VII Memoriał Zygmunta Stanowskiego to przede wszystkim moc wspomnień o przyjacielu z boiska. – Zygmunt, jeszcze na Stadionie Górniczym biegł za piłką. Był tak rozpędzony, że nie mógł się zatrzymać i przeleciał nad ogrodzeniem oddzielającym boisko od trybun i wylądował po drugiej stronie – wspominał Romuald Kujawa.
Były piłkarz, masażysta klubowy, a przede wszystkim przyjaciel. Anegdot, czy zabawnych sytuacji na temat „Zygi” przytaczano wiele.
– Pojechaliśmy na obóz zimowy do Gdyni. Dojechał do nas wtedy taki młodych chłopak z Wałcza, z niższej ligi. Zobaczył po jakimś treningu, że chłopaki przychodzą do Zygi, a ten ich masuje. Poczekał, aż skończy pracę z zawodnikami i podszedł zapytał, czy on też może się wymasować. Zyga powiedział, żeby ten się położył na brzuchu. Posypał mu talkiem nogi i powiedział, żeby poczekał, aż to się wchłonie, a on później przyjdzie i go wymasuję. Zyga poszedł potem, wykąpał się i przyszedł na obiad z nami. Minęło już sporo czasu. Patrzymy, że nam brakuje jednej osoby. Pytamy, gdzie jest ten chłopak, a Zyga mówi, że czeka na masaż i faktycznie on tam cały czas leżał i czekał – wspomina Bogdan Pisz.
Wspomnienia mają byli piłkarze Zagłębia Lubin, ale także ci, z AKS-u Strzegom, który był macierzystym klubem „Zygi”.
– Rodzinna i macierzysta drużyna Zygmunta, bo duża część rodziny dalej mieszka w Strzegomiu, a on sam tam zaczynał grać. Był też moment, że trenował naszą drużynę. Przyjaźnie i wzajemne znajomości spowodowały, że od lat nasza ekipa wraz z oldbojami Miedziowych gra zarówno na turniejach w Lubinie, jak i w Strzegomiu – Wiesław Witkowski, AKS Strzegom.
Na obiekcie Akademii Zagłębia Lubin spotkały się dwa zespoły oldbojów Zagłębia, gdzie grali między innymi Romuald Kujawa, Zbigniew Rączka, Andrzej Wójcik, Arkadiusz Żarczyński czy Adam Buczek. W akcji mogliśmy oglądać wspomniany AKS Strzegom, a także Ostrowia Ostrów Wielkopolski.
Turniej odbył się przy wspaniałej aurze, a swoją obecnością grających piłkarzy zaszczycił wracający do sił Franciszek Machej – „człowiek, który zatrzymał Andrzeja Szarmacha”.
Fot. Mariusz Babicz