Posłanka zawiodła miedziowych związkowców

22

Posłanka Ewa Drozd z Platformy Obywatelskiej ostatecznie nie podpisała wniosku do premiera Donalda Tuska, będącego sprzeciwem wobec pomysłu prywatyzacji KGHM. – Uważam, że petycja przygotowana przez przedstawicieli związków powinna być podpisana przez jej autorów – twierdzi posłanka.

 

Związkowcy Polskiej Miedzi tydzień temu zaprosili na spotkanie parlamentarzystów z naszego regionu. Tematem była kwestia prywatyzacji KGHM. Niestety, nie przyszli politycy, na których związkowcy liczyli najbardziej, czyli Grzegorz Schetyna, Tomasz Misiak i Norbert Wojnarowski.

Spośród zaproszonych 14 posłów i senatorów, na spotkaniu pojawiło się jedynie sześcioro, troje z PiS: Elżbieta Witek, Marzena Machałek i Piotr Cybulski oraz Ryszard Zbrzyzny z SLD i Ewa Drozd z Januszem Mikuliczem z PO. W efekcie związkowcy oraz parlamentarzyści podpisali petycję do premiera, by nie prywatyzował miedziowej spółki.

Wyłamała się tylko posłanka Ewa Drozd. Mimo że deklarowała swój sprzeciw wobec prywatyzacji, podpisu jednak nie złożyła. Choć prosiła o dzień na przeczytanie pisma.

Jak nas poinformowano w biurze poselskim Ewy Drozd, obecnie posłanka jest na urlopie. Przed wypoczynkiem przygotowała jednak pismo, które rozesłała do wszystkich central związkowych Polskiej Miedzi. Usprawiedliwia się w nim, dlaczego nie złożyła podpisu pod pismem.

– Zaznaczam, że w żaden sposób prawa do wyrażania swoich obaw nie podważam. Lecz przedstawione w nim „najczarniejsze” wizje nie mają odniesienia do obecnej sytuacji. Na dziś nie ma decyzji o prywatyzacji KGHM, ani o formie, jaka byłaby zastosowana przy tym procederze (…). Mogę zapewnić Państwa, pracowników KGHM i mieszkańców naszego regionu, że będę kontynuować swoje działania, aby powstrzymać ewentualne zamiary co do sprzedaży udziałów w KGHM przez Skarb Państwa – czytamy w treści pisma.

Jeden z organizatorów spotkania, poseł i zarazem lider Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego, Ryszard Zbrzyzny ostro krytykuje postawę głogowskiej posłanki. – Rozumiem, co to jest dyscyplina partyjna, ale istnieją ważniejsze kwestie od wskazówek klubu. W istotnych dla mojej branży sprawach potrafię jakoś łamać te zasady, bo w odróżnieniu niektórych kolegów pamiętam, kto i dlaczego na mnie głosował – mówi zdegustowany.
 


POWIĄZANE ARTYKUŁY