Nauczyciele odchodzą z zawodu. Zjawisko to staje się coraz bardziej powszechne, a od kilku lat mocno przybiera na sile. Najgorzej jest w przypadku przedmiotów ścisłych i zawodowych, gdzie zajęcia nierzadko muszą prowadzić emerytowani nauczyciele. Lubin nie jest tu wyjątkiem. O ile do tej pory z problemem braku kadr samorządom udawało się jakoś uporać, o tyle w najbliższej przyszłości może być z tym coraz trudniej. Czy rządowy projekt zmian w Karcie Nauczyciela zmieni ten niepokojący trend?
Tempo odejść nauczycieli ze szkół w ostatnich latach bije rekordy. Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, ale najważniejszy to oczywiście pieniądze. Kwestia wynagrodzeń od dawna jest podnoszona przez środowiska pedagogiczne. Efekt jest zwykle ten sam – brak zgody rządzących na podwyżki lub co najwyżej nieznaczne zwiększenie wynagrodzeń. Nie inaczej było ostatnio, kiedy to Związek Nauczycielstwa Polskiego wnioskował o 20-procentową podwyżkę, na co zgodzili się jedynie senatorowie. Sejm odrzucił propozycję ZNP, ale wcielił w życie pomysł resortu edukacji, zakładający podwyżki w wysokości 4,4 proc. To, wobec dwucyfrowej inflacji w kwietniu, jest dla nauczycieli realną obniżką zarobków. Więcej pisaliśmy o tym tutaj. Do frustracji płacowej dochodzi zmęczenie wywołane ciągłymi reformami edukacji, nieskuteczne strajki nauczycieli, osamotnienie w pandemii, wyzwania związane z przyjęciem ukraińskich uczniów itp. W konsekwencji coraz mniej osób decyduje się na zawód nauczyciela.
– Niedawno czytałem artykuł, że w całej Polsce brakuje 7 tysięcy nauczycieli. Ja ostatniego po studiach zatrudniłem osiem lat temu – przyznaje Dariusz Tomaszewski, dyrektor Zespołu Szkół nr 1 w Lubinie.
Od początku tego roku nauczyciele tracą też na pracy ponadwymiarowej, bo po zmianach podatkowych nie mogą odliczyć od niej składki zdrowotnej. Rząd uspokaja, że pod koniec roku za ten okres otrzymają zwrot. Jednak nikogo to nie pociesza, gdyż takie obietnice nie zawsze są spełniane, a ponadto wielu nauczycieli już teraz ledwo wiąże koniec z końcem. Sytuacja w szkołach jest coraz gorsza, choć z ust rządzących bardzo często o podniesieniu prestiżu zawodu nauczyciela.
Szczególnie źle sytuacja wygląda w szkołach technicznych.
– Ja z uwagi na problemy kadrowe w tym roku zamykam zawód technika architektury krajobrazu, który funkcjonował w szkole ok. 15 lat. Natomiast zawody technik pojazdów samochodowych i mechanik pojazdów samochodowych w przyszłym roku szkolnym będą ostatnimi rocznikami. Muszę je zamknąć, ponieważ nauczyciele przedmiotów zawodowych są już uprawnieniami emerytalnymi i nie mają komu przekazać tej sztafetowej pałeczki zawodowej – dodaje.
Zdaniem dyrektora sytuacja szybko nie ulegnie poprawie, wszak nikt „po politechnice nie przyjdzie pracować do szkoły za takie pieniądze”. Problemy kadrowe nie omijają też szkół podstawowych.
– Są trudności z obsadzeniem wielu niektórych przedmiotów, zwłaszcza tych ścisłych, jak fizyka czy chemia, gdzie godzin w tygodniu jest mało i nauczyciel często nie ma w szkole nawet całego etatu – uważa Andrzej Pudełko, naczelnik naczelnik wydziału oświaty Urzędu Miejskiego w Lubinie.
Dyrektorzy szkół oraz samorządy w ostatnich latach robili wszystko, by zapewnić nauczyciela do każdego przedmiotu.
– Albo zatrudniani są emeryci, albo nauczyciele się dokształcają i robią studia podyplomowe. To z kolei wpływa na jakość edukacji. Za kilka lat będzie dramat. Znalezienie dobrych nauczycieli podstawowych przedmiotów może okazać się jeszcze trudniejsze. A nowi nie garną się do zawodu. Ja też sobie nie przypominam, żeby ktokolwiek w ciągu ostatnich lat zatrudnił np. matematyka czy polonistę po studiach. Co z tego, że są pięknie wyposażone sale, programy edukacyjne typu „Laboratoria przyszłości”, jeśli nie będzie komu uczyć? – pyta retorycznie urzędnik.
Tymczasem minister edukacji zaproponował niedawno, by do szkół wróciła jedna, bezpłatna godzina „karciana”, którą w 2016 r. usunęła była minister edukacji Anna Zalewska. W tym czasie nauczycieli mieliby być w szkole do dyspozycji rodzica i ucznia.
Szef resortu chce też skrócić drogę awansu zawodowego nauczycieli. Rządowy projekt zakłada, by zlikwidować dwa pierwsze stopnie (obecnie występują cztery stażysta, kontraktowy, mianowany i dyplomowany – przyp. red.) i skrócić z sześciu do czterech lat możliwość osiągnięcia stopnia mianowanego. To, w opinii ministerstwa, ma pomóc w walce z negatywną selekcją do zawodu.
Czy pomysły Czarnka mają szansę odwrócić niepokojący trend w szkolnictwie? Czy zachęcą nauczycieli do pozostania w zawodzie lub skuszą nowe osoby do podjęcia pracy w szkole? Środowiska pedagogiczne wątpią.
– Myślę, że to nic nie da. To jest takie mieszanie we własnym sosie. Jakoś nie widzę, żeby to miało spowodować, że nagle pojawią się osoby nowe w zawodzie – uważa Andrzej Pudełko.