Wzrasta agresja i przemoc wobec ratowników

168

Mają ratować życie innym, a coraz częściej sami potrzebują pomocy lekarskiej. Pracownicy pogotowia ratunkowego nierzadko są atakowani przez tych, którym próbują udzielić pomocy. – Takich interwencji jest dużo i w ostatnich miesiącach skala zjawiska staje się niepokojąca – mówi podinspektor Sebastian Biały, zastępca komendanta lubińskiej policji, która odnotowuje znacznie więcej wezwań do pomocy ekipom pogotowia ratunkowego.

Na zdjęciu symulacja niebezpiecznej sytuacji, z jakimi stykają się ratownicy. Fotografię zrobiono podczas zawodów ratowniczych

– Są to ludzie po zażyciu narkotyków, środków odurzających, ale i osoby zdrowe psychicznie oraz fizycznie – wylicza Joanna Bronowicka, zastępca dyrektora ds. medycznych Pogotowia Ratunkowego w Legnicy.

Gdy ratownicy wiedzą, że jadą do agresywnej osoby, zawsze towarzyszą im policjanci. Jednak zdarza się, że dopiero na miejscu okazuje się, że bez pomocy mundurowych pracownicy pogotowia sobie nie poradzą.

– Bardzo często mamy takie sytuacje. Ale bywa i odwrotnie, że policjantom trzeba udzielić pomocy medycznej – mówi Joanna Bronowicka. – Jest to przemoc fizyczna i słowna. Niestety nierzadko ratownicy medyczni po takich interwencjach muszą się udać na SOR, żeby ich opatrzono. Każdy tego rodzaju przypadek, jeśli jest nam zgłoszony, oddajemy na prokuraturę – przyznaje.

Zastępca dyrektora Pogotowia Ratunkowego w Legnicy, które działa również w powiecie lubińskim, przyznaje, że ratownicy na szczęście na razie nie odnieśli bardzo poważnych obrażeń. Jednak w tym roku brali już udział w około sześciu drastycznych sytuacjach.

– Chodzi o cały nasz rejon operacyjny, czyli od Bolkowa aż po Głogów. Są to przypadki podane przez nas do prokuratury, ale ponieważ sprawy są w toku, wolałabym nie mówić na ten temat – mówi Bronowicka.

Niepokojąco narastające zjawisko agresji w stosunku do służb medycznych, ale i mundurowych, zauważają również lubińscy policjanci. Najtrudniejsze i najniebezpieczniejsze są sytuacje z udziałem osób będących pod wpływem dopalaczy, narkotyków czy innych środków odurzających.

– To, z czym się spotykają podczas interwencji nasi policjanci, to bardzo często nadludzka siła takich osób. Ciężko nad nimi zapanować, a ich zachowanie jest trudne do przewidzenia. Dążą do autodestrukcji, sami się uszkadzają, po czym rzucają się bądź na ratowników – osoby, które niosą im pomoc – bądź na policjantów, którzy uczestniczą w danej interwencji – mówi podinspektor Sebastian Biały, przyznając, że w związku z tym coraz częściej policjanci potrzebują potem pomocy medycznej. – Tam gdzie dochodzi do kontaktu z krwią osoby, wobec której interweniujemy – a często tacy ludzie są po wcześniejszych próbach samookaleczeń, więc ta krew tryska na wszystkie strony – musimy później zabezpieczyć policjantów i szybko udać się na oddział chorób zakaźnych do szpitala. Trzeba sprawdzić, czy próbka krwi osoby, która uczestniczyła w interwencji, nie jest zakażona chorobami zakaźnym czy innymi. Badaniom poddawani są także policjanci. I jak najbardziej z takimi przypadkami w roku bieżącym mieliśmy już niejednokrotnie do czynienia – przyznaje zastępca komendanta lubińskiej policji.

O jednej z takich niebezpiecznych interwencji, gdy policjanci mieli do czynienia z okaleczającym się, krwawiącym mężczyzną, który zażył narkotyk zombie, pisaliśmy TUTAJ.

Zjawisko narastania agresji w stosunku do zespołów ratownictwa medycznego obserwujemy w całej Polsce. Media donosiły już między innymi o mężczyźnie, który pobił ratowników i policjanta oraz zdemolował karetkę w Skawinie czy ratowniku z Zabrza, który został pobity do nieprzytomności przez ojca 2-letniej dziewczynki, której udzielał pomocy. A to tylko mały wycinek informacji tego typu.


POWIĄZANE ARTYKUŁY