Śmieciowa rewolucja coraz bliżej

5993

Polaków czeka swoista obyczajowa rewolucja: obowiązkowa segregacja odpadów. Zlekceważenie jej będzie słono kosztować – nie tylko osobę, która śmieci nie posortuje, ale też wszystkich jej sąsiadów. Sprawdziliśmy, jak do nowych zasad przygotowane są największe spółdzielnie mieszkaniowe w naszym regionie.

Fot. Marlena Bielecka

Obowiązek segregacji odpadów, finansowe kary za jej brak i mechanizm zbiorowej odpowiedzialności to zmiany wprowadzone przez rząd. Miasta i wsie musiały w krótkim czasie wdrożyć nowe systemy pobierania opłat. Firmy odbierające odpady mają do rozwiązania trudne logistycznie zadanie, ponieważ śmieci muszą być odbierane osobno w każdej frakcji i w dodatku częściej. Zarządcy nieruchomości mają obowiązek przygotować odpowiednio dużo pojemników. Jednak – jak się okazuje – największe wyzwanie stoi przed obywatelami, którzy sortowanie odpadów wciąż często traktują jako uciążliwą fanaberię.

Co się zmieni?

Od 6 września bezwzględnie każdy Polak będzie musiał dzielić produkowane przez siebie śmieci na pięć frakcji: papier, szkło, bio, metale i tworzywa sztuczne oraz odpady zmieszane, czyli wszystko, co nie zalicza się do czterech innych frakcji.

Zmieniając przepisy rząd dał samorządom rok (licząc od 6 września 2019 r.) na wprowadzenie zmian i wybranie, według jakiego systemu naliczać opłaty. Najczęściej przyjmowana jest stawka liczona od osoby. W niektórych miastach im większe gospodarstwo domowe, tym stawka za osobę jest niższa – tak jest jest np. w Lubinie i Głogowie. Niezależnie od przyjętego przez gminę systemu w całym kraju obowiązuje jeden przepis – konieczność ukarania osoby, która śmieci nie posortuje. Kara jest finansowa i oznacza drastyczny – nawet czterokrotny – wzrost opłaty za śmieci. Ponieważ nie ma na dziś możliwości łatwego zidentyfikowania, kto wrzucił np. plastik do odpadów zmieszanych, kara zostanie nałożona na wszystkich mieszkańców danej nieruchomości. Mówiąc wprost, za jednego lokatora, który zlekceważy nowe przepisy, odpowie cały blok.

To właśnie odpowiedzialność zbiorowa i wysokie opłaty karne powodują, że mieszkańcy często krytykują lokalne władze za nowe zasady. Samorządowcy rozkładają jednak ręce i tłumaczą, że muszą wprowadzić na swoje podwórka przepisy stworzone przez rząd. I apelują do mieszkańców o poważne podejście do kwestii segregowania odpadów.

Śmieciowe kukułcze jaja

Paweł Dec, prezes lubińskiej spółdzielni „Ustronie IV” przyznaje, że jeśli chodzi o dyscyplinę mieszkańców, nie jest optymistą: – Niektórym nie potrzeba nawet roku, żeby przystosować się do nowych obowiązków, a innym nie wystarczy nawet dziesięć lat – twierdzi. – Widzimy to szczególnie w okresach świątecznych, gdy opakowania po paczkach w całości lądują w pojemnikach, nawet nie zgniecione. Pod kontenerami bez przerwy znajdujemy gruz, opony, bo ludzie nie chcą wywozić śmieci do bezpłatnego PSZOK-u.

Podobne problemy ma Legnicka Spółdzielnia Mieszkaniowa, która od dłuższego czasu edukuje mieszkańców poprzez ulotki, artykuły w spółdzielczej gazecie i tablice informacyjne przy pojemnikach. Mimo to pracownicy LSM wciąż znajdują źle posegregowane odpady.

Teren Legnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej (fot. Mateusz Bensz)

– Prawdziwą zmorą jest dla nas proceder podrzucania śmieci – mówi Krzysztof Konrad, zastępca kierownika ds. eksploatacji LSM. – Szczególnie często do pojemników trafiają zużyte opony. Mieszkańcy zdają się wyznawać zasadę „skoro płacę, to wymagam”, ale wszystkich nas obowiązują te same zasady, więc powinniśmy je jednakowo respektować.

Wysoki blok, duży problem

Przygotowując się do powszechnej segregacji legnicka spółdzielnia podjęła też decyzję o likwidacji zsypów w wieżowcach, obawiając się, że mieszkańcy będą je wykorzystywać do zrzucania wszystkich odpadów. Inaczej do tego podeszły władze Spółdzielni Mieszkaniowej „Przylesie” – największej w Lubinie. W jej blokach komory zsypowe będą służyły wyłącznie do wyrzucania czarnych worków z odpadami zmieszanymi. Resztę śmieci lokatorzy będą musieli znieść na dół do kolorowych kontenerów. Prezes Tomasz Radziński zapewnia, że „Przylesie” na 1 lipca będzie gotowe na powszechne segregowanie odpadów. Tego dnia wejdą w życie nowe reguły dla lubinian.

– Jeszcze nie wiemy, kto i jak będzie sprawdzał, czy mieszkańcy segregują odpady jak należy. Na pewno nie zamierzamy zaczynać od zatrudnienia policji śmieciowej – zapowiada. – W wysokich blokach wprowadziliśmy segregację dwa miesiące temu i na razie dyscyplina mieszkańców jest godna pochwały

Radziński wskazuje, że logistyka segregacji odpadów najtrudniejsza jest właśnie w wieżowcach, w dodatku często połączonych ze sobą.

– Żeby uniknąć stawiania mieszkańcom dużej ilości pojemników pod oknami, podjęliśmy decyzję o zamontowaniu półpodziemnych gniazd. Pojemniki mają objętość 5 m3 i są podzielone na różne frakcje. Wszystkie są zamykane, więc nikt nie podrzuci mieszkańcom odpadów – mówi prezes. – Instalacja 30 gniazd kosztuje nas około 1,4 miliona złotych. Na naziemne pojemniki o takiej objętości musielibyśmy wydać około 2 milionów.

Lubińskie osiedle „Przylesie” (fot. Marlena Bielecka)

Na podobne pojemniki – na razie cztery – zdecydował się też zarząd lubińskiej spółdzielni „Ustronie IV”. Jeśli zdadzą egzamin, niewykluczone, że gniazda staną we wszystkich punktach odbioru śmieci na terenie tego osiedla.

Jak złapać winowajcę?

Najdłużej przygotowywał do nowych zasad mieszkańców Głogów – tu różne etapy segregowania odpadów wdrażane były przez ostatnie 20 lat. Ostatnia frakcja – bio – została wprowadzona w zeszłym roku. Mimo to do dziś zdarza się, że w odpadach zmieszanych lądują wszystkie rodzaje śmieci. Spółdzielnia Mieszkaniowa „Nadodrze” informuje wtedy lokatorów i przypomina im, że za kilka tygodni za coś takiego będą mogli być ukarani.

Czy rozwiązaniem mogłoby być znakowanie worków indywidualnymi kodami kreskowymi? Po takie rozwiązanie sięgnęli radni w podkarpackiej Kolbuszowej. Ich pomysł na uniknięcie zbiorowej odpowiedzialności został jednak podważony przez wojewodę podkarpackiego, który uznał, że skoro nie ma o takim rozwiązaniu mowy w krajowych przepisach, kodów stosować nie wolno. Waldemar Figura, kierownik działu eksploatacji głogowskiego „Nadodrza” wskazuje na jeszcze jeden problem, znów związany z mentalnością Polaków:

– Mamy mieszkańców, którzy protestują przeciwko zdalnemu odczytowi wodomierzy, twierdząc, że to ingeruje w ich prywatność. Więc co dopiero byłoby z kodami kreskowymi na workach ze śmieciami? – pyta retorycznie.

Głogów od 20 lat uczy mieszkańców, jak segregować odpady (fot. Antonina Kasprzak)

Skoro zmiana obyczajów przychodzi nam z takim trudem, zarządcy nieruchomości sięgają po najprostsze rozwiązanie: wszędzie kontenery zostaną zamknięte, żeby chociaż trochę ograniczyć ryzyko, że trafią do nich niewłaściwe śmieci. Konsekwencje łamania nowych przepisów ponosić będą i tak mieszkańcy, więc to tylko od nich zależy, co zrobią ze swoimi odpadami.

Wyniki ubiegłorocznego badania ARC Rynek i Opinia oraz Forum Odpowiedzialnego Biznesu pokazują, że tylko 66 proc. Polaków deklaruje segregację odpadów. Sens w tym widzi zaledwie 58 proc. badanych.

źródło: Regionfan.pl


POWIĄZANE ARTYKUŁY