Waleczna Streffa wróciła z wielkim doświadczeniem

44

Wojownicy Streffy Fight Team Lubin pod okiem Macieja Kruszewskiego uczestniczyli w Mistrzostwach Polski No Gi w Luboniu, czyli najbardziej prestiżowym Polski turniej w formule bez kimon.

Fot. Streffa Fight Team

Z Maciejem Kruszewskim do Lubonia udali się Michał Miłek, Stanisław Tuszyński, Mateusz Janur, Łukasz Krzyżanowski, Paweł Pelc, Marcin Jargiłło, Daniel Szatkowski, Kamil Zgondek, Gracjan Miś oraz Piotr Bura.

Na zawody łącznie zgłosiło się ok. 1200 zawodników z całej Polski, dlatego też zawody trwały aż dwa dni. Pierwszego dnia walczyli juniorzy i posiadacze białych pasów. – W ten dzień pierwszą walkę miał nasz najmłodszy wojownik Piotr Bura, niestety w pierwszej walce musiał odklepać duszenie trójkątne nogami. To był jego pierwszy start w jego długiej i obiecującej karierze. Z tego turnieju wrócił z brązowym medalem – podkreśla Kruszon.

Kolejny junior Gracjan Miś swoją pierwszą walkę wygrał w pięknym stylu obalając przeciwnika i utrzymując pozycje boczną wygrywając na punkty 5:0. Kolejna walka nie poszła po jego myśli i przeciwnik poddał go dźwignią na rękę.

Od najmłodszych do najstarszych. – Marcin Jargiłło nasz „Tatuś”, po dobrej walce jedną nogą wygrał pojedynek. Niestety w końcowych pojedynkach zabrakło mu doświadczenia i niestety przegrał. Już się odgrażał, że w kolejnych zawodach zagryzie swoich rywali – mówi Maciej Kruszewski.

Paweł Pelc pierwszą walkę wygrał w znakomitym stylu. W drugiej konfrontacji niestety został zatrzymany i musiał pożegnać się z medalem. Daniel Szatkowki i Łukasz Krzyżanowski walczyli w tej samej kategorii do 67,5kg. – Krzyżan, po dobrym rozpoczęciu walki i szansą na dalszy udział w turnieju niestety został poddany, ale kolega z klubu Satek, idąc jak burza i wygrywając dwie walki w trzeciej musiał uznać wyższość swojego rywala i pożegnać się z walką o medal – wspomina wojownik z Lubina.

Mateusz Janur pomimo krótkiej przygody z brazylijskim jiu jitsu zanotował bardzo dobry start. – Waleczny, pracowity, zawzięty chłop, bo każdy, kto go zna wie, że ten zawodnik ma smykałkę do sportu. Trenując brazylijskie jiu jitsu od lipca zeszłego roku przejechał się po swoich przeciwnikach jak walec po gorącym asfalcie. Wygrywając w pięknym stylu cztery walki, z czego jedną przed czasem i przegrywając jedynie w finale przed czasem musiał przywieźć do domu srebrny medal – przyznaje zawodnik Streffy Fight Team.

Drugiego dnia w szranki stanęli posiadacze niebieskich, purpurowych, brązowych i czarnych pasów. – Były to zmagania najlepszych polskich zawodników. W tym dniu już ciężko było o przypadek w finałach. Na macie spotykali się najlepsi. Było czuć napięcie w powietrzu. Większość zawodników już się kiedyś spotkało na zawodach i każdy z nich układał sobie w głowie plan na walkę z każdym już znanym rywalem. Pierwszym, który tego dnia z naszej ekipy wszedł na matę był Kamil Zgodnek. Chłopak, który na co dzień jest fizjoterapeutą w Legnicy dojeżdża na treningi w miarę swoich możliwości. Kamil mimo dobrego początku przegrał przed czasem i pożegnał się już tego dnia z walkami. Stanisław Tuszyński i Michał Miłek. Panowie walczyli w tej samej kategorii wagowej. W ich grupie było aż 50 zawodników. Jedną z najbardziej obleganych kategorii na tych zawodach. Michał zawalczył pierwszy wygrywając trzy walki.  Czwarta, o wejście do strefy medalowej nie poszła po jego myśli. Po ciężkim boju przegrał na punkty, tym samym żegnając się z medalem. Stanisław w pierwszej walce poległ z mocnym przeciwnikiem odklepując dźwignie na rękę – puentuje Kruszon.

Maciej Kruszewski pierwszą walkę wygrał poddając swojego przeciwnika kluczem na rękę. Kolejna walka była dla niego bardzo ciężka. – Zawodnik był bardzo wymagający, ale udało się! Przeszedłem do kolejnej walki. Pojedynek o finał skończył się szybciej niż myślałem. Przez dwie minuty walki odklepałem duszenie trójkątne. Ostatecznie zająłem trzecią lokatę – kończy Kruszon.

Z mistrzostw Polski nasi wojownicy przywieźli jeden srebrny medal i dwa brązowe, ale najważniejsze było zebrane doświadczenie i indywidualna nauka. – Kolejne zawody w tym roku, z których wracamy z medalami a w grafiku mamy ich na prawdę dużo, więc nie ma co się martwić jeszcze nie raz każdy z tych zawodników przywiezie trofeum dla naszego klubu. Ja, jako trener jestem dumny z moich zawodników i widać, że idziemy w dobrym kierunku. 

Mamy jeszcze dużo do poprawy, ale przecież całe życie się uczymy. Prawdziwego wojownika poznasz nie po tym jak wygrywa, ale po tym jak znosi porażki. Ja mogę wam gwarantować, że moje harpagany wstaną i będą przywozić worki medali – puentuje trener lubińskich wojowników.


POWIĄZANE ARTYKUŁY