Pod obrady Sejmu powrócił projekt nowelizacji ustawy o prawie oświatowym, czyli tzw. lex Czarnek. Pierwsza próba zmiany przepisów forsowanych przez ministra edukacji i nauki oraz Prawo i Sprawiedliwość nie doszła do skutku z powodu prezydenckiego weta.
Projekt tzw. ustawy lex Czarnek już od kilku miesięcy jest krytykowany przez środowiska nauczycielskie, które uważają, że jest to „zamach na wolną, samorządną, otwartą i nowoczesną szkołę”. Powracające jako projekt poselski przepisy mają dać bowiem większe uprawnienia kuratorom. Zgodnie z założeniami, jeśli dyrektor szkoły lub placówki oświatowej nie wykona zaleceń wydanych przez kuratora oświaty, będzie on mógł wezwać go do złożenia stosownych wyjaśnień, dlaczego nie zastosował się do jego poleceń.
Jednym z istotnych założeń zmian w ustawie miała być też każdorazowa zgoda kuratora na organizację w szkole dodatkowych zajęć prowadzonych przez organizacje pozarządowe, czego wcześniej prawo nie wymagało. Wniosek o wydanie takiej zgody powinien być wysłany co najmniej na dwa miesiące przed planowanymi zajęciami. Zdaniem przeciwników, wystarczy, że dane stowarzyszenie nie spodoba się kuratorowi. Wstępu do szkoły mogą więc nie mieć edukatorzy seksualni czy osoby LGBT+. Więcej pisaliśmy o tym tutaj.
– W mojej ocenie wychowawcza rola rodziców (…) nie może być realizowana w pierwszym rzędzie za pomocą organów administracji rządowej – napisał w uzasadnieniu do swojego weta wobec poprzedniego projektu „lex Czarnek” prezydent Andrzej Duda. – Rolą kuratora nie jest zastępowanie rodziców w procesie wychowawczym ich dzieci – dodał.
Ostatnio projekt pod roboczą nazwą „lex Czarnek 2.0” powrócił do Sejmu i już na początku podniósł temperaturę obrad.
– W Lex Czarnek chodzi o to, żeby organizacje pozarządowe, które zajmują się ochroną dzieci, uczeniem, jak mają chronić się przed złym dotykiem, nie mogły wejść do szkoły. Pani ministrze Czarnek, proszę tutaj przyjść i się wytłumaczyć – grzmiała z mównicy sejmowej Kinga Gajewska, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
– Ale nie przeszkadza im (kuratorom – przyp. red.) rozsyłanie pytań przygotowanych przez posła PiS, opłaconych przez ministerstwo edukacji na jedyne 4,5 mln zł, gdzie polskim dziewczynkom, trzynastolatkom zadaje się pytania: czy się masturbują, czy oglądają pornografię, ilu partnerów seksualnych mają. Co was to interesuje, po co o to pytacie? – pytała retorycznie.
Odpowiedział jej wiceszef Ministerstwa Edukacji i Nauki Dariusz Piontkowski, który zaznaczył, że w ustawie nie ma nic na temat, który poruszyła posłanka.
– Jak rozumiem są to badania prowadzone przez jedną z uczelni, natomiast prawo oświatowe, o którym pani wspomniała, ma doprowadzić do tego, żeby kurator miał rzeczywisty wpływ na to, jak funkcjonują szkoły, czy przestrzegają prawa i żeby mógł reagować w sytuacji, gdy niektórzy dyrektorzy, na szczęście nieliczni, łamią prawo – powiedział Piontkowski.
Przeciw proponowanym zmianom opowiedział się również Artur Dziambor z Konfederacji. – Wprowadzacie dyktaturę w szkołach – stwierdził poseł.
Zarówno pierwsza jak i druga wersja „lex Czarnek” jest tak samo krytykowana przez środowiska pedagogiczne.
– W momencie, gdy walczymy o godne płace i lepsze warunki pracy w oświacie, wraca „lex Czarnek 2.0”. Bez konsultacji, jako projekt poselski wprowadza się nowy porządek do szkół – uważa Beata Goldszajdt, prezes lubińskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Wkracza totalna kontrola kuratora oświaty, rola rodziców zostaje zmarginalizowana. Kontynuujemy więc walkę o autonomię szkoły i próby jej ograniczenia – dodaje.