W Muzie planują normalność

2147

Epidemiczne restrykcje pokrzyżowały większość planów Centrum Kultury Muza w Lubinie. Jego sale mają być zamknięte dla publiczności na pewno do 31 stycznia. Co będzie dalej – nie wiadomo. Ekipa Muzy czeka na decyzje rządu i powrót widzów. Nie wszystko jednak zostało stracone – co się działo w roku 2020 i jakie są widoki na przyszłość, o tym mówi dyrektor Centrum, Małgorzata Życzkowska-Czesak.

Małgorzata Życzkowska-Czesak (fot. BM)

Za Muzą rok, jakiego chyba nie było w ponad pięćdziesięcioletniej historii tej instytucji…

To prawda. Mierzymy się z nową sytuacją – podobnie, jak cała kultura polska i światowa. Staramy się znaleźć w tym wszystkim jakieś pozytywy, żeby nie oszaleć. Myślę, że w najtrudniejszej sytuacji są artyści, żyjący z własnej twórczości. My na szczęście mamy dotację samorządu i to pozwala nam przetrwać. Niestety, domy kultury nie zostały wzięte pod uwagę w żadnej tarczy antykryzysowej i nie otrzymaliśmy żadnej pomocy od państwa. Nas najwyraźniej chronić nie trzeba i to jest kuriozum. Ciężar utrzymania kultury został przerzucony na samorządy, które z oczywistych względów będą w coraz trudniejszej sytuacji.

Cieszymy się, że udało nam się wypracować nowy model działania i być może w przyszłości pozwoli nam to dotrzeć z wydarzeniami do większej liczby widzów. W zeszłym roku wystartowaliśmy w programie „Kultura w sieci”, organizowanym przez Narodowe Centrum Kultury i dostaliśmy 42 tysiące złotych dotacji na koncerty w altanie. Założenie było takie, że realizujemy je także z dostępem online i musieliśmy się tego nauczyć. Kupiliśmy trochę sprzętu, przeszkoliliśmy ludzi, zaczęło nam to coraz lepiej wychodzić. To też pozwoliło zwiększyć zasięg tych koncertów, bo mają sporo odsłon w Internecie. Wszystkie koncerty graliśmy na żywo w altanie przy udziale dużej publiczności.

Teraz, gdy w listopadzie zamknięto nas po raz drugi, postanowiliśmy jednak parę wydarzeń zorganizować tylko online. Granie do pustej widowni, robienie dobrej miny i wyobrażanie sobie reagującą żywo publiczność – to dla muzyków najtrudniejsze. Trema jest ta sama, ale nikt oklaskami nie podtrzymuje artystów na duchu. Nie ma szans na zbudowanie tej szczególnej atmosfery koncertu i więzi widza z wykonawcą.

To przypomina granie meczu przy pustych trybunach.

Otóż to. To nie jest łatwe. Grudniowe realizacje jednak się udały, a najwięcej odsłon ma koncert zespołu Nadija. Był też koncert lubińskiego zespołu Lub Jazztet z udziałem Patrycjusza Gruszeckiego, kolędy w aranżacjach jazzowych Joanny Ślipko, RAZ 2 – Tribute to Maanam, a także coroczny koncert zespołu The Liverpool.

Nie chcemy zrywać z tradycją, więc zorganizowaliśmy po raz pierwszy online konkurs wokalny dla młodzieży, który odbywa się w Centrum Kultury Muza od 28 lat – „Scena Prezentacji Młodych”. Kwalifikacje do finału odbywały się na podstawie nadesłanych nagrań. Do tej pory, w normalnych czasach, przesłuchiwaliśmy wykonawców na naszej scenie. Nowa formuła pozwoliła na udział w konkursie młodzieży z całej Polski i faktycznie mieliśmy wykonawców z całego kraju, najdalej z okolic Białegostoku. Jury zebrało się w sali kinowej, przesłuchało nagrania i w ten sposób wytypowało nagrodzonych wokalistów, którzy wystąpili w koncercie finałowym. Chcemy tę formę rekrutacji utrzymać, bo to bardzo miłe, że dotarliśmy do tak szerokiego grona zainteresowanych.

