzina i znajomi ze słowami wsparcia.

Po miesiącu leżenia w śpiączce, lekarze zdecydowali, że czas wybudzić mężczyznę. – Usłyszeliśmy od nich, że ten stan twa za długo, że kości i mięśnie Damiana już bardzo ucierpiały – relacjonuje kobieta. Dodaje również, że specjaliści uprzedzili ich, że nawet jeśli mężczyzna się obudzi, to nie będzie zdrowy. – Będzie w bardzo ciężkim stanie – nie będzie mówić, nie będzie chodzić, nie będziemy mieli z nim kontaktu – wylicza.

Cały proces wybudzania trwał tydzień. – Damian dostawał bardzo silne leki narkotyczne, do których jego organizm się przyzwyczaił – opowiada pani Anna, która również pracuje jako pielęgniarka. – Każde zmniejszenie dawki leków nasennych i przeciwbólowych powodowało, że jego ciśnienie gwałtownie wzrastało, do czego nie można było dopuścić, bo przecież w głowie miał krwiaka wielkości jajka – tłumaczy.

Pani Anna wspomina moment wybudzania się brata. Chociaż lekarze sprowadzali ich na ziemię, oni łapali się każdej nadziei. – Pamiętam, jak Damian pierwszy raz ścisnął nam rękę, lekarze mówili, że to mimowolne odruchy, ale my płakaliśmy ze szczęścia – mówi cicho. – Na tę chwilę dostaliśmy więcej niż moglibyśmy przypuszczać – mówi pani Anna.

1 sierpnia leżącego mężczyznę przewieziono na rehabilitacje do ośrodka w Kamiennej Górze. Dziś postępy są ogromne. Uczy się na nowo odbudować dawne życie. Z racji paraliżu, prawa strona ciała jest systematycznie ćwiczona. Pan Damian codziennie może liczyć na pomoc logopedy, psychologa, rehabilitantów i sztabu wielu innych kompetentnych osób. Nie brakuje zapału i mocno wierzy, iż któregoś dnia powie, że opłaciło się wylewać siódme poty.

– Damian zrobił ogromne postępy. Jeszcze niedawno poruszał się jedynie na wózku inwalidzkim. Teraz stawia pierwsze kroki, śmiejemy się, że równo z synem – opowiada siostra. Lubinianin ma dwójkę dzieci – rocznego synka Piotrka i trzyletnią córeczkę Hanię.

Aktualnie pan Damian chodzi o kuli, co sprawia mu duże trudności. – Prawa strona jest nadal bardzo słaba. Przejdzie maksymalnie 10 metrów – opowiada kobieta. – Mój brat zawsze był wesoły, dużo żartował i nie poddawał się. Ćwiczy kilka godzin dziennie i dużo czyta. Sam znalazł ośrodek, który może mu najbardziej pomóc – mówi.

Rodzina i przyjaciele zbierają pieniądze na turnus rehabilitacyjny w Kamieniu Pomorskim. – To specjalistyczny ośrodek w uzdrowisku, niemniej pieniądze są dla nas ogromne – dodaje ze smutkiem siostra.

 

W tej chwili lubinianin otrzymuje zasiłek rehabilitacyjny w wysokości tysiąca złotych. – Żeby wyjazd do ośrodka miał sens, brat musi tam spędzić około trzech tygodni lub miesiąc. Koszt waha się od 8,6 tys. zł do prawie 13 tys. zł. To wszystko uzależnione jest od tego, czy zakwalifikuje się na zajęcia ze specjalistyczną technologią – tłumaczy.

Mama pana Damiana utworzyła zbiórkę internetową, na którą można wpłacać pieniądze.

– Bardzo dziękujemy za okazaną pomoc. Otrzymaliśmy jej tak dużo – od rodziny, przyjaciół, znajomych znajomych, od ludzi z zza granicy – podsumowuje wzruszona siostra.

Fot. archiwum prywatne


POWIĄZANE ARTYKUŁY