Wraz z roczną córką trafiła na izbę przyjęć lubińskiego szpitala przy Bema. Dziecko wymiotowało i miało 40 stopni gorączki. Jednak na oddział ich nie przyjęto. – To szpital czy cyrk? – pyta zdenerwowana lubinianka, która zwróciła się do nas z interwencją.
Kobieta nie kryje, że jest oburzona zachowaniem lekarzy z izby przyjęć. Mimo że od feralnego wieczoru minął ponad miesiąc, lubinianka postanowiła opisać wszystko w e-mailu do redakcji. W niedzielę, 8 czerwca, około godz. 21 córka pani Weroniki źle się poczuła.
– Mała zaczęła wymiotować i dostała czterdziestostopniowej gorączki, a w szpitalu jej nie przyjęto. Pani pediatra zapytała tylko czy mamy skierowanie, gdy odparliśmy, że nie, bo dziecko rozchorowało się nagle, ta odwróciła się i odeszła. Przez prawie 20 minut z osłabionym dzieckiem na rękach czekałam na jakąkolwiek informację. Lekarka w końcu wróciła i powiedziała, że albo jedziemy do Medicusa, albo musimy zapłacić 150 zł za przyjęcie córki – relacjonuje kobieta.
Według lubinianki taka sytuacja jest nie do przyjęcia. – A co gdyby ktoś spoza Lubina nagle potrzebował pomocy? – zastanawia się.
O komentarz poprosiliśmy rzeczniczkę Regionalnego Centrum Zdrowia, Ewę Pogodzińską. Przedstawicielka placówki stwierdziła, że szpitalowi trudno będzie ustosunkować się do opisywanej przez pacjentkę sytuacji, ponieważ minęło za dużo czasu.
– Pragnę jednak przypomnieć, że w przypadku nagłego zachorowania dziecka po godz. 18 rodzice powinni zgłaszać się z nim do lekarza przyjmującego w ramach nocnej i świątecznej pomocy. W Lubinie kontrakt NFZ na te usługi ma CDT Medicus. Tam lekarz decyduje o ewentualnym skierowaniu do szpitala. W przypadku zagrożenia życia dziecka rodzice powinni natomiast wezwać pogotowie – informuje Ewa Pogodzińska.
Pediatryczna Izba Przyjęć działająca przy szpitalu na Bema nie ma bowiem kontraktu NFZ na pomoc ambulatoryjną. – Pacjenci mogą zatem skorzystać z diagnostyki odpłatnie – dodaje rzecznik.