W setkach tysięcy złotych legnickie nadleśnictwo szacuje straty, jakie spowodował pożar lasu w okolicach Lisowic i Jurcza. Na miejscu wciąż są strażacy, którzy dogaszają pogorzelisko. Kiedy miejsce będzie już bezpieczne, teren będą sprawdzać biegli wraz z policją i prokuraturą. Strażacy biorą pod uwagę dwie ewentualności – albo ktoś nieostrożnie obchodził się z ogniem albo celowo podpalił las.
Spalony las wygląda dziś bardzo przygnębiającą. Wokół wciąż unosi się dym, czuć swąd spalenizny. – Cały czas działają tam jednostki straży pożarnej. Obecnie na miejscu jest ich dziewięć – relacjonuje kapitan Dominik Bochenek z Państwowej Straży Pożarnej w Legnicy. – Wciąż jest bardzo dużo takich skupisk ognia. Każde takie tlące się ognisko musimy zagasić, bo wystarczy podmuch wiatru, by znów wybuchł ogień – podkreśla.
Łącznie spłonęło 40 hektarów lasu. W akcji gaszenia wzięło udział wczoraj 40 zastępów straży pożarnej z Legnicy, Lubina, Polkowic czy Wołowa. Nie dość, że było sucho i wiał wiatr, co sprzyjało rozprzestrzenianiu się ognia, to pojawiły się dodatkowe problemy. – Natrafiliśmy na powojenne niewybuchy. Łącznie wybuchły cztery. Na szczęście żadnemu ze strażaków nic się nie stało – informuje kapitan Bochenek.
Spaliły się nie tylko dojrzałe drzewa, ale też młodnik. – Ten las bardzo ucierpiał podczas wichury w 2009 roku. Większość drzew została zniszczona. W tym miejscu prowadziliśmy uprawy młodych sosen, aby odbudować las – przyznaje Hubert Kawalec, zastępca legnickiego nadleśniczego.
Teraz nadleśnictwo jest w trakcie szacowania strat. Hubert Kawalec przyznaje, że sięgną na pewno setek tysięcy złotych. http://youtu.be/Mekb8f_yZWk