Oko w oko z tygrysem (FOTO)

45

ŚWIAT. Choć Boże Narodzenie i sylwestra spędzili w egzotycznym kraju – w Tajlandii – starali się przygotować świąteczną kolację tak, aby jak najbardziej przypominała tę z rodzinnego domu. Trójka podróżników próbujących okrążyć świat, wśród których jest lubinianin Mariusz Demianicz, właśnie zakończyła kolejny etap swojej podróży.

 

I tym razem chłopcy mieli wiele niezwykłych przygód. Między innymi bawili się z ogromnymi tygrysami i spotkali ekscentrycznego bogacza – mnicha. 

Tajlandię podróżnicy przemierzyli z mniejszym bagażem, bez laptopa. Jednak gdy tylko dotarli do komputera podłączonego do internetu spisali swoje przygody i przysłali mailem do naszej redakcji.

Do Tajlandii chłopcy trafili z Malezji. Drogę tę pokonali dość szybko, bo udało im się zabrać na stopa ciężarówką. Pokonali nią prawie tysiąc kilometrów. Kierowca podwiózł ich w okolice Bangkoku.

 – Pierwszym miejscem, które postanowiliśmy odwiedzić, było Tiger Temple, niedaleko Kanchanaburi – opowiada lubinianin Mariusz. – Miejsce to było o tyle magiczne, że jak na razie zapadło najgłębiej w naszej pamięci. Możliwość kontaktu z tymi wielkimi kotami daje przypływ ogromnych emocji. Gdy człowiek ma możliwość dotykania 200-kilogramowego tygrysa, rozumie jak potężne są te zwierzęta, a jego adrenalina sięga zenitu – dodaje.

 Wspominając to niezwykłe spotkanie oko w oko z dzikimi kotami, podróżnicy przenieśli się do Bangkoku. Tutaj znowu podróżnicy skorzystali z couchsurfingu i zatrzymali się u pewnej dziewczyny. Jednak urządziła ona taką nocną imprezę, że wyrzucono ją z mieszkania, a wraz z nią naszych podróżników. Cała czwórka trafiła do mamy i babci dziewczyny. Tam chłopcy przygotowali wigilię.

 

– Udało nam się nawet „ugotować” dwanaście potraw, a największą frajdę sprawiło nam lepienie uszek, które przypominały nawet te ze świąt w domu – relacjonuje Mariusz. – Nie zabrakło też opłatka, a moment kiedy dzieliliśmy się nim, to chyba najtrudniejsze chwile tej wyprawy. W Bangkoku spędziliśmy też sylwestra i mimo wielkich oczekiwań, trzeba przyznać, że trochę się rozczarowaliśmy, szczególnie jeśli chodzi o pokaz sztucznych i brak szampan – dodaje.

Na chwilę podróżnicy z Bangkoku przenieśli się do Pattayi i na wyspę Ko Larn. Tam spędzili czas między świętami a sylwestrem. Spali na plaży, podziwiali widoki i dobrze się bawili. Potem ruszyli w stronę Kambodży. Na swojej drodze napotkali dość niezwykłego mnicha. Zaoferował im pomoc, gdy mieli problemy z odnalezieniem prawidłowej drogi.

Do dyspozycji otrzymaliśmy mały domek, a w wolnych chwilach uskutecznialiśmy rafting, pływając na traktorowych dętkach po rzece należącej do niego – relacjonują podróżnicy. – Wieczorem w jego rezydencji zjedliśmy pyszną kolację, a po niej mieliśmy okazję podziwiać zbiory archeologiczne, który były w jego posiadłości. Jak się okazało, wiele z nich było pojedynczymi egzemplarzami, a ich wartość rynkowa zaczynała się od 800 tys. dolarów. Byliśmy pierwszymi ludźmi spoza Tajlandii, którzy oglądali to na własne oczy. U mnicha zobaczyliśmy również cały rytuał parzenia herbaty oraz piliśmy herbatę, która sprzedawana jest w Tybecie i to tylko i wyłącznie mnichom.

Chłopcy pożegnali się z mnichem i ruszyli do Kambodży. Ale relację z tej części swojej wyprawy wyślą nam dopiero za jakiś czas.

Strona trójki wędrowców to: wstronemarzen.wordpress.com


POWIĄZANE ARTYKUŁY