Raczyński: ludziom trzeba mówić prawdę

3349

60 lat temu Lubin był małym miasteczkiem, otoczonym przez typowo rolnicze obszary. Dziś jego charakter determinuje przemysł miedziowy, który samorządowe władze chcą uzupełnić o nowe branże, związane z innowacyjnymi technologiami. O tym, jak powinno i może rozwijać się miasto w ciągu kolejnych dekad oraz jakie wyzwania czekają je po drodze, z prezydentem Robertem Raczyńskim rozmawia Joanna Dziubek.

Fot. BM

Ostatni raz rozmawialiśmy na początku tego roku o planach. Dziś chciałabym zapytać, które z nich udało się zrealizować lub przynajmniej przenieść z fazy projektu do wykonywania. O czym w pierwszej kolejności chciałby pan powiedzieć lubinianom?

Część z tych inwestycji jest już skończona, w tym duże zadania drogowe, które były dla mieszkańców najbardziej uciążliwe. Kończymy kładkę, łączącą Przylesie z centrum miasta, której brak też dawał się we znaki. Trzeba pamiętać, że inwestycje drogowe są kosztowne, szczególnie że my nie wymieniamy tylko nawierzchni, ale też całą infrastrukturę, w tym kanalizację, wodociągi, sieci gazowe. To między innymi ulice: Spacerowa, Wierzbowa, Szpakowa, Wyszyńskiego czy osiedle Polesie.

Rozpoczęliśmy w tym roku olbrzymi projekt budowy centrum rekreacyjno-rehabilitacyjnego z aquaparkiem. Wszyscy zainteresowani nim mogą już obserwować, jak postępuje budowa. Liczymy, że z końcem wakacji 2025 roku otworzymy już ten obiekt. I podkreślam, że będzie miał on też charakter ośrodka rehabilitacji, bo pod taką działalność przeznaczamy tam kilka tysięcy metrów kwadratowych powierzchni. Chcemy też otworzyć tam centrum leczenia bólu. Społeczeństwo nie prowadzi zbyt zdrowego trybu życia, więc ten problem zdrowotny będzie się pojawiał coraz częściej.

Budowa Dolnośląskiego Centrum Rekreacji i Rehabilitacji (fot. TV Regionalna.pl)

Mocno zaawansowana jest budowa szpitala psychiatrycznego dla dzieci i młodzieży. Miejsca w nim niestety z pewnością szybko zostaną zajęte, bo kondycja psychiczna najmłodszych Polaków bardzo się pogorszyła. Skoro to będzie kropla w morzu potrzeb, czy są jakieś plany dalszego rozwoju tego ośrodka?

Faktycznie, nic nie wskazuje na to, że ta kondycja się polepszy. Mamy tego świadomość, dlatego już współpracujemy ze środowiskiem akademickim. W opiece nad młodymi pacjentami potrzebny jest psychiatra, który stawia diagnozę, oraz psychoterapeuta, który później prowadzi odpowiednio dobraną terapię. Tych drugich specjalistów potrzeba znacznie więcej, dlatego stale finansujemy rozwój ich zawodowych kompetencji. Można więc dzisiaj śmiało powiedzieć, że stajemy się ośrodkiem kształcenia psychoterapeutycznego. I chcemy to wzmacniać.

W przyszłym roku będziemy otwierać też oddział Akademii Medycznej w Lubinie – podpisaliśmy już z uczelnią stosowne dokumenty.

Jedynym problemem, jaki widzę, jest to, że na te projekty nie otworzą się sąsiednie gminy. Ci wójtowie, burmistrzowie muszą zrozumieć, że my zajmujemy się ich dziećmi. My – mieszkańcy Lubina – nie możemy sfinansować ośrodka dla wszystkich, w związku z tym nasi sąsiedzi w promieniu trzydziestu, czterdziestu kilometrów muszą być otwarci na współpracę z nami. My sami za nich nie rozwiążemy ich problemów. Tę współpracę musimy pogłębić, a jeśli nie zrozumieją wagi tego, być może będziemy musieli poruszyć ten temat w czasie kampanii wyborczej na terenach ich gmin.

