Mocno kocha swoje „bakłażanki” i musi dla nich żyć

8555

Jeszcze do niedawna wiodła spokojne i szczęśliwe życie. Do czasu, gdy w listopadzie minionego roku wszystko zaczęło się sypać niczym domek z kart. Najpierw na raka trzustki zmarła jej ukochana mama, a miesiąc później sama wyczuła guza na swojej piersi. Okazało się, że to rak złośliwy z licznymi przerzutami na inne organy. Małgorzata Bartosz z Lubina, bo o niej mowa, jest samotną matką dwóch wspaniałych „bakłażanków” i nawet nie wyobraża sobie, że mogłaby je zostawić. Dlatego prosi o pomoc w kosztownym leczeniu.

Pani Małgorzata, zaraz po wykryciu guza, wykonała szczegółowe badania diagnostyczne. – W grudniu rozpoczął się mój koszmar. Niestety okazało się, że mam raka złośliwego z licznymi przerzutami do węzłów, śródpiersia oraz wątroby. Jestem bardzo osłabiona, bywają dni, że nie mogę wstać z łóżka, a cała lewa strona ciała odmawia posłuszeństwa – mówi lubinianka.

Na początku marca planowane jest rozpoczęcie chemioterapii. 36-latka jest także w stałym kontakcie z kliniką w Niemczech.  – Tam są w stanie dobrać odpowiednie leczenie do rodzaju mojego nowotworu. Niestety już sam koszt badań w wysokości 3 tysięcy euro przerasta moje możliwości finansowe. Do tego dochodzą koszty suplementów oraz dojazdów – wylicza.

Właśnie dlatego konieczna jest nasza pomoc. Zbiórka na leczenie pani Małgorzaty odbywa się na portalu zrzutka.pl. Wstępnie została ona ustawiona na 100 tys. zł (z czego około połowę udało się już zebrać). To jednak prawdopodobnie nie wystarczy.

– Początkowo nie wiedziałam, ile na to wszystko będzie potrzebne. Zdawałam sobie jednak sprawę, że będą to duże pieniądze, których sama nie jestem w stanie zdobyć. Dlatego na razie zrzutka jest ustawiona na taką kwotę – tłumaczy pani Małgorzata.

Wkrótce odbędzie się konsylium medyczne, po którym 36-latka będzie wiedzieć więcej na temat stanu swojego zdrowia i kosztów leczenia.

Mimo potwornego bólu, jaki w ostatnich tygodniach towarzyszy lubiniance, a także coraz mniej optymistycznych wieści napływających od lekarzy, ona nie traci nadziei oraz uśmiechu na twarzy. Jak sama przyznaje, zawsze była osobą radosną, która potrafi się cieszyć z małych rzeczy.

9-letni Bartuś i 2,5-letnia Jagoda – to wspomniane „bakłażanki”, jak pieszczotliwie nazywa je mama. – Sama nie wiem, skąd to się wzięło. Czasem też mówię na nie „rzodkieweczki” – uśmiecha się pani Małgorzata.

– Kocham życie, a ponad je moje dzieci. Pomóż mi widzieć jak dorastają. Wiem, że jestem dla nich niezastąpiona. Proszę wszystkich o wsparcie, wierzę w dobro ludzkich serc – apeluje pani Małgorzata Bartosz.

Link do zrzutki dla lubinianki: https://zrzutka.pl/pomoz-mi-w-walce-z-rozsianym-rakiem-piersi.

Fot. Archiwum Małgorzaty Bartosz

0

POWIĄZANE ARTYKUŁY