Na Majdanie słucha wstrząsających historii

35

Podobno na miejscu wygląda to zupełnie inaczej niż w telewizji. – W mediach sytuacja na Ukrainie wygląda groźniej. Gdy już się tam jest, na Majdanie, nie jest wcale tak strasznie – mówi Andrii Vaskivskyi, który od 14 lat mieszka w Lubinie, a teraz jeździ do Kijowa jako przedstawiciel Fundacji Otwarty Dialog, żeby rejestrować wszelkie sytuacje łamania prawa przez władze Ukrainy.

Andrii, w Polsce po prostu Andrzej, po raz pierwszy pojechał na Majdan w grudniu. Wyruszył z grupą, która wiozła do Kijowa najpotrzebniejsze rzeczy, jak jedzenie, namioty czy kołdry. Pojechał, wrócił i postanowił wyruszyć ponownie. – Pojechałem 25 stycznia i byłem tam kilka dni. Pracowałem jako przedstawiciel Fundacji Otwarty Dialog. Spisywałem wszystkie sytuacje łamania prawa na Ukrainie. Potem piszemy raporty i wysyłamy je między innymi do Parlamentu Europejskiego – dodaje Andrii.

Pojechał wraz z ośmioma innymi osobami, między innymi z Warszawy i Olsztyna. On był jedynym przedstawicielem Dolnego Śląska.

Andrii w specjalnym namiocie na Majdanie wysłuchiwał historii Ukraińców. Jak mówi, przychodzili do niego różni ludzie, często były to matki. Niektóre opowieści były naprawdę wstrząsające. – Pojawiła się między innymi matka chłopaka, którego zamknęli w więzieniu. I choć był zdrowy, z więzienia trafił do szpitala psychiatrycznego, gdzie jest faszerowany tabletkami i powoli wariuje – streszcza jedną z usłyszanych historii Andrii.

Wspomina też lekarza, który dostarczał leki do punktu medycznego i gdy wyszedł na zewnątrz, dostał gumową kulką w nos. Opowiada nam także o granatach hukowych, do których berkutowcy za pomocą taśmy klejącej przymocowują śrubki, aby wyrządziły większą szkodę ludziom.

Gdy pytamy, czy nie bał się jechać na Majdan, odpowiada, że nie. – Jechałem raczej z bojowym nastrojem. Chciałem pomóc. Polaków tam bardzo dobrze przyjmują. Miałem ze sobą kask z orłem. Gdy go założyłem, ludzie podchodzili i mówili: „Dziękujemy ci bracie, że przyjechałeś!” – wspomina Andrii, który od 14 lat mieszka w Lubinie, a kiedyś żył na Wołyniu. 

Największą pozytywną energię odczuwa się w niedziele. Wtedy na Majdanie pojawia się najwięcej ludzi. Wtedy przemawiają liderzy opozycji.

– Majdan jest świetnie zorganizowany. To właściwie państwo w państwie. Jest punkt, gdzie można dostać jedzenie czy ciepłą herbatę. Ale przychodzą też babcie, które gotują dla osób znajdujących się na Majdanie. Ostrzegano nas jednak, żeby nie brać jedzenia od nieznajomych, bo może być zatrute – wspomina Andrii. – Każdy, kto wchodzi na Majdan, jest sprawdzany. Pijani w ogóle nie są wpuszczani – dodaje.

Andrii wrócił na chwilę do Lubina, ale już w przyszłym tygodniu wyruszy kolejny raz na Ukrainę i jak zastrzega, tym razem spędzi tam więcej czasu.

– W 100 procentach czuję się Ukraińcem. Ale ponieważ żyję w Polsce, to myślę, że mam bardziej otwarte oczy na to, co się dzieje na Ukrainie. Gdy jestem w Kijowie, opowiadam więc ludziom, co jest nie tak w ich kraju, czego nie ma w Polsce – dodaje Andrii. – Myślę, że Euromajdan ma sens, że młodzi ludzie będą tam stać do zwycięstwa.

Niestraszne im są nawet niskie temperatury. Tam -25 stopni Celsjusza, u nas wiosna – plusowe temperatury. – Czuję się po powrocie, jakbym przyjechał do ciepłych krajów – mówi ze śmiechem.

Więcej o Fundacji Otwarty Dialog znajdziecie tutaj: www.odfoundation.eu/pl


POWIĄZANE ARTYKUŁY