Skonał, bo nie było pomocy

37

– Niby mieszkamy w bogatym i dużym mieście, a nie ma tu ani jednego pogotowia weterynaryjnego – narzekają właściciele czworonogów, którzy w weekendy i wieczorami nie mogą znaleźć pomocy dla swych pupili. – Jak pies jest bezpański, to może liczyć na wsparcie w Animvecie, a co z resztą zwierząt? – zastanawia się nasz Czytelnik.

Niedawno mężczyzna był świadkiem, jak samochód potrącił małego kundelka. Podczas wieczornego spaceru, szczeniak nagle zerwał się ze smyczy i wbiegł na ulicę wprost pod koła rozpędzonego auta.

– Razem z właścicielem rannego psa szukaliśmy dyżurnego weterynarza, który mógłby udzielić pomocy. Nadaremno. Byliśmy pod kilkoma lecznicami i w żadnej nie zastaliśmy nikogo. Zrozpaczony właściciel zabrał więc cierpiące zwierzę do domu. Nad ranem psiak skonał i nie muszę chyba dodawać w jakich męczarniach – relacjonuje nasz Czytelnik.

Okazuje się, że lubińscy lekarze weterynarii nie widzą potrzeby wprowadzenia dyżurów, na zasadach podobnych do działania aptek. – Zwykle prowadzimy jedno- lub dwuosobowe gabinety. Pracy i tak jest dużo, więc trudno byłoby znaleźć jeszcze czas na dodatkowe dyżury – tłumaczy jedna z lubińskich lekarek, która prosi o anonimowość.

Kobieta nie ukrywa, że weterynarze konkurują ze sobą i stąd trudno o porozumienie. – Jedyną osobą, która mogłaby zintegrować nasze środowisko jest doktor Janusz Konarski. Ale czy zechciałby się tego podjąć? Trudno powiedzieć – mówi lekarka.

Pomimo wielu prób, nie udało nam się skontaktować z Januszem Konarskim. Kiedy dzwonimy do lecznicy, zwykle operuje swych czworonożnych pacjentów.

Najbliższe pogotowie dla zwierząt działa w Legnicy (Ziemnice, ul. Legnicka 12). Dyżury pełnią też kliniki weterynaryjne we Wrocławiu.


POWIĄZANE ARTYKUŁY