Wojna gangów. Wkrótce finał

677

LEGNICA. W Lubinie nie było żadnej grupy przestępczej o charakterze zbrojnym. Istniało tylko towarzystwo wzajemnej adoracji, spędzające wspólnie czas na siłowniach czy w dyskotekach – przekonywali dziś obrońcy oskarżonych mężczyzn, którym Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu zarzuca udział w zorganizowanej grupie zbrojnej, mającej m.in. trudnić się wymuszeniami haraczy od restauratorów czy sprzedażą narkotyków.

Dziś, po ponad dwóch latach, przed Sądem Okręgowym w Legnicy zakończył się głośny proces przeciwko tzw. grupie Samka, czyli Samuela G., zamordowanego trzy lata temu w Lubinie. Na ławie oskarżonych zasiadło 14 mężczyzn, w tym dziewięciu pod zarzutem udziału w zorganizowanej grupie przestępczej.

Podczas półtoragodzinnej mowy końcowej prokurator przypomniał, że geneza tej sprawy powstała z połączenia wielu postępowań dotyczących dwóch zantagonizowanych ze sobą grup przestępczych, działających głównie na terenie Lubina. Jedna z szajek nazywana była „Kibolami”, „Kołodziejami” lub „Pigmejami”. Druga zaś, której członkowie zostali oskarżeni w tej właśnie sprawie, nosiła miano „Grupy Samka”, „Sterydów” lub „Karków”.

Rzecznik oskarżenia nie ukrywał, że nie byłoby tego postępowania, gdyby nie zeznania Mariusza C. (jednego z oskarżonych w tej sprawie) i jego ówczesnej konkubiny Igi M. To właśnie m.in. oni obciążyli swymi zeznaniami kolegów, szczegółowo opisując relacje panujące w grupie.

Równocześnie prokurator podkreślił, że wyjaśnienia złożone przez Mariusza C. miały jedynie „pomocniczy charakter” przy budowaniu oskarżenia. – Nawet dla prokuratury ten świadek nie jest krystaliczny, co nie oznacza, że jego zeznania nie są wiarygodne – przekonywał oskarżyciel.

Podczas wielomiesięcznego procesu jeden z oskarżonych, ścinawianin Maciej K. (któremu postawiono najcięższy zarzut usiłowania zabójstwa) „przełamał przestępczą solidarność” i publicznie przyznał, że był członkiem grupy Samka. Wskazał też na osoby pełniące w niej funkcje kierownicze oraz egzekwujące dyscyplinę. – Zmiana postawy Macieja K. zaskoczyła prokuraturę – nie ukrywał oskarżyciel publiczny.

Autor aktu oskarżenia docenił „zasługi” oskarżonych: Mariusza C. i Macieja K. W przypadku mężczyzn, którzy zdecydowali się zeznawać przeciwko dawnym kolegom, wnioskował o nadzwyczajne złagodzenie kary i odstąpienie od jej wymierzenia. Co do pozostałych domagał się uznania winy i zażądał kar od trzech lat i dwóch miesięcy aż do 9 lat więzienia.

Prokuratorski wniosek o nadzwyczajne złagodzenie kary zaskoczył obrońców części oskarżonych. Akceptacji nie uzyskał także u pełnomocniczki strony pokrzywdzonej, która domagała się ukarania Macieja K., oskarżonego o oddanie strzału w kierunku członka konkurencyjnej grupy (w wyniku postrzału ofiara straciła oko).

Kolejnym zaskoczeniem była postawa oskarżonego Igora Ż. Jego adwokat poinformował sąd, że mężczyzna wpłacił na konto lubińskiej restauratorki tysiąc złotych. Była to rekompensata za zniszczone mienie w należącym do niej barze Hulio (kobieta jako jedyna zeznała, że grupa Samka żądała od niej płacenia haraczu za rzekomą ochronę; ostatecznie należący do niej lokal został spalony przez nieznanych sprawców).

Obrońcy oskarżonych, jak i sami oskarżeni, wnioskowali o uniewinnienia. Adwokaci torpedowali tezy stawiane w akcie oskarżenia, wskazując głównie na niewiarygodność zeznań świadków, na podstawie których prokuratura skonstruowała zarzuty.

Zdaniem obrony proces ujawnił, że grupa w ogóle nie miała lidera. Jedni świadkowie mówią, że był nim wspomniany Samek. Inni z kolei, że kierowali nią bracia Marek lub Łukasz K. (również zasiadający na ławie oskarżonych).

Mecenasi podważyli też zarzut dotyczący zbrojnego charakteru grupy. Przekonywali, że mężczyźni posługiwali się przede wszystkim atrapami pistoletów. A jeśli już faktycznie nielegalnie posiadali broń, to zostali za to ukarani w odrębnych postępowaniach sądowych lub zdecydowali się na to w uzasadnionej obawie o swoje bezpieczeństwo.

– Dlaczego nie przesłuchano właściciela i pracowników lokalu Baribal, gdzie oskarżeni mieli rzekomo biegać i wymachiwać bronią? – dopytywała obrończyni czterech mężczyzn, która w dwugodzinnej (!) mowie skrupulatnie, punkt po punkcie, podważała argumenty oskarżenia.

Mecenas zauważyła, że określenia „karki” czy „sterydy” nie pasują nawet do oskarżonych, bo za wyjątkiem jednego z nich – żaden nie ma postury atlety. Z kolei inny obrońca wywołał ogólną wesołość, kiedy obśmiał wymiar proponowanej przez prokuraturę kary wobec jego klienta. – Pół roku więzienia za jedno sztachnięcie i to w dodatku w sytuacji, kiedy nawet nie mamy pewności czy w tym skręcie była marihuana czy też może owies? – zastanawiał się głośno adwokat. Po tych słowach uczestnikom procesu z trudem przychodziło zachowanie powagi.

Większość oskarżonych pojawiła się dziś na rozprawie. Zabrakło m.in. Mariusza C. i Macieja K., wobec których prokurator wnioskuje o nadzwyczajne złagodzenie kary. Dwunastu z nich odpowiada z wolnej stopy. Dwóch dowiózł konwój z zakładu karnego, w związku z odbywaniem kary w innych sprawach.

Wielu z oskarżonych podjęło naukę i pracę. Jeden przyznał, że założył własną firmę i za miesiąc urodzi mu się syn. Dziś, w ostatnim słowie, przekonywali, że wiodą normalne i uczciwe życie. Prosili, by w przypadku uznania ich winy, zastosować najniższy wymiar kary. Nie chcą też wracać do aresztów przed uprawomocnieniem wyroków.

Rozprawa rozpoczęła się o godz. 10.30. Zakończyła o 16.15. Sąd uznał, że jest zbyt późno na naradę. Wyrok ogłosi w przyszłym tygodniu.


POWIĄZANE ARTYKUŁY