Policja została wezwana do… pawia

3970

To była bardzo nietypowa interwencja – lubińscy policjanci w święta otrzymali zgłoszenie, że pod szpitalem pojawił się bezpański… paw. Pierwsze podejrzenia padły na tutejsze zoo, ale szybko okazało się, że ptak nie pochodzi stamtąd. Skąd zatem w Lubinie wziął się nietypowy gość?

Na zdjęciu paw z lubińskiego zoo

Pogłoski o spacerującym po mieście pawiu pojawiły się już przed świętami. W piątek ktoś zadzwonił do naszej redakcji z informacją, że widział pawia w pobliżu dawnej fabryki domów przy ul. Skłodowskiej-Curie. Podobne telefony odbierali również pracownicy lubińskiego zoo, w którym mieszka kilka takich ptaków.

– Przez kilka dni otrzymywaliśmy informacje z różnych stron, że uciekły nam pawie. Po przeliczeniu naszych pawi wolno chodzących po parku, okazywało się, że wszystkie są na miejscu – mówi Agata Bończak, dyrektor Centrum Edukacji Przyrodniczej w Lubinie, przyznając, że nie pierwszy raz odbierali takie telefony. – Tak jest chyba z tego względu, że u nas są pawie i chwalimy się tym, że chodzą wolno. Dlatego pierwsza myśl, gdy gdzieś w mieście jest widziany paw, że na pewno uciekł z zoo – dodaje.

Ptak pojawiał się w różnych miejscach, po czym znikał. Aż w niedzielę policja otrzymała informację, że spaceruje pod szpitalem MCZ. Wezwano pracownika lubińskiego zoo, który odłowił pawia. Nie był to jednak lokator tutejszego zoo. Skąd wziął się w Lubinie, nie wiadomo. Ptak nie jest bowiem zaobrączkowany.

– Paw został przekazany pod opiekę hodowcy z Osieka do czasu ustalenia właściciela – mówi aspirant sztabowy Sylwia Serafin, oficer prasowy lubińskiej policji.

Pawie z lubińskiego zoo

– Przyczyną takich ucieczek jest prawdopodobnie błędny chów pawi. Paw pięknie wygląda w ogrodzie, ale to nie jest tak, że jak się weźmie dorosłego ptaka, to on tam zostanie. Paw jest ptakiem terytorialnym, więc żeby został na jakimś obszarze, musi się na tym terenie wychować i przyjąć je za swoje terytorium. Tak zrobiliśmy w naszym zoo – przyznaje Agata Bończak.

To nie znaczy, że pawiom z lubińskiego zoo nie zdarzają się czasem dłuższe wycieczki. Jednak najdalej zapuściły się na parking przed Tesco czy na teren PKS-u, tuż za płotem i rzeczką. Jak przyznają pracownicy tutejszego ogrodu zoologicznego, zazwyczaj same wracają, bo tu czeka pożywienie.

– W tym roku musieliśmy nieco wymieszać krew w naszym stadzie, więc sprowadziliśmy samce z zewnętrznej hodowli. Zdarza się, że próbują wyfrunąć gdzieś za płot, ale to nie są miejsca odległe – dodaje dyrektor Centrum Edukacji Przyrodniczej.


POWIĄZANE ARTYKUŁY