Porażka na własne życzenie

23

Mogli mieć dwa punkty, a zostali z niczym. Podopieczni Dariusza Bobrka w spotkaniu 5. kolejki Superligi Mężczyzn podejmowali MMTS Kwidzyn. Do 40. minuty lubinianie grali pewnie i wszystko wskazywało na to, że mecz wygrają. Jednak tego co stało się później, nie potrafią chyba wyjaśnić sami zawodnicy.

Mecz zaczął się po myśli Zagłębia. Jak przystało na gospodarza pierwszą bramkę zdobyli miedziowi, a jej autorem był Mateusz Przybylski. Po pięciu minutach rywalizacji miejscowi przegrywali 1:2. Szybka poprawa sytuacji, zagrzewanie do walki przez Dawida Przysieka i było 6:4 dla MKS-u. Lubin grał równo i był faworytem pojedynku. Rywale starali się dogonić Zagłębie, ale nawet jeśli zbliżyli się na różnicę jednej bramki, to po chwili ekipa Dariusza Bobrka znowu prowadziła trzema trafieniami. Do przerwy Zagłębie wygrywało 16:13, a ostatniego gola zdobył Michał Bartczak.

Druga połowa do 40. minuty wyglądała podobnie. Bramki dla gospodarzy zdobywali głównie Michał Stankiewicz, Dariusz Rosiek i Dawid Przysiek. Kiedy Kwidzyn zremisował 21:21, wszystko się zmieniło. Lubinianie nagle opadli z sił i warunki gry dyktowali piłkarze Krzysztofa Kotwickiego. Na dziesięć minut przed końcową syreną, miedziowi przegrywali 23:25. Lubinianie zdołali zdobyć jeszcze trzy gole, natomiast Kwidzyn jeszcze dziewięciokrotnie pokonywał Adama Malchera. MKS Zagłębie Lubin 27:34 MMTS Kwidzyn.

– Końcówka należała do nas, ale myślę, że my chcieliśmy bardziej wygrać w tym meczu. Czy kontuzja czy nie, każdy dał z siebie wszystko. Błędy Zagłębia zemściły  się na nich, a my to wykorzystaliśmy. Mecze na wyjeździe liczą się podwójnie, bo jeśli jesteśmy w stanie wygrać na terenie przeciwnika, tym bardziej uda nam się do na własnym parkiecie – skomentował Tomasz Klinger, zawodnik MMTS Kwidzyn.


POWIĄZANE ARTYKUŁY