Fot. Jacek Martyneczko/CK Muza

Tym, co chyba najbardziej rzuca się w oczy, są witryny Muzy, gdzie wciąż wiszą plakaty reklamujące spektakle i seanse, które się nie odbyły. Jesteście zawsze kojarzeni z kinem. Dlaczego nie dołączyliście do projektu Mojeekino.pl w ramach Sieci Kin Studyjnych?

Wszyscy dystrybutorzy wstrzymali jakiekolwiek premiery kinowe. W tej branży panuje całkowity zastój – w Stanach Zjednoczonych zamyka się kilkaset kin. Trudno dziś o nowości, a te, które się pojawiają, dystrybutorzy kierują na platformy cyfrowe. Przy konkurencji z ich strony takie e-kino nie bardzo ma rację bytu. Nie zdecydowaliśmy się na jego uruchomienie także z powodu opłat dystrybucyjnych za filmy, które są stosunkowo wysokie. Sprawdzałam, jak to wygląda, bo wiem, że niektóre kina tak działają, ale ma to bardzo skromny zasięg.

Przystąpiliśmy za to do programu „Wspieramy kina polskie”. Nasi widzowie kupili już w ramach tej akcji ponad 130 biletów do wykorzystania u nas w przyszłości. Nadal można nas tak wesprzeć.

Czy ludzie wrócą do sal kinowych?

Docierają do mnie głosy publiczności, że ludzie bardzo na to czekają, na atmosferę seansu kinowego, na spotkania, dyskusje. Film w domu zawsze można przerwać, wstać z fotela, iść po herbatę, odebrać telefon. Nie ma już tego klimatu sali kinowej – oglądania filmu na dużym ekranie, w skupieniu, a to jest szalona różnica. Kinomani raczej z tego nie zrezygnują. Tym bardziej, że od dziesięciu lat, z roku na rok w kinie Muza mamy coraz więcej widzów.

To, co będzie dalej, nie zależy dziś od nas. Pytanie bowiem, czy przetrwają dystrybutorzy, czy twórcy zdecydują się udostępniać filmy kinom, czy jednak skuszą ich platformy cyfrowe.

Nowy James Bond nie wyjdzie w wersji kinowej?

W to akurat nie wierzę. Kto by chciał oglądać Bonda w domu? Jeśli chodzi o samego agenta, to zapewne każda kobieta i najlepiej na żywo (śmiech). Do filmu jednak zdecydowanie lepiej pasuje duży ekran, więc my cały czas jesteśmy w gotowości. Wciąż aktualne jest hasło „Jeszcze Wam zagramy”, które nakleiliśmy na plakaty. Niektóre tytuły po prostu muszą być zagrane w kinie. Uważam, że np. znakomity film Jana Komasy „Hejter”, którego dystrybucję przerwała pandemia, powinien być dla wszystkich pozycją obowiązkową, a szczególnie dla młodzieży szkół średnich. To znakomity film o naszych czasach. O tym, jak duży wpływ mają na nas media, także społecznościowe, w jaki sposób kreują nasze zachowania i jak potrafią namieszać w świadomości pojedynczych osób i całych grup społecznych. Dzięki temu jednak, że znalazł się na Netfliksie, robi międzynarodową karierę.

W całości musieliście też odwołać tegoroczną Jesień Teatralną…

I bardzo jest nam z tego powodu przykro. Zdajemy sobie również sprawę, w jak trudnej sytuacji znaleźli się artyści. Wiem, że wielu z nich szuka pracy, wielu już się przebranżowiło, ale wciąż ma nadzieję na powrót. Ta grupa zawodowa bardzo cierpi finansowo z powodu pandemii, a przecież wszyscy w czasie zamknięcia czerpiemy z dorobku ludzi kultury. Oglądamy filmy, kabarety, słuchamy muzyki, czytamy książki. To właśnie kultura pozwala nam przetrwać trudne chwile.

Mam nadzieję, że chociaż część tytułów z 2020 roku uda nam się przenieść na tegoroczną Jesień Teatralną. Zagramy, być może nawet już przy pełnej widowni.

Fot. BM

Cały czas przychodzicie do pracy, ale czy w obecnej sytuacji planowanie czegokolwiek ma sens?

Krótkie terminy, które podają komunikaty rządowe, praktycznie uniemożliwiają nam planowanie. O ile zakładamy, że Jesień Teatralna się odbędzie, bo to stosunkowo odległe wydarzenie, o tyle dziś wiemy, że jesteśmy zamknięci do końca stycznia i nie wiemy, co będzie dalej. Nie mamy pojęcia, czy możemy coś planować na luty i marzec. Na razie skupiamy się na najbliższych wydarzeniach. Dołączyliśmy do finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – 31 stycznia lubiński zespół The Mohers zagra koncert, uruchomiliśmy też e-skarbonkę na naszej stronie. Planujemy walentynkowy koncert piosenek Agnieszki Osieckiej, który, jeśli nie będzie mógł się odbyć na żywo, zaprezentujemy online. Udostępniamy nasze instrumenty klawiszowe młodzieży, która przychodzi ćwiczyć. Organizujemy konkursy plastyczne, literackie i fotograficzne dla dzieci, młodzieży i dorosłych – zgłoszenia do części już ruszyły, niebawem ogłosimy kolejne. Szczegóły są na naszej stronie internetowej. Staramy się inspirować, pobudzać – jak tylko pozwala nam na to obecna sytuacja.

W Muzie wszyscy są w pracy. Działa część restauracyjna – uruchomiliśmy sprzedaż na wynos. Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierają, zamawiając u nas posiłki. Oprócz tego planujemy to, co wydaje nam się możliwe: letnie koncerty w altanie, Plener Sztuk Wszelakich i Rękodzieła. Jeśli chodzi o wiosenny kalendarz imprez, to niestety siedzimy przyczajeni i czekamy na decyzje.

Czy ludzie będą mieli odwagę wrócić do sal? Może się przecież okazać, że pandemia zmieniła już sposób naszego postrzegania przestrzeni publicznej.

Tego należy się obawiać, ale jest już spora grupa ozdrowieńców, będzie coraz więcej osób zaszczepionych i ci ludzie będą mieli większą odwagę bywania w zamkniętych przestrzeniach. Z drugiej strony, gdy widzę, że pod marketami spożywczymi czy budowlanymi nie ma gdzie zaparkować, to zastanawiam się, czy rzeczywiście ktoś się czegokolwiek boi. Przecież kino mogłoby działać nawet z tym limitem 25 procent zajętych miejsc.

Myślę, że jeśli obostrzenia zostaną złagodzone, to jakiś czas jednak potrwa, zanim publiczność wróci do sal. Być może dopiero jesienią kultura zacznie odżywać.

Fot. BM

A artyści? Oni jeszcze będą?

Trzeba mieć nadzieję. Jak już wspominałam, dla nich był to szalenie trudny rok. Znam przypadki osób, które z uprawiania sztuki przeszły do pracy w charakterze… kurierów, zajęły się np. pieczeniem ciast. W maju rozmawiałam z jednym z wokalistów, który opowiedział mi, że w kwietniu zarobił 600 złotych, a tymczasem samego kredytu do spłaty miał 1 800 zł. A to cały czas trwa. Naprawdę nie wiem, z czego ci ludzie żyją.

Zaczynamy się oswajać z kulturą online. Może zdążymy dojść do punktu, w którym stanie się ona na tyle oczywista, że wasze dwie sale kinowe przestaną być potrzebne?

Oby nie! Słuchałam rozmowy z profesorem Wiesławem Godzicem, medioznawcą, socjologiem, wykładowcą na SWPS w Warszawie, który mówił o kulturze w sieci. Wspomniał, że oglądanie konkursowych filmów, zakwalifikowanych do Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, w domu, w bamboszach, gdy nie ma dyskusji, wymiany myśli, twórczej atmosfery, jest jakimś erzacem absolutnie nie do przyjęcia.

Ludzie tęsknią za wychodzeniem z domu, spotkaniami, dyskusją. Chcą prawdziwego życia, a ono jest między innymi w kinie, na koncercie, w teatrze, w kawiarni. Nie da się zbudować żadnej atmosfery, siedząc przed telewizorem lub monitorem. Mam nadzieję, że te potrzeby – chociaż obecnie stłumione – odrodzą się. Wszyscy trwamy w hibernacji, próbujemy podejść do tej sytuacji ze zrozumieniem i przetrwać jakoś ten trudny czas, ale ta tęsknota za normalnością jest coraz silniejsza. Widzę to nawet po młodzieży, która ma już dość siedzenia przed komputerem. Kiedyś przecież trudno ich było stamtąd przegonić.

Co dla dyrektora Muzy jest największą dumą, gdy ogląda się na ten trudny rok 2020?

Jestem bardzo dumna z moich pracowników, którzy w czasie pandemii cały czas pracowali na pełnych obrotach. Nagrywaliśmy wierszyki dla dzieci, warsztaty plastyczne, pokazywaliśmy pracę kuchni, umożliwiliśmy też wycieczkę wirtualną po zakamarkach Muzy. Wykorzystaliśmy czas zamknięcia do przeprowadzenia napraw i remontów, które byłyby niemożliwe albo bardzo trudne przy normalnym funkcjonowaniu Muzy. Zmodernizowaliśmy całą sieć informatyczną i teletechniczną oraz oświetlenie sceniczne – to było naprawdę duże wyzwanie.

Dumna jestem też z tego, że otworzyliśmy się na nowy sposób komunikacji i oferowania kultury. To jest sukces. Warto podkreślić, że w minionym roku w Muzie odbyło się tylko sto wydarzeń, podczas gdy w roku 2019 było ich 370. W kinie mieliśmy tylko 15 tysięcy gości, a przed pandemią było ich trzy razy więcej. Z ogromną starannością przygotowujemy scenografię do wydarzeń transmitowanych do sieci, proszę zobaczyć, jaką mają oprawę wizualną.

Fot. Jacek Martyneczko/CK Muza

Stworzyliśmy możliwość udziału w naszych konkursach ludziom z całej Polski, bo oprócz „Sceny Prezentacji Młodych” ogólnopolski odzew miał też organizowany przez nas konkurs filmowy „51 sekund w kulturze”. Tu ciekawostką jest rozpiętość wiekowa – najmłodszy uczestnik miał 16 lat, a najstarszy aż 71. To było niezwykłe doświadczenie. Nagrodzone filmy dowodzą, że o trudnej sytuacji kultury myślą ludzie w każdym wieku.

Odnaleźliśmy się jakoś w tym sposobie funkcjonowania, do którego zostaliśmy zmuszeni, choć wszyscy myśleliśmy, że to będzie na chwilę. Ta chwila trwa już prawie rok.

A największe rozczarowanie?

Brutalizacja języka debaty publicznej i podsycanie podziałów społecznych w tak trudnym czasie, a także nagonka na ludzi kultury i sztuki to coś, co spędza mi sen z powiek. Staram się jakoś od tego dystansować wewnętrznie, ale czasem jest to naprawdę trudne. Wielu ludzi, świadomych, co może przynieść jutro, czuje się podobnie, ale to już temat na inną rozmowę.

A co, pani zdaniem, przyniesie nam rok 2021?

Myślę, że po tym wszystkim, co nas spotkało jako ludzkość – bo o takiej perspektywie już należy mówić – będziemy bardziej szanować to, co mamy. Będziemy częściej cieszyć się z małych rzeczy, doceniać drobne radości. Nagle się okaże, że wyjście na koncert czy do teatru będzie prawdziwym świętem. Ludzie, którzy zostali skazani na zamknięcie i ograniczenia, będą umieli cieszyć się ze spotkania z drugim człowiekiem. To jest wielką wartością i teraz, gdy tak zwane normalne życie zostało wzięte w nawias, tę wartość jesteśmy w stanie dostrzec.

Mamy też nowe umiejętności, nauczyliśmy się inaczej działać i gospodarować czasem. Być może uda się wypracować nowe zasady organizacji pracy. Trudno zgadnąć, co się wydarzy, ale my planujemy normalność.

Rozmawiała: Joanna Dziubek


POWIĄZANE ARTYKUŁY