Piłkarski świat pogrążony jest w żałobie po stracie wielkiego zawodnika, popularnego „El Dieza” („Dziesiątki”), a więc Diego Maradony. Jego pasję, miłość do futbolu i taniec z piłką podziwiał niejeden fan najpopularniejszej dyscypliny sportu na świecie. Ci, którzy mieli okazję grać u jego boku, albo przeciwko niemu na boisku, wspominają go, jako wyjątkowego człowieka. Taką osobą jest także były piłkarz Zagłębia Lubin Tadeusz Wiśniewski, który bronił bramki biało-czerwonych na linii defensywy właśnie przed Maradoną i jego kolegami z reprezentacji.
W 1979 roku w Japonii odbywały się mistrzostwa świata w piłce nożnej młodzieżowców (FIFA World Youth Tournament for The Coca-Cola Cup). Urodzony w Bytomiu, wspaniały niegdyś piłkarz Henryk Apostel (razem z Polonią Bytom zdobył w 1962 roku mistrzostwo Polski, przyp. red.) był w tym czasie trenerem biało-czerwonych w tej kategorii wiekowej. Szkoleniowiec miał w swojej drużynie wspaniałych zawodników jak choćby Andrzej Pałasz, który zdobył na tym turnieju 5 bramek i w ogólnej klasyfikacji zajął trzecie miejsce za Ramonem Diazem (8 goli) i Diego Maradoną (6 goli). Biało-czerwonych barw bronili wtedy także Andrzej Buncol, Jacek Kazimierski między słupkami polskiej bramki, a w defensywie pomagał mu nie kto inny, jak Tadeusz Wiśniewski, który zaczynał swoją przygodę z piłką w Zawiszy Bydgoszcz, a w Zagłębiu Lubin grał w sezonie 1984-1987.
W swojej grupie eliminacyjnej, Polska pokonała już Jugosławię 2:0 i Indonezję 6:0. Przyszedł czas na Argentynę.
– Turniej stał na naprawdę bardzo wysokim poziomie. Przez to właśnie, że wcześniejsze mecze z Indonezją i Jugosławią wygraliśmy, a także zrobiła to Argentyna, to nasza wspólna konfrontacja nie decydowała już kto wejście do dalszego etapu turnieju. Wchodziły bowiem dwie drużyny. Trener Henryk Apostel powiedział nam oczywiście, że jest to nasza życiowa szansa, że można zagrać z najlepszymi zawodnikami, ale też nas nie ustawiał pod takim kątem, że gramy z drużyną teorytycznie lepszą, że będziemy grali bardziej asekuracyjnie, że będziemy kontrować, tylko mieliśmy grać! Próbować to zremisować, a jak się uda to wygrać. Tak graliśmy. Dopóki była szansa, że był remis czy małą różnica bramkowa to staraliśmy się bardzo, graliśmy jak najlepiej mogliśmy. Pod koniec meczu, nie było już gonienia wyniku za wszelką cenę, bo wiedzieliśmy, że w perspektywie jeszcze przed nami dużo grania było po wyjściu z grupy – wspomina Tadeusz Wiśniewski, były defensor Zagłębia Lubin.
Przed dojściem do bramki Jacka Kazimierskiego, Tadeusz Wiśniewski zatrzymywał właśnie Diego Armando Maradonę.
– Wiedzieliśmy, że to jest inny styl gry. My, mamy taki bardziej usystematyzowany, drużynowy, taktyczny, a oni bardziej są nieprzewidywalni. Tworzą właśnie taką zabawę z grą. Muszę szczerze powiedzieć, że ich prowadził Luis Menotti (grał razem z Pele w FC Santos, trener między innymi FC Barcelony i kadry narodowej Argentyny przyp. red.), który miał później duże osiągnięcia. Prawdopodobnie właśnie on, prócz tej zabawy z piłką wpoił im tą grę zespołową. Grali bardzo dobrze technicznie, a jednocześnie skutecznie. Diego Maradona był naprawdę podporządkowany drużynie. On czasami, tak jak teraz Messi, cofał się do drugiej linii, rozgrywał tą piłkę i wchodził w pierwszą linię i zagrywał do Diaza, który strzelał bramkę. Nie robił czegoś takiego, że kiwał sam wszystkich i grał za siebie. Grał bardzo mądrze i odpowiedzialnie dla drużyny. To przynosiło bardzo duże efekty w dodatku przy ich umiejętnościach. Maradona był średniego wzrostu, bardzo dobrze umiał dryblować, balans ciałem, zastawiał się, miał bardzo dobry przegląd. Było widać, że jest lepszym o klasę zawodnikiem od pozostałych. Wszystko co potrafił, oddawał drużynie, która miała także wspaniałych innych piłkarzy i ostatecznie wygrała cały turniej. Wiedzieliśmy, że Argentyna z piłką potrafiła wszystko. Mieli większą technikę i takie kocie ruchy, my bardziej wytrzymali – mówi oldboj.
Kadrę Argentyny prowadził Luis Menotti, pod wodzą którego argentyńscy młodzieżowcy wygrali turniej. W finale, który odbył się w Tokio, pokonali 3:1 ZSRR. Polska zajęła ostatecznie czwarte miejsce. Później, kariera Diego Maradony rozwijała się. Jego piłkarskie losy śledził także Tadeusz Wiśniewski, który także rozwijał swój talent w kolejnych klubach.
– Bardzo mu kibicowałem. Jeżeli grali z Polską, to wiadomo, że biało-czerwonym, ale jeśli z kimś innym grała reprezentacja Argentyny to mu kibicowałem. Można powiedzieć tak, że Pele miał swój czas i był w nim najlepszy, a Maradona w swoim okresie też wiódł prym. Uważam, że Diego Maradona był największym królem futbolu w swoim czasie. Jak patrzyłem na niego, to później w tych mistrzostwach zdobywał ogrania już seniorskiego. W juniorskim można pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, kiwania i pokazania umiejętności ponad to, co potrzebuje drużyna. W seniorach już potrafił wziąć ciężar gry na siebie, kiwać kilku zawodników i strzelić bramkę. Był głównym motorem napędowym swojej ekipy – podkreśla Tadeusz Wiśniewski.
Nasz rozmówca pierwsze poważne granie rozpoczął w Zawiszy Bydgoszcz. Sport był od najmłodszych lat w kręgu jego zainteresowań. Zapytany, kiedy dostał swoją pierwszą „meczówę” odpowiedział, że tak naprawdę dopiero w klubie Zawiszy w juniorach i była to szyta w Wałbrzychu futbolówka. Wcześniej, jak to często bywało, piłkę miał zawsze jeden kolega, spotykali się na boisku i rozgrywali spotkania między podwórkami, aż w końcu w turniejach Dzikich Drużyn. Ważnym trenerem w jego piłkarskiej karierze był Henryk Apostel.
– Bardzo dobrze dobierał zespół. Umiał dostosować taktykę do przeciwnika. Myślę, że to takie pokłosie trenera Górskiego. Trener Apostel potrafił stworzyć niezwykłą atmosferę. Rozmawiał z zawodnikami. Na mistrzostwach świata byliśmy młodymi piłkarzami. Każdy w swoim klubie miał już jakieś małe doświadczenie w seniorskich zespołach, ale to były dopiero początki. Jak popatrzymy na ten skład, Andrzej Buncol, Marek Chojnacki, Krzysztof Baran, Jacek Kazimierski, Andrzej Pałasz czy Piotr Skrobowski. To jest ekipa, która już w seniorskiej późniejszej reprezentacji naszego kraju zafunkcjonowała. Marek Chojnacki, który rozegrał najwięcej meczy w naszej lidze w ekstraklasie. Ci zawodnicy okazali się trafnie dobranymi piłkarzami. To były mocne selekcje. Aby dostać się do reprezentacji Polski to odbywały się najpierw takie regionalne sprawdziany z trenerem kadry. Ja, byłem wtedy w Zawiszy Bydgoszcz, a z naszego makroregionu było jeszcze wielu piłkarzy z innych klubów. Później odbywało się zgrupowanie. Pamiętam Rembertów pod Warszawą, to była siedziba młodzieżowych reprezentacji. Tam graliśmy sparingi, różne turnieje, aż w końcu selekcja – komentuje były defensor Zagłębia Lubin.
Dla wielu młodych zawodników piłkarskimi idolami byli Gerard Cieślik, Włodzimierz Lubański czy Kazimierz Deyna. Dla młodego Tadeusza taką osobą był bez wątpienia trener Rzepka i Kamiński.
– Ja, pochodzę z Bydgoszczy i jak każdy chłopak graliśmy w Dzikich Drużynach, co w naszych czasach miało zdecydowanie większy o głębszy sens. Klub miał bardzo dobrze opracowany system selekcji młodzieży. Po Turnieju Dzikich Drużyn czy rozgrywkach szkół podstawowych, które klub organizował na swoim terenie, był taki wieloletni trener Konrad Kamiński, który wybierał do klubu tych wszystkich chłopaków. Później nas zaproszono do Zawiszy, dostałem dres, spodenki i korkotrampki. Byłem tak szczęśliwy, że mogę tam trenować i jeszcze otrzymałem takie dobra. Z trampkarzy przeszedłem do juniorów, a następnie do drugiego zespołu w drugiej lidze, gdzie wprowadził mnie trener Wojciech Łazarek. W wieku 17 czy 18 lat debiutowałem w pierwszym zespole, aż w końcu byłem podstawowym zawodnikiem, a po roku awansowaliśmy do ekstraklasy. Pierwszą osobą, która mnie tak docelowo trenowała przez ten młodzieżowy okres to był trener Leszek Rzepka, a później już trener Łazarek, z którym trafiłem do Lecha Poznań. A tutaj taka sytuacja, że jak Zawisza usłyszał, że chcę przejść do Lecha to mnie straszyli, że do wojska pójdę. Trener Łazarek powiedział, że jest jeszcze inne wyjście. Pójść na studia. Poszedłem w Poznaniu, a jak je zdałem na AWF to już znalazłem się w szeregach Lecha. Dwa razy Puchar Polski i mistrzostwo Polski zdobyliśmy za tego szkoleniowca. Był Mirosław Okoński, Adamiec, Szewczyk, Pawlak, Strugarek, Niewiadomski, Piotr Mowlik w bramce. Taką dobrą ekipę dobrał trener w tym Poznaniu – puentuje Tadeusz Wiśniewski.
Z Poznania Tadeusz Wiśniewski trafił do Zagłębia Lubin, gdzie już po roku grania na zapleczu I ligi, drużyna awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej w 1985 roku. W Miedziowym klubie urodzony w Bydgoszczy obrońca grał do 1987 roku. Na koszulce Wiśniewski grał z numerem 3. Był ostatnim stoperem, który zawsze mocno bronił dojścia do swojej bramki.
Z Tadeuszem Wiśniewskim rozmawiał Mariusz Babicz.