Ivan i jego czarne oczy porwali lubinian

58

Gdy dziewięć lat temu organizowali tę imprezę po raz pierwszy nie spodziewali się, że tak się rozrośnie i do tego stopnia spodoba mieszkańcom. Dziś na Festiwalu Narodów, wymyślonym i organizowanym w dużej mierze przez lubińskich seniorów, bawią się nie tylko starsi, ale i młodsi lubinianie. Zawsze jest dużo muzyki, śpiewu, tańca, a także jedzenia z różnych stron świata. Nie inaczej było i w tym roku.

 

– Podczas organizacji pierwszego Festiwalu Narodów baliśmy się bardzo. Przy drugim było już łatwiej. Potem, jak to mówią, było do trzech razy sztuka i poszło dalej. Ale pierwsze trzy festiwale były bardzo… spięte – wspomina ze śmiechem Elżbieta Miklis, kierownik Domu Dziennego Pobytu Senior, jednego z organizatorów imprezy. – Baliśmy się też o pogodę, ale od jakiegoś czasu nam sprzyja – dodaje z uśmiechem.

Rzeczywiście pogoda dziś się poprawiła, jakby na zamówienie organizatorów. Na błoniach pojawiło się więc sporo ludzi. Większość swoje pierwsze kroki kierowała do stoisk z jedzeniem. Każdy mógł skosztować: ogórkowej z ryżem, łazanek z kapustą, bigosu, łemkowskiego mastyła, keselicy, pierogów ruskich, gulaszu po cygańsku, chłodnika litewskiego oraz ogórkowego, a także pizzy czy greckiej musaki i pasticio. Oczywiście wszystkimi tymi potrawami lubinianie częstowani byli bezpłatnie.

– Przygotowaliśmy także 1,2 tys. rogalików z marmoladą oraz lemoniadę – dodaje Elżbieta Miklis.

 

 

 

W sumie na błoniach stanęło dziś siedem stoisk z jedzeniem. Najdłuższa kolejka ustawiła się do… pizzy. Marta i Gosia, które kroiły ją na kawałki i rozdawały chętnym, musiały się więc uwijać jak w ukropie.

– To już ostatnie dwie – mówi Marta z Ave Cezar, wskazując na pudełka z margheritą znajdujące się za nią. Jest około godziny 18, a dziewczyny rozdzieliły na kawałki i rozdały już prawie 70 placków pizzy.

Tuż obok ostatnimi porcjami chłodnika częstuje Wiesław Lichota, kucharz i współwłaściciel Gospody Zamkowej, który w Festiwalu Narodów bierze udział po raz trzeci.

– W tym roku przygotowaliśmy chłodnik ogórkowy oraz litewski. Zawsze stawiamy na chłodnik, bo jest najlepszy na taką pogodę. W tamtym roku mieliśmy co prawda więcej rodzajów zup, ale ponieważ próbujący skarżyli się, że zbyt szybko się skończyły, w tym roku postawiliśmy na jakość i ilość, ale jedynie dwóch rodzajów chłodnika. Dziś mamy ponad tysiąc porcji – mówi Wiesław Lichota.

Żeby przygotować takie niebagatelne ilości obu zup, zużyto między innymi 20 kg ogórków i 25 kg buraków.

– W przyszłym roku przygotujemy coś wyjątkowego, bo będzie to jubileuszowy, dziesiąty Festiwal Narodów. Może gazpacho? – zastanawia się na głos kucharz.

Organizatorzy też przyznają, że zaczynają myśleć o przyszłorocznym festiwalu.

– Chcielibyśmy go w szczególny sposób zaakcentować – przyznaje Elżbieta Miklis. – Może zapraszając wyjątkową gwiazdę? Zobaczymy – dodaje.

Nieodłączną częścią imprezy zawsze bowiem jest muzyka. W tym roku na scenie ustawionej na błoniach wystąpili: Hosadyna od Lubina i Zbigniew Szparkowski z Głogowską Czwórką, łemkowski zespół Fajna Ferajna, Deris z zespołem Pireus grający muzykę grecką oraz Duet Karo ze śląskimi szlagierami. Gwiazdą wieczoru był zaś Ivan Komarenko. Na koniec tego koncertu nie było chyba osoby, która nie śpiewałaby jego piosenki „Jej czarne oczy”. Sporo działo się też na scenie, gdzie w pewnym momencie pojawiły się niespodziewane… tancerki.


POWIĄZANE ARTYKUŁY