Na początku października Lubinowi obiecano 50 milionów złotych z Rządowego Programu Inwestycji Strategicznych na utworzenie Doliny Dronów. Ma to być zalążek nowego charakteru przemysłowego miasta, na czas, gdy złoża miedzi w końcu się wyczerpią. Skojarzenie z Doliną Krzemową jest zapewne nieprzypadkowe… Sądzi pan, że to rzeczywiście tak obiecujący kierunek?

Drony stały się już czymś codziennym. Nie są jeszcze tak masowo widoczne w przestrzeni powietrznej, jak nam to pokazują w filmach, ale są już obecne w planach rozwojowych wielu firm, jako możliwe do wykorzystania w wielu różnych sferach. Dlatego dwa lata temu zainicjowaliśmy projekt centrum budowy dronów. Pod tym kątem jest właśnie adaptowane jedno z pięter w Inkubatorze Przedsiębiorczości przy ul. 1 Maja, gdzie znajdą się specjalistyczne pracownie. To trudne inwestycje, bo wiele krajów ogranicza lub zakazuje transferu tej technologii, myślę jednak, że całe wyposażenie uda się skompletować w ciągu kilku najbliższych miesięcy.

Inkubator Przedsiębiorczości (fot. BM)

Wyjaśniał pan uwarunkowania utworzenia strefy przemysłowej pod miastem. Jednym z nich jest skuteczność działania Agencji Rozwoju Przemysłu, która ma skomercjalizować te tereny. ARP w dalszym ciągu nie przedstawiła właściwego kandydata?

ARP cały czas prowadzi szereg rozmów z firmami, ale dalej jest nieskuteczna. Oferty, które od niej dostajemy, to cały czas magazyny, a ja jeszcze raz podkreślę: takie propozycje nas nie interesują, szkoda nam przestrzeni na nie. Potrzebujemy oferty przemysłowej i wciąż na nią liczymy.

Takiej jak Intel w Miękini?

My nigdy nie będziemy mieć takiego oferenta, bo głównym problemem przy tego typu nowoczesnych technologiach jest olbrzymie zapotrzebowanie na wodę. Intel wymaga 30 tysięcy metrów sześciennych wody na dobę – to cztery razy więcej niż dziś zużywa cały Lubin! Taka fabryka musi zatem stanąć blisko dużego źródła.

Ale lokalizacja Intela jest dla nas dobrą wiadomością, bo wszystkie inwestycje w promieniu czterdziestu kilometrów od Lubina są korzystne. Z jednej strony dają możliwości zatrudnienia mieszkańcom naszego miasta, a z drugiej – osoby, które tam podejmują pracę, a pochodzą z innych regionów, mogą wybrać Lubin jako miejsce do życia. To już się dzieje – proszę zwrócić uwagę, że mieszkania budowane u nas od razu są wypełniane. I ciągle powstają nowe.

Plotka głosi, że poważną i być może niemożliwą do zniwelowania przeszkodą jest fakt, że pod gruntami strefy prowadzona jest intensywna działalność wydobywcza KGHM. To prawda?

Mało tego – ta działalność od przyszłego roku będzie zintensyfikowana. To złoża, do których eksploatacji KGHM w tej chwili się przygotowuje. Nie ukrywam, że gdy otrzymaliśmy od nich informację o tych planach, trochę się przestraszyliśmy. Zresztą nie tylko my – Agencja Rozwoju Przemysłu też była tym zaskoczona.

Zgodnie z przepisami firmy wydobywcze nie mają obowiązku dbania o teren na górze. Udało nam się dojść do porozumienia z zarządem spółki, że poziom zabezpieczeń będzie tu dużo wyższy niż nam pierwotnie zaproponowano około pół roku temu. Nie będzie w związku z tym zagrożeń dla inwestycji przemysłowych na terenie strefy. Mieszkańcy Lubina od kilku miesięcy na pewno czują, że wydobycie jest intensywniejsze, bo wstrząsy są coraz częstsze. Poinformowano nas jednak oficjalnie, że zabezpieczenia zostaną zwiększone. Uważam to za konieczne, bo prace prowadzone są tu na znacznie mniejszej głębokości niż na przykład w Polkowicach czy Głogowie Głębokim.

Rozmowa o rozwoju Lubina siłą rzeczy wiąże się z rozmową o współpracy miasta z Polską Miedzią. Na jakim etapie jest duży środowiskowy projekt, w sprawie którego podpisaliście porozumienie pod koniec lutego?

W chwili, gdy rozmawiamy, trwają już spotkania naszych inżynierów, zajmujących się sprawami infrastruktury, z inżynierami KGHM. Koncepcje są już zatem przygotowywane. I Polska Miedź jest zainteresowana uporządkowaniem swojej polityki wodnej, i my jesteśmy zainteresowani dostarczeniem potrzebnej miastu wody.

KGHM prowadzi teraz też analizy w sprawie budowy nowego szpitala na działce, którą chcecie sprzedać Miedziowemu Centrum Zdrowia. Czy ma pan pomysły na jeszcze inne wspólne przedsięwzięcia?

Bezsprzecznie ochrona środowiska. Trzeba zacząć głośno mówić o tym, że pieniądze, które są stąd wywożone, powinny zostać tutaj nie tylko jeśli chodzi o wynagrodzenia, ale też inwestycje w ochronę środowiska właśnie.

Zagrożenia ze strony „Żelaznego Mostu” rosną. Proszę zwrócić uwagę na to, że utraciliśmy kilkaset hektarów lasów między zbiornikiem a Lubinem – nie tylko w wyniku rozbudowy samego „Żelaznego Mostu”. Budowa drogi S3 też spowodowała, że strefa ochronna jest słabsza. Te inwestycje były bardzo potrzebne i to nie podlega dyskusji, ale nikt nie pomyślał o zbudowaniu nowej zapory ograniczającej pylenie. Uważam, że przez to w Lubinie możemy mieć do czynienia z niebezpiecznym wzrostem zachorowań na choroby nowotworowe. Nie pomyślano o takich konsekwencjach…

Rozbudowywany zbiornik „Żelazny Most” (fot. BM/archiwum)

Nie trzeba się teraz obrażać, tylko usiąść, spojrzeć na mapę i zacząć poważnie rozmawiać – politycy nie mogą uciekać od tego tematu. To jest też oczywiście apel do posłów, żeby się tym zainteresowali. Nasze władztwo jest ograniczone do granic samego miasta, należy zatem też stworzyć koalicję samorządów miedziowych, które muszą zwracać uwagę, że realizacja tych dwóch dużych projektów nie objęła stworzenia strefy ochronnej dla mieszkańców. Kiedyś stanowiły ją lasy, teraz mamy tam pustkę.

Postulat budowy nowego szpitala, który głosiłem od kilku lat, także wynikał z faktu, że zagrożenia zdrowotne stale rosną i trzeba wychodzić im naprzeciw.

Przebudowa układów komunikacyjnych w mieście: mamy nowe rondo, wyremontowane dwie ważne ulice, nowa kładka niebawem będzie gotowa. A co z centrum przesiadkowym? Czy ten rok przyniósł jakiś progres?

Udało się wreszcie znaleźć projektanta, który tworzy potrzebną dokumentację. Mamy już uzgodnienia z energetyką, gazownictwem, koleją. To najtrudniejszy etap, bo związany z masą papierologii. W przyszłym roku projekt ma być gotowy.

Z PKP Polskimi Liniami Kolejowymi ustaliliśmy, że oni sfinansują przebudowę w obrębie ulic 1 Maja i Kolejowej. W zamian za to my złożyliśmy obietnicę, że zamkniemy inne przejazdy kolejowe, żeby w całym mieście ruch samochodów i pociągów odbywał się bezkolizyjnie. Stąd budowa ronda na ulicy Zielonogórskiej i plan budowy wiaduktu na ulicy Legnickiej, zatwierdzony już do realizacji przez zarząd województwa dolnośląskiego. W ciągu roku te przejazdy zaczniemy stopniowo likwidować. Rośnie liczba połączeń kolejowych przez Lubin, szlabany są coraz częściej zamykane, więc dotychczasowe przejazdy niedługo utracą swoją wartość komunikacyjną. Trzeba je zastąpić innymi rozwiązaniami. I wiedzieliśmy, że to trzeba będzie robić, gdy ponad dziesięć lat temu założyliśmy powrót kolei pasażerskiej do Lubina.

Przejazd na ul. 1 Maja ma zostać przebudowany tak, aby nie było konieczności zamykania szlabanów (fot. BM)

Za kilka tygodni będzie gotowe studium wykonalności Kolei Aglomeracyjnej Zagłębia Miedziowego, której pociągi mają kursować co kilkanaście minut. Rząd PiS deklarował jej budowę. Czy w kontekście realnej zmiany władz krajowych widzi pan jakieś zagrożenia dla tego projektu?

Nie widzę. To inwestycja już prowadzona na poziomie określonych instytucji, więc nie wyobrażam sobie, żeby teraz ją przerwano. To by było raz tragiczne, a dwa – komiczne, gdyby projekt, który jest potrzebny i jest już realizowany, został wyrzucony do kosza.

Oczywiście będziemy sprawdzać, czy nasi posłowie tego projektu pilnują i dbają o jego powodzenie – to ich rola. My do tego konsekwentnie zmierzamy od ponad dziesięciu lat i na razie cały czas idziemy w dobrą stronę. Niestety, nie wszystko zależy tu od nas – kolej chce jeździć szybko, ale sprawy załatwia wolno.

Nasza poprzednia rozmowa obejmowała też wątek polityki krajowej, czyli udziału Bezpartyjnych Samorządowców w wyborach parlamentarnych. Wyniki pokazały, że na szczeblu kraju czeka was jeszcze dużo pracy. Czy będziecie kontynuowali ten projekt?

Tak, bo mamy w nim możliwość prezentowania naszych osiągnięć i proponowanych przez nas zmian. I niektóre partie już przechwytują nasze postulaty jako swoje – na przykład związane z ułatwieniami dla małych i średnich przedsiębiorców. To pokazuje, że nasz program rzeczywiście odpowiadał potrzebom ludzi.

Nie udało nam się niestety dotrzeć z naszymi pomysłami do odpowiednio wielu obywateli, ale prawda jest taka, że nie mamy na to takich pieniędzy, jak partie polityczne finansowane z budżetu państwa.

Jako Bezpartyjni Samorządowcy zamierzamy współpracować z każdym rządem i dalej przekonywać polityków na szczeblu krajowym do realizacji tych rzeczy, które uważamy za właściwe.

Za niespełna pół roku będziemy głosować w wyborach samorządowych. Co, pańskim zdaniem, jest dziś najważniejszą sprawą dla samorządów? Mam tu na myśli poziom gmin wiejskich, miast i powiatów – one są najbliżej ludzi.

Coraz poważniejszym wyzwaniem będzie konieczność budowy domów opieki dla seniorów. I nie da się tego uniknąć już w ciągu następnej, pięcioletniej kadencji. Społeczeństwo szybko się starzeje, zastępowalność pokoleń jest niewielka, w związku z czym coraz więcej starszych osób nie będzie miało opieki. I ten problem pokaże nam się bardzo gwałtownie. Seniorzy przestają mieć za sobą rodziny – dzieci i wnuki już im nie towarzyszą, bo po pierwsze jest ich bardzo mało, a po drugie – zmieniły się ich obyczaje i wzorce kulturowe. Wystarczy że jedynak wyjedzie za granicę i jest kłopot. Nie wrócimy już do modelu sprzed II wojny światowej, kiedy mój dziadek z babcią ze strony mamy mieli ośmioro dzieci, a ze strony ojca – pięcioro. Dziś ani kobiety, ani mężczyźni nie chcą takiego modelu i nie zmienią tego żadne rozdawane pieniądze. Nie mnie oceniać decyzje ludzi, bo ja jestem tylko zarządcą.

Próbowaliśmy się przebić z tym postulatem w wyborach, ale społeczeństwo nie zauważyło tego. A proszę mi wierzyć, że za chwilę dla samorządów to będzie problem numer 1. Nie jesteśmy w stanie finansowo udźwignąć zagwarantowania opieki ludziom starszym. To jest też niemożliwe w ramach organizacji naszego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej – jego pracownicy nie dadzą rady docierać do wszystkich potrzebujących asysty. Muszą zatem powstać ośrodki całodobowej opieki.

Ci, którzy mają już dzisiaj te problemy, bo muszą opiekować się starszą osobą, doskonale wiedzą, jak olbrzymia jest bariera, na którą natrafiają. Miesięczny pobyt seniora w takim domu opieki to koszt około sześciu tysięcy złotych. Średnia emerytura w Polsce oscyluje wokół dwóch tysięcy złotych, więc nie pokryje tego kosztu. Resztę, zgodnie z prawem, musi zapłacić rodzina. A ona jest już bardzo mała, więc często całe to obciążenie spada na jedno dziecko lub wnuka. I to ludzi dosięgnie nie za dwadzieścia lat, tylko często za rok lub dwa.

Fot. Rawpixel/Freepik

W Lubinie rokrocznie ubywa około pięciuset obywateli. Gdy byłem radnym wojewódzkim, Dolny Śląsk liczył 3,1 miliona mieszkańców. Dziś jest to 2,9 miliona. W ciągu dwudziestu lat zniknęły nam dwa duże miasta. Nie zatrzymamy zmian demograficznych polityką socjalną, opartą o pieniądze. Możemy je tylko spowolnić, ale tu wszyscy udają, że nie widzą prawdziwego skutecznego rozwiązania. Tym rozwiązaniem jest wyłącznie migracja, ale oparta na przemyślanych projektach adaptacyjnych. Nie można dopuścić do izolowania społeczności migrantów. Oni muszą wejść w naszą kulturę, zaakceptować ją i głęboko się zasymilować. To jest do zrobienia.

Politycy świadomie unikają takich tematów, bojąc się, że jeśli zaczną mówić o trudnych sprawach, to ich ludzie nie wybiorą. A ludziom trzeba mówić prawdę.

Instytut Sobieskiego przedstawił niedawno koncepcję takich zmian w układzie województw, żeby w każdym z nich dodać drugi ośrodek. Miałoby to zrównoważyć potencjał rozwojowy, który dziś skupia się w miastach wojewódzkich. W jednym z wariantów dla Dolnego Śląska przedstawiono przeniesienie części administracji do układu Wałbrzych-Świdnica, w innym do tego układu miałaby dojść jeszcze Legnica. Czy z perspektywy Lubina warto poważnie potraktować pomysł takiej zmiany?

Ta koncepcja jest moim zdaniem już niemożliwa do realizacji. Zmiany demograficzne są już na tyle głębokie, że zmiany administracyjne niczego już tu nie rozwiążą. Jedyne, co jest potrzebne, to zmniejszenie liczby urzędów. W Lubinie mamy trzy, które obsługują coraz mniejszą liczbę obywateli. Trzeba to spłaszczyć, tworząc jedną instytucję, której koszty działania spadną, a efektywność będzie wyższa. Ale to też muszą zrobić posłowie, a jestem przekonany, że nie mają do tego odwagi.

Fot. BM

Siedzimy przy mapie Lubina z 1961 roku…

Tak, to była tajna mapa, należąca do Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Pokazuje miasto tuż sprzed jego wielkiej rozbudowy, z pierwszymi sześcioma nowymi budynkami. Reszta to pola, łąki, stawy, obory i tuczarnie trzody.

Myślał pan, jak może wyglądać miasto za kolejne sześćdziesiąt lat?

Tak, cały czas się nad tym zastanawiamy. I na dziś chcielibyśmy odtworzyć jego zasoby wodne. Lubin został osuszony na potrzeby jego rozbudowy. Teraz wiemy, gdzie można by przywrócić cieki wodne, odnawiając stawy i jeziora bez zagrożenia dla istniejącej infrastruktury.

A co do wielkości… W miejscu, gdzie mamy Przylesie, była wieś Zameczno. Dzisiaj miasto rozlewa się już na Osiek, Chróstnik, Krzeczyn – te miejscowości zasiedlają przecież ludzie, którzy przenieśli się z Lubina, bo tam mieli przestrzeń do budowy domów. Lubin obejmuje swoim oddziaływaniem sto tysięcy mieszkańców całego powiatu. I to należy po prostu uznać.

Dziękuję za rozmowę.


POWIĄZANE ARTYKUŁY