Przez cały dzień w parku Leśnym słychać było dziś dawną muzykę, przez którą przebijał się stuk kowalskich młotów. W słowiańskiej osadzie mali i duzi lubinianie uczyli się dawnych rzemiosł.
Kolejna lekcja żywej historii była częścią programu Europejskich Dni Dziedzictwa. To międzynarodowy projekt, którego celem jest promowanie zabytków, edukacja historyczna i kulturalna. Jego organizacją w Lubinie zajęło się tutejsze Muzeum Historyczne.
Na jednej z parkowych polan swoje warsztaty rozłożyli doświadczenia rzemieślnicy. Można było zostać czeladnikiem u kowala, szewca, garncarza, pszczelarza czy płatnerza.
– Robię bransoletkę dla mamy. I to wcale nie jest trudne – twierdzi Olgierd, który usiadł w warsztacie tkackim.
Kilka metrów dalej Maja wykuła właśnie swoją pierwszą w życiu ozdobę: metalowe serduszko. – Ciężko było trzymać młotek – przyznaje dziewczynka. Zabawa w kowala bardzo jej się podobała, ale w przyszłości planuje jednak wybrać inny zawód: – Chcę być piłkarką – mówi.
Rzemiosła uczyli się także dziś dorośli, którzy chętnie zabierali się do wyplatania koszyków, zaglądali do pszczelej pasieki i uważnie słuchali instrukcji szewca.
– Oprócz skórnictwa zajmuję się też innymi rzemiosłami. Jeśli tylko mam słuchaczy, uczę też i stolarstwa, wczesnego kowalstwa czy plecionkarstwa – mówi Witold Łuczyński, należący do głogowskiej grupy rekonstruktorów historycznych Cives Glogoviae 1253. Po wytwarzane przez niego przedmioty sięgają muzealnicy i miłośnicy historii żywej z całej Polski. – Sam też wytwarzam narzędzia, którymi się posługuję. Dziś coraz trudniej o surowiec, ale za to łatwiej o wiedzę na temat dawnych czasów. Kiedyś na specjalistyczną książkę polowało się po kilka lat. Teraz Internet ułatwia zdobycie informacji, dzięki czemu nasze przedmioty są coraz wierniejsze oryginałom – dodaje.
Jeden z kowali, Zdzisław Mejsak, przyjechał do parku Leśnego z Kościana. Wcześniej rokrocznie odwiedzał Legnicę, gdzie organizowany jest ogólnopolski Turniej Kowali. W tym roku tej popularnej imprezy nie było, czego mistrz kowalstwa żałuje, bo wykuwane przez niego przedmioty regularnie przynosiły mu nagrody.
– Mój tato był kowalem. Miał kuźnię na wsi, kuł konie, robił motyki, siekiery, lemiesze. Na przedmioty użytkowe nie ma już dziś zapotrzebowania, więc ja wykuwam róże i kobry – mówi Zdzisław Mejsak. – Lubię to, sam projektuję wszystkie przedmioty. Podpatruję też, co robią inni, bo jak w każdym fachu, tu też trzeba się ciągle uczyć i to najlepiej od najlepszych. I trzeba być cierpliwym, bo metal wymaga czasu – podkreśla.
Lubinianie uczyli się też dawnego pisma i próbowali swoich sił także w słowiańskich rywalizacjach sportowych, które tylko pozornie wyglądały na proste.
Do osady można wybrać się jeszcze jutro, w godz. 11-17. Gród posadowiony jest na polanie przy wejściu na Chróstnik.
Oprócz tej atrakcji w parku Leśnym pojawią się też zabytkowe auta. Ich właściciele zaparkują w pobliżu osi strzelniczych i będą czekać na lubinian od 10 do 